XVI: Lubię cię (Noah)

4.7K 490 138
                                    

Przewracając się na drugi bok, moja ręka spotkała się z czymś puszystym i ciepłym. Przez chwilę nie mogłem rozpoznać kształtu ani tym bardziej rzeczy. Otworzyłem więc leniwie oczy, powoli irytując się, że dzieciaki wniosły coś do mojego pokoju. Jednak zamglonym wzrokiem dostrzegłem kota, który spał zwinięty w kulkę na poduszce obok mnie. Powoli przemierzałem pomieszczenie swoim spojrzeniem, coraz bardziej czując się zagubionym. Pokój był bardzo jasny. Na ścianach była zieleń, która bardziej przypominała szary. Wielka szafa, komoda, lampka przy łóżku, białe poduszki i popielata kołdra. Ciągle leżałem w bezruchu, aż w końcu postanowiłem usiąść. Natychmiast chwyciłem się za głowę, czując pulsujący ból.

Cholera, przecież tyle nie wypiłem.

To była pierwsza niepokojąca myśl w mojej głowie. Obce mieszkanie, niesamowity kac... Imprezowałem z obcymi ludźmi, ale przecież się pilnowałem. Tak sądziłem. Chciałem przecież tylko się rozerwać, a nie upić! Miałem więc pewność, że dobrowolnie nie wypiłbym więcej.

Rozejrzałem się po drugiej stronie pokoju, co było niezmiernie trudne, przez światło wpadające przez ogromne okna sięgające podłogi. Pojedynczy kwiat, jakieś lustro na ścianie i małe biurko od razu z widokiem na miasto.

Przełknąłem ślinę, czując narastającą panikę. Czy dorzucono mi jakąś pigułkę gwałtu do drinka? Zostałem wykorzystany? Byłem w jakimś hotelu? Spałem z facetem? Nie pamiętałem nawet, jak wyszedłem z klubu. A już tym bardziej z kim.

Pokój był zachowany w niesamowitej czystości, a w powietrzu unosił się tylko zapach jakichś kwiatów. Zrzuciłem gołe stopy na zimne jak cholera panele. Wtedy zwróciłem uwagę na swój ubiór. Szara koszulka, a na tyłku jedynie bokserki. Ktoś zdecydowanie mnie rozebrał. I nie podobał mi się ten fakt.

– Myśl, Noah. Co się wczoraj wydarzyło? – szeptałem do siebie, próbując sobie wszystko przypomnieć, ale guzik to dało z tym bólem.

Podszedłem chwiejnym krokiem do okna, za którym – tak jak myślałem – był widok na miasto i rzekę. Gdyby nie okoliczności, pomyślałbym, że byłem w jakimś raju dla bogaczy.

Zacząłem rozglądać się za swoimi ciuchami, aż w końcu odnalazłem je na krzesełku przy drzwiach. Wszystkie rzeczy osobiste leżały na górze ubrań, między innymi telefon, portfel. Sprawdziłem szybko zawartość obu tych rzeczy, ale banknoty się zgadzały, dokumentów nie brakowało, a telefon był nadal rozładowany. Odetchnąłem z ulgą, bo przynajmniej nikt mnie nie okradł.

Drugie drzwi w sypialni okazały się tymi od łazienki. Tam też się przebrałem i skorzystałem z ubikacji, a potem po cichu starałem się uciec z obcego mi mieszkania. To nie był hotel, zdecydowanie nie. Zaraz z sypialni trafiłem do salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Przepięknie to wyglądało, bo po raz kolejny było tu czysto. Kompletnie inaczej niż w moim pokoju...

Nie mogłem się oprzeć, by zrobić kilka kroków w stronę kanapy, ale zaraz się ocknąłem i szybko poszedłem do korytarza, gdzie zauważyłem swoje podniszczone trampki. Zawiązałem je z niemałym problemem i czmychnąłem. Nie wiedziałem, czy potencjalny ktoś był oprawcą, czy wybawicielem, więc trudno było mi mieć żal o niezamknięcie jego domu.

Pech chciał, że na klatce schodowej padłem na jakąś niską dziewczynę. Dosłownie wpadłem. Podniosłem czapkę, która wyleciała jej z rąk.

– Przepraszam.

– Ja też. – Uśmiechnęła się do mnie. – Mieszkasz tu? Pierwszy raz cię widzę.

– Co? – Zmrużyłem delikatnie powieki, bo słowa wciąż do mnie docierały w zaskakująco powolnym tempie. – Ach, nie. Byłem w odwiedzinach. Muszę iść.

Shall we//mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz