Książę pozwolił, by służący pozostali na zewnątrz, nadal szukając poszlak, podczas gdy sam wrócił do zamku. Ponieważ większość służby była zajęta, sam oporządził naprędce konia, a następnie wszedł szybkim krokiem do budynku; zdawał się utykać bardziej niż zazwyczaj, ale jednocześnie nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
Westybul był zupełnie pusty, co wcale go nie zaskoczyło – służący, którzy pozostali w zamku, mieli swoje zadania do wykonania, wobec czego żaden z nich nie śmiałby próżnować. Służący Gerarda mieli tę cudowną cechę, że rzeczywiście wykonywali swoje obowiązki sumiennie, nawet jeżeli nie było nikogo, by ich nadzorować.
Gerard nie trudził się nawet, by zdjąć z siebie płaszcz, jedynie zerwał z głowy kapelusz i cisnął nim gdzieś w kąt, nim ruszył ku wschodniemu skrzydłu. Musiał się wszystkiego dowiedzieć. Musiał usłyszeć to z ust Deirdre.
Gdy tak szedł, na korytarzu spotkał Annę, niosącą pustą filiżankę po herbacie na niewielkiej tacce. Dziewczyna, widząc go, przystanęła i dygnęła lekko, chyląc głowę.
– Jak czuje się panienka? – zapytał natychmiast, ignorując fakt, iż pokojówka spytała, czy nie zechciałby zdjąć płaszcza.
– Panienka uspokoiła się już nieco – odparła. – Musiałam, niestety, obciąć jej włosy. Nie mam pojęcia, co tam się wydarzyło, lecz jej stan... cóż... – Przerwała, nie wiedząc, czy wolno jej o tym mówić; nie chciała, by posądzono ją o plotkowanie. – Panienka wzięła kąpiel, po czym położyła się do łóżka, gdzie wypiła herbatę.
Tym razem książę nawet nie pomyślał o tym, by zbesztać dziewczynę za plotkowanie; prawdę powiedziawszy, chciał usłyszeć chociaż trochę więcej z ust Anny; nie chciał jednakowoż zachęcać jej do czczej gadaniny. A już na pewno nie przed widzeniem się z Deirdre. Postanowił zatem wpierw porozmawiać ze swoją narzeczoną, a jeżeli zajdzie po temu potrzeba, dopytać Annę o szczegóły.
Wkrótce pozwolił Annie odejść, sam zaś skierował długie kroki ku komnatom Deirdre. Zastanawiał się, o co powinien zapytać i jak sformułować owe pytania, by dziewczyna nie poczuła się w potrzasku – lecz jednocześnie zaznaczyć, że miała obowiązek odpowiedzieć.
Nie, nie podejrzewał, że Deirdre naumyślnie kłamała; obawiał się jednak, iż mogła być w szoku i nie chcieć się zwierzać, zwłaszcza jeżeli ktoś (książę bardzo starał się nie myśleć "Kindler") zrobił jej krzywdę. Tymczasem właśnie to było ważne, by odpowiadała – i to szczerze. Nie robił tego dla własnej uciechy; chciał wiedzieć, kogo ma ukarać za jej stan. I chciał móc o nią zadbać tak, jak na to zasługiwała.
Na moment przystanął przed drzwiami, które prowadziły do jej sypialni. Miał nadzieję, że Deirdre czuła się dość dobrze, by się z nim widzieć... Kiedy ją żegnał, nie wyglądało na to, by była nazbyt poraniona, jednak jego zdenerwowanie mogło pogorszyć mu wzrok czy też pamięć. Ponadto doskonale wiedział, że nie tylko fizyczne obrażenia mogły sprawić, iż mogłaby nie chcieć się z nim – lub kimkolwiek innym – widzieć.
Nie miał jednak wyboru. Cóż, owszem, mógłby poczekać do rana, lecz wówczas byłby obrzydliwie pobłażliwy dla Kindlera, który zyskałby jeszcze więcej czasu na ucieczkę lub załatwienie sobie jakiegoś alibi.
Gerard zamknął oczy i uniósł dłoń, by zapukać. Usłyszał cichy głos swojej narzeczonej, lecz tak naprawdę nawet nie czekał na zaproszenie, by wejść. Kiedy przekroczył próg, zobaczył ją – bladą niemal tak samo jak pościel, w której leżała. Jej jasne włosy były rozsypane na poduszce za jej plecami i głową. Rzeczywiście były krótsze, lecz w tym momencie nie mogło to mieć mniejszego znaczenia.
– Boże... Deirdre... tak się bałem – wyszeptał, nie zważając na zasady dobrego wychowania, i niemal podbiegł do niej, chwytając ją za ramiona i obsypując jej twarz pocałunkami. Tak delikatnymi, że równie dobrze mogłyby to być muśnięcia skrzydeł motyla. – Anna powiedziała, że już się uspokoiłaś.
CZYTASZ
Kopciuszek
Romans- Nikt nie zarezerwował sobie tych tańców. (...) - Właśnie to robię - powiedział dość bezceremonialnie książę, po czym wyciągnął ku niej dłoń. Irlandia, wiele lat po zakończeniu Wielkiej Wojny, która pochłonęła większość znanej nam cywilizacji. Deir...