Trzy tańce

924 38 1
                                    

Deirdre odczuwała dziwny jakiś niepokój na samą myśl o tym, że kolejne trzy tańce miała przetańczyć z księciem. A co, jeżeli się zdradzi? Jeżeli książę odkryje, że młoda dama nie pochodzi z żadnego szlacheckiego rodu? A to na pewno się wyda – bo przecież szlachcianka powinna umieć prowadzić konwersację; tymczasem ona nie wyobrażała sobie rozmowy z owym jegomościem. A już na pewno nie podczas tańca.

Quinnelly był zupełnie inny; przy nim czuła się swobodnie, a jego talent do prowadzenia w tańcu sprawiał, że jego partnerka nie musiała w ogóle myśleć na temat stawianych kroków. Jednak dziewczyna wątpiła w to, by podobnym talentem odznaczał się książę, który już podczas chodzenia nie był zbyt zgrabny.

Chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że spotkał ją nie lada zaszczyt i że wiele młodych dam na jej miejscu byłoby naprawdę z siebie dumnych, Deirdre nie potrafiła pozbyć się dziwnego wrażenia, że oczekuje na następne tańce jak na ścięcie. Wodziła wzrokiem za księciem, co doprowadzało Quinnelly'ego do szału.

– Droga pani, mam nadzieję, że jegomość książę nie zaprząta twojej uwagi aż nazbyt – upomniał się w pewnym momencie.

– Proszę wybaczyć, szanowny panie – odparła, natychmiast odwracając twarz w kierunku swego partnera. – Czuję się dość... niepewnie, wiedząc, że zaraz mam z nim tańczyć. Nigdy jeszcze nie było mi dane tańczyć z księciem.

Te słowa sprawiły, że Quinnelly zaśmiał się w głos.

– Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać, moja pani – rzekł. – Czasami zdajesz się być gotową na wszystko lwicą... a w następnym momencie okazuje się, iż za tym groźnym stworzeniem kryje się kocię zaledwie.

Deirdre uśmiechnęła się dość przepraszająco. Quinnelly wyciągnął dłoń i delikatnie założył pasmo jej włosów za ucho.

– Istna anielica... a kryje w sobie demona – dodał trochę ciszej i nieco innym tonem; tonem, który sprawił, że dziewczyna nie była w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego i natychmiast wbiła oczy we własne stopy.

Jednak ktoś przyszedł jej na ratunek, chociaż ratunek to był dość wątpliwy. Jednakowoż obecność mężczyzny sprawiła, że Quinnelly musiał się odsunąć, by nie pozwolić innym na plotkowanie na temat zażyłości jego i panny Revelin.

– Nie wiedziałem, pani, że jesteś tu z partnerem – odezwał się swym ponurym tonem książę, który właśnie podszedł, by zabrać swoją partnerkę na parkiet.

Po dokonaniu prezentacji Deirdre starała się, jak mogła, by wyjaśnić, że nie łączą jej z Aidanem Quinnellym żadne bliższe stosunki, w co książę wydawał się zupełnie nie wierzyć; trudno było się temu dziwić, skoro sam Quinnelly wcale dziewczynie nie pomagał.

Wreszcie książę wraz z Deirdre oddalili się, a orkiestra zaczęła grać. Tak jak Deirdre przypuszczała, Gerard nie miał wielkiego talentu do tańca, chociaż tańczył z całą pewnością z większą gracją, niźli normalnie się poruszał. Nie sprawiało to jednak, by taniec z nim stał się chociaż trochę przyjemniejszy.

– Dziwny człowiek, ten Quinnelly – odezwał się po chwili.

– Uważam, że jest czarujący – odpowiedziała Deirdre, wiedząc, że nie powinna była tego mówić, jako że w ten sposób jedynie wzbudzała podejrzliwość księcia. Mogła dostrzec zdumiony wzrok w jego oczach i lekko uniesioną brew.

– Rzekłbym raczej, że nieprzyzwoity, moja pani – odparł twardo książę. – Moim zdaniem posunął się za daleko, dotykając twarzy pani, skoro nie jesteście tu razem.

Deirdre zarumieniła się. Oczywiście, wiedziała, że książę ma rację, lecz sposób, w jaki to wyraził, sprawił, iż miała ochotę zaprotestować. Nie odważyła się na to jednak, tylko pozwoliła przeprowadzić przed sobą podczas jednej z figur tanecznych.

KopciuszekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz