XX: Skarbie (Noah)

4.2K 408 75
                                    

Podbiegłem do drzwi cały zziajany. Wyjąłem z uszu słuchawki i przekroczyłem próg, słysząc głośne krzyki i śmiechy. Ze zmarszczonymi brwiami podszedłem do salonu, gdzie cała trójka popijała jakieś drinki, zajadała się pizzą i głośno przy tym gadała. Uśmiechnąłem się szeroko, starając się ich przekrzyczeć:

– Hej, co to za imprezka beze mnie?

Rita szybko do mnie podeszła, ale skrzywiła się na mój widok i zapach zapewne. Zdzieliła mnie w ramię, podając butelkę piwa, którą uprzednio otworzyła.

– Przyjechaliśmy się zabawić z okazji urodzin twojego kumpla, a ty sobie jakiś maraton urządzasz!

– Ok...

Byłem trochę sceptycznie nastawiony do picia po moich ostatnich przygodach. Solenizant, czyli Quentin, nie lubił alkoholu i nigdy go nie pił, z drugiej jednak strony w dniu swojej osiemnastki postanowił złamać tę świętą regułę dla kilku piw. Nie powinienem odmawiać. Nie dla niego i nie w tym dniu.

Westchnąłem, odstawiając butelkę na stolik.

– Co jest, kuźwa? – zdziwiła się Rita.

– Ej, jak nie chce, to go nie zmuszaj – w mojej obronie stanął Sylvain.

– Zgadzam się – wtrącił Qu.

– Nie, luzik – zacząłem się śmiać. – Po prostu najpierw prysznic, a potem zabawa.

Dziewczyna była bardzo zadowolona z moich słów, a reszta po prostu się zaśmiała z zaistniałej sytuacji. Poszedłem leniwym krokiem do swojej torby z ciuchami, by wyjąć z niej czyste ubrania i iść z nimi pod szybki prysznic. Nawet taki wypad za miasto nie powinien psuć mojej rutyny biegania. Nie robiły tego zarwane nocki, więc i to nie miało prawa.

Gdy wreszcie byłem czysty i pachnący wręcz, podszedłem do swojego telefonu, który leżał na pralce. Byłem ciekaw, czy Ash coś pisał albo może dzwonił, ale nic, telefon milczał. Musiałem przyznać, że było mi trochę z tego powodu przykro. Ja najchętniej spędziłbym weekend z nim na budowaniu naszego związku.

Zagryzłem wargę na samą myśl, że mówiliśmy o „związku". Prawdziwym. To żadna zabawa czy wymysł. Ciągle z tyłu głowy miałem obawy, że pewnego dnia stwierdzi, że do siebie nie pasujemy, nie lubi mnie w ten sposób. To nie dawało mi spokoju, choć starałem się myśleć o tym jak najmniej. Taki brak kontaktu niestety wpychał mnie na tę ścieżkę z powrotem.

Westchnąłem, blokując telefon i chowając go do kieszeni bluzy. Podwinąłem rękawy do łokci i wyszedłem, by dołączyć do moich przyjaciół. Ci dalej świetnie się bawili przy muzyce i jakiejś gierce planszowej. Dosiadłem się do chłopaków na kanapie, mając Ritę na prawo na fotelu. Dziewczyna od razu podała wcześniejszą butelkę piwa, na co odpowiedziałem śmiechem. Unieśliśmy szkła do góry na znak Sylvaina.

– Za naszego Quentina.

Świętowaliśmy tak z dwie godziny, rozmawiając i grając na przemian. Nasz solenizant po dwóch piwach stwierdził, że ma dość, ale my możemy pić, to nas przypilnuje. „Na jego koszt".

Wcale mnie to nie dziwiło. Dziwił mnie za to za każdym razem fakt, że nasza czwórka się dogadywała. Mieliśmy tyle sprzecznych. Na przykład Quentin nienawidził alkoholu, więc gdy już udało się go gdzieś wyciągnąć do baru czy na imprezę, to raczej był jak przyzwoitka w naszym gronie. Rita kochała imprezy i nie wyobrażała sobie weekendu bez mocnego drinka i tańca. Co do Sylvaina, to on nie lubił tatuaży. Odrażające dla niego było dziaranie czy posiadanie tuneli w uszach. O ironio, właśnie taka była Rita: wytatuowana i zakolczykowana, tak samo jak ja. Chociaż nie powinienem stawać obok niej, która ma dwa rękawy, pół pleców i ud usmarowanych tuszem pod skórą. Gdzie z moim orłem na ramieniu do jej możliwości. Albo z małym kolczykiem w brwi do tuneli w uszach, perle w języku i pępku. Zdecydowanie powinienem się wiele nauczyć od niej.

Shall we//mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz