I znowu nadgodziny...

5.7K 535 174
                                    


CO ON DO, JASNEJ CHOLERY, WYPRAWIAŁ?!?

Stałem tak pod szafą, nadal nie rozumiejąc, co on właśnie zrobił. Patrzyłem nadal zszokowany na jego cholerną twarz. Czułem się jakbym był jakąś chorą nastolatką z rakowych opowiadań, tyle że to nie była wymyślona historia a moje życie.

Boże, losie, jak ja cię nienawidzę. Kto pisał ten jebany scenariusz?!

Nagle z boku zobaczyłem blask lampy błyskowej.

Czy ten sukinsyn właśnie zrobił nam zdjęcie?...

Już wiem, kogo bardziej będę wkurzał po śmierci niż wampirzego lorda. Chuj się nie pozbiera. Już ja tego dopilnuję.

Ale uspokójmy się. On nie był głupi. Musiał mieć cel.

Gdy się odsunął, zmarszczyłem wściekły brwi. Nadal mnie nie puszczał, mimo że zażarcie próbowałem się wyrwać.

— Ty chory pojebie — wycedziłem przez zęby, mierząc go wzrokiem, choć trochę się opanowując. — Teraz będziesz mnie tym szantażować?

—  Twoja umiejętność dedukcji jest powalająca — skomentował, unosząc pewny siebie kącik ust, chowając telefon do kieszeni spodni.

Nic na to nie odpowiedziałem, patrząc gniewnie w jego oczy, zaciskając zęby.

— Chcesz szpiega, którego wykorzystasz, a później zabijesz? — Analizowałem jego zachowanie i tylko to przyszło mi do głowy. Bo jaki niby inny można mieć cel?

— Czemu uważasz, że tak bardzo pragnę twojej śmierci? — zapytał spokojny, nic nie robiąc sobie z mojej złości.

Spojrzałem na niego jak na debila.

— Serio pytasz? No nie wieeem... — powiedziałem w ogóle niesarkastycznie, no serio, sama powaga. — Pomyślmy... Bo może jestem wampirem? Włamałem się do twojego biura? Właśnie zrobiłeś zdjęcie, które jak mój klan zobaczy, to skarze mnie na zadźganie kołkiem i spalenie żywcem? — Uśmiechnąłem się ironicznie.

Może pomińmy fakt, że prawie przeleciałem jego siostrę.

Alfa westchnął i mnie puścił, po czym zaczął podchodzić do biurka.

Czy on jest normalny?

Typ odwrócił się do mnie tyłem. Przecież gdybym to nie był ja, to z łatwością ktoś mógłby go w tym momencie zaatakować. Zacząłem rozmasowywać obolałe nadgarstki, patrząc na niego podejrzliwie. Co on próbuje osiągnąć?

— Mam po dziurki w nosie tego całego konfliktu — wyznał szczerze, siadając na fotelu i patrząc na mnie. — Chcę czegoś innego.

Nie powiem, koleś umiał zaskakiwać. Czułem się jak małe dziecko, któremu właśnie powiedziano, że Święty Mikołaj nie istnieje. Moja twarz wyrażała jedno wielkie "CO?".

— Sam przywódca wilkołaków ma gdzieś ich zatarcia z wampirami? Wow. Tego jeszcze nie grali — rzekłem lekko arogancko.

— A ty? — Posłał mi badawcze spojrzenie. — Nie jesteś idiotą. Wiesz, że te wszystkie walki do niczego nie prowadzą, a jednak w to wszystko brniesz, czyż nie?

Przemilczałem to, bo znowu miał rację. Ciężko to przyznać, ale w ocenianiu innych osób jest lepszy ode mnie.

Chyba że... To nie była umiejętność oceny, lecz skądś miał niektóre informacje, między innymi o mnie. Ale ile wiedział i skąd je miał?

Na powrót przyjąłem najmniej zdradzającą moje myśli twarz i przypatrywałem się jego najmniejszym ruchom z powagą, ale i ostrożnością.

— Ile o mnie wiesz? — Zadałem pytanie wprost.

Udowodnię Ci |BL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz