Zdrada

556 30 2
                                    

Kiedy drzwi zamknęły się za księciem, Deirdre wreszcie mogła głęboko odetchnąć. Usiadłszy na skraju łóżka, ukryła twarz w dłoniach. Cała się trzęsła i trudno jej było nabrać każdy kolejny oddech.

Najgorsze jednak było to, iż wiedziała, że jej strach nie jest spowodowany samą obecnością księcia. Raczej faktem, iż mógł on odkryć coś, o czym ona bardzo nie chciała mu mówić. Coś, co doskonale wiedziała, że jest złe... i gdyby on się o tym dowiedział, miałby wszelkie prawo nie tylko się gniewać, ale i złamać swoją obietnicę.

Dopiero teraz jednak zdała sobie sprawę z tego, iż fakt, że uznawała Gerarda za potwora, nie był jego własną winą. Trudno byłoby rzec, że wyłącznie jej, ale to ona w głównej mierze się do tego przyczyniła. Przez ostatnie miesiące pielęgnowała w sobie nienawiść wobec człowieka, który najwyraźniej zrobiłby wszystko, byleby tylko czuła się tu jak u siebie w domu, mimo że ona zachowywała się wobec niego tak obcesowo.

Z wolna odjęła dłonie od twarzy, która była teraz tak blada, że przypominała raczej oblicze trupa. Książę traktował ją lepiej, niż na to w istocie zasługiwała. Gdyby jednak dowiedział się o tym, co ukrywała, jak wiele by się zmieniło? Czy mężczyzna nie zamknąłby jej w jakimś obskurnym pokoiku, gdzie nie musiałby jej oglądać? Czy nie na to zasługiwała?

Otarła z oczu łzy. Nie wiedziała, kiedy się tam pojawiły, lecz sprawiły, że jej pole widzenia nagle stało się zamglone. Dłonie jej drżały, kiedy sięgała pod poduszkę. Miała zaledwie godzinę, by przygotować się do kolacji, a jednocześnie wszystkiego się pozbyć.

Była taka głupia. Wikłanie się w coś, co nie mogłoby mieć przyszłości, było idiotyzmem. Szaleństwem. Zwłaszcza gdy ta druga strona jedynie podsycała jej bezpodstawną nienawiść i pogardę... Gdyby się na to nie decydowała, pewnie byłaby teraz szczęśliwsza, już przyzwyczaiwszy się do myśli, iż za parę tygodni będzie mężatką. Być może nawet nauczyłaby się lubić Gerarda.

Jej palce zacisnęły się mocno na kartkach papieru, które trzymała. Na arkusiki spadło parę kropli, więc raz jeszcze otarła oczy dłonią.

Na ostatni list nie zdążyła odpisać; nim książę wszedł do jej komnaty, usiłowała skomponować w głowie odpowiedź. Gra na fortepianie ją odprężała i pomagała jej się skupić, dlatego tym właśnie zajmowała się w momencie, gdy usłyszała pukanie do drzwi.

Chociaż doskonale wiedziała, że powinna zająć się przebieraniem do kolacji, rozwinęła karteczkę spoczywającą na samym szczycie stosiku, który trzymała w dłoniach. Była ona pokryta drobnym, eleganckim pismem, które do tej pory wywoływało uśmiech na jej twarzy, które pokrywało jej policzki przyjemnym rumieńcem. Teraz zaś rumieniła się ze wstydu.

Najdroższa, czytała,

Wybacz, że tyle to trwało... ale nareszcie jestem na kontynencie i wreszcie zmierzam do ciebie. Odnajdę cię w zapyziałej twierdzy tej bestii i zabiorę ze sobą. Już nic nas nie rozłączy, najdroższa, najukochańsza Deirdre, słyszysz? Nic. A już na pewno nie ten potwór, który więzi cię w miejscu, gdzie twoja najsłodsza stopa nigdy nie powinna była postać. Wrócisz do domu ze mną, a ja zbuduję dla nas miejsce, które będzie twoim domem już na zawsze. Daj mi tylko znać, że otrzymałaś tę wiadomość, że twoje serce wciąż jeszcze należy do mnie (choć wiem, że tak jest), a ja już znajdę sposób, by cię wykraść.

Całuję twe rączki, moja śliczna.

A.Q.

Nagle zrobiło jej się niedobrze. Czuła obrzydzenie do samej siebie. Nie chciała, by książę kiedykolwiek się o tym dowiedział, lecz z drugiej strony jak mogli budować na takich podstawach? Na jej kłamstwie?

KopciuszekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz