XIX: Kolejne kłamstwo?

4K 397 40
                                    

Plus mieszkania z Joem był taki, że zawsze kupował żywność czy niezbędne przybory domowego użytku. Nigdy nie żył na mój rachunek, ba, nawet kilka razy dorzucił się do czynszu, co było śmieszne. Kto by mu wypominał? Potrzebował noclegu, to nocował.

Przeszedłem z kuchni do salonu, by wziąć telefon ze stolika i schować go w kieszeni kurtki.

– I myślisz, że powinieneś to robić? – spytał, zajadając kanapkę.

– Nie wiem, Joe. Jeśli chodzi o sprawę biologicznych rodziców Noaha, to nic nie wiem. I najgorsze jest to, że chyba pierwszy raz w życiu chciałbym czegoś nie wiedzieć – westchnąłem, poprawiając kitkę z tyłu głowy.

– To znaczy, że się starzejesz – zażartował, a ja spojrzałem na niego pytająco. – Bo wiesz, wcześniej zrobiłbyś wszystko dla uczestniczenia w jakimś zdarzeniu, a teraz nie masz na to ochoty.

Wywróciłem oczami na jego słowa, chociaż wewnętrznie przyznawałem mu rację. Prawda tylko wyglądała tak, że czułem wyrzuty sumienia, interesując się rodziną nastolatka, a swojej nawet odszukać nie chciałem. To jakby dostać pstryczka w nos i to od samego siebie, który babra się w cudzych sprawach, własne pozostawiając niezałatwione. Tego przyjacielowi powiedzieć nie mogłem, bo wtedy starałby się mnie pocieszyć, znajdując „sensowne" powody, dlaczego nie ruszam Harrego. Niepotrzebny był mi adwokat.

– Zabawne, doprawdy. Jak Linn będzie mnie szukał, to jestem na ważnym spotkaniu. Odezwę się, jak wrócę.

– Mmm! – jęknął z pełnymi ustami, co kazało mi się na chwilę zatrzymać. Odezwał się dopiero gdy przełknął. – Mnie też zaprosił.

Nie oczekiwałem niczego innego. Joe i Linn dogadali się szybciej, niż przypuszczałem. Zaraz zaczęli plotkować o gwiazdach, gdy tylko sąsiad dowiedział się o jego zawodzie. Inną kwestią było, że nawet Joe umówił go z dwoma kobietami. Tak się właśnie zawiązywało przyjaźnie: umawiasz kogoś na seks. Grunt, że mój przyjaciel był zaradny, prawda?

– Super. A teraz żegnam.

Wyszedłem z mieszkania, bo czas zaczął powoli mnie gonić. Była prawie jedenasta, a Kim nie lubił spóźnienia. Co prawda, znaliśmy się od lat, ale oboje mieliśmy swoje granice tolerancji, których woleliśmy nie przekraczać. Wsiadłem do auta, zakładając okulary przeciwsłoneczne, które uprzednio wyjąłem ze schowka. Mimo rażącej gwiazdy na niebie, temperatura wybitnie wysoka nie była, dlatego też ubrałem się w zwykłą koszulkę, na to narzucając skórzaną kurtkę.

To nie miało być spotkanie służbowe, więc nie chciałem się stroić, jak to lubił robić Kim.

Po kilku minutach zaparkowałem nieopodal restauracji. Wziąłem głęboki oddech i dopiero wysiadłem. Nie wiedziałem, dlaczego tak ciążyła mi ta rozmowa, przecież robiłem to dla nastolatka. Czułem jednak, że zbyt pochopnie obiecałem Noahowi znalezienie jego rodziny. Prawdopodobnie on nawet moich słów nie wziął na poważnie, a ja wtedy po prostu chciałem poznać jego tajemnice.

Wszedłem do lokalu pewnym krokiem, szukając wzrokiem mojego starego przyjaciela. Ten siedział już przy stoliku w głębi sali i popijał zapewne kawę. Podszedłem do niego, więc od razu zwrócił na mnie swoją uwagę. Uśmiechnął się promiennie, wstając, by podać mi rękę na powitanie.

– Witaj, Ashkore.

– Witaj, Kim – odchrząknąłem, zajmując miejsce naprzeciwko niego.

Kelner praktycznie od razu znalazł się przy naszym stoliku, aby zapytać, czy coś zamawiamy. Poprosiłem go tylko o macchiato, a Kim podziękował. Gdy pracownik poszedł zrealizować moje zamówienie, oczy mężczyzny intensywnie wpatrywały się w moją osobę. Badał każdy skrawek mojej sylwetki, która znajdowała się ponad blatem. Czułem się, jakby szukał różnic w obecnym mnie, co delikatnie mnie rozbawiło.

Shall we//mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz