Był to luty.
Albo styczeń.
Na Syberii było trudniej odmierzać czas, ale Polska wiedział, że jest zima.
No bo totalnie nie ma opcji, żeby jakakolwiek inna pora roku była tak zima!
Rosja przyjeżdżał raz na miesiąc, co pozwalało starszemu mniej więcej odmierzać czas.
Ze swoim wiecznym uśmieszkiem wszedł do "domu" Łukasiewicza i na dzień dobry otworzył butelkę wódki.
Bez słów, jak zawsze.
Nie, żeby gospodarz narzekał. Mimo wszystko alkohol od Rosjanina dobrze rozgrzewał.
A Syberia była wystarczająco zima.
Po jakimś czasie picia fioletowooki złapał mniejszego za dłoń.
Blondyn bez słów odwzajemnił uścisk i patrząc większemu w oczy wypił kolejną porcję alkoholu.
W tej scenie rozumieli się bez słów, bez traktatów, bez szefów.Jedyne, co było im potrzebne, to kontakt tęczówek, oraz ciepło bijące z ich połączonych dłoni.
Gdyby tylko nie byli 'Rosją' i 'Polską', to...
Nie.
Stop.
Takie myślenie jest złe.
Bo jeszcze staniesz się bardziej zachłanny niż już jesteś.
Dłonie muszą ci wystarczyć.
I musisz na nie czekać przez kolejny miesiąc.
Dlaczego?
Bo są 'Polską' i 'Rosją'.
Następnego ranka Polska był sam na wiecznie zimnej Syberii.
Ale wciąż czuł ciepło otaczające jego dłoń.
CZYTASZ
Maki i słoneczniki, czyli RusPol w stu rozdziałach
FanficTowarzysze i obywatele. Uroczyście witam was w wytworze mojego zepsutego przez wattpada umysłu. Na temat tego cudnego shipu oczywiście