Melancholia

432 25 1
                                    

Kiedy parę godzin później książę wrócił do rezydencji, dowiedział się od pokojówki, że panienka poprosiła o poinformowanie nauczycieli, iż dzisiaj nie skorzysta z ich usług. Następnie poprosiła swoją osobistą służącą, by pomogła jej przygotować się do snu, chociaż było dopiero popołudnie.

– Według mnie, proszę najjaśniejszego pana – rzekła cicho pokojówka – coś złego się stało. Chyba panienka chora jest.

Gerard nie słuchał już jej ostatnich słów. Wcisnął jej w ręce kapelusz i laskę, a następnie tak szybko, jak mu na to pozwalała sztywna noga, ruszył w kierunku komnat swojej narzeczonej. Ignorował przy tym wszystkich służących, którzy kłaniali się przed nim, jakby w ogóle ich nie widział.

Do tej pory Deirdre uczyła się z wielką radością. Może i sytuacja, w której przyszło jej rozpocząć naukę, nie była najlepsza, ale zdawała się naprawdę cieszyć faktem, iż mogła dowiedzieć się czegoś nowego. Inaczej nauka nie przychodziłaby jej z taką łatwością. Przecież wszyscy nauczyciele ją chwalili... Naprawdę była bystra, pomimo tego, iż pochodziła z niskiej warstwy społecznej; niejedna dobrze urodzona dama mogłaby pozazdrościć jej takiego umysłu. A ona doprawdy zdawała się czerpać wiele radości z tego, że poza inteligencją mogła poszczycić się teraz wiedzą godną kandydatki na księżnę.

Nie wierzył toteż, że kobieta taka jak ona mogłaby z własnej woli opuścić którekolwiek zajęcia. Mógłby tak pomyśleć, gdyby Deirdre unikała lekcji wcześniej – lub gdyby wiedział, iż uczyła się dla niego. Ale że robiła to wyłącznie dla siebie... rzeczywiście coś się musiało wydarzyć, skoro zrobiła coś podobnego.

Ponadto fakt, iż dziewczyna postanowiła położyć się spać tak wcześnie... Owszem, ta pora roku niekiedy skłaniała do melancholii. Późnym popołudniem robiło się ciemno, a brak światła słonecznego nierzadko męczył. Lecz do tej pory nigdy nie spostrzegł, by to zachęciło jego narzeczoną do częstszego odpoczywania.

Tym razem nawet nie zapukał. Chociaż osobista pokojówka Deirdre próbowała go powstrzymać od wchodzenia ("panienka źle się czuje"), odepchnął ją na bok, grożąc, że jeżeli zrobi to raz jeszcze, zbije ją jak psa. Dziewczyna zatem ukłoniła się głęboko i wycofała, pozwalając księciu otworzyć drzwi i przekroczyć próg.

Deirdre rzeczywiście leżała w łóżku, lecz mężczyzna nie widział jej twarzy. Była odwrócona plecami do niego, skulona, jak gdyby przepełniał ją ból, a kołdrę miała podciągniętą pod samą brodę. W tym momencie naprawdę wyglądała tak, jakby była chora.

– Najdroższa – zwrócił się do niej, lecz ona nie odpowiedziała. I prawdę powiedziawszy, tym razem jego zmartwienie zagłuszyło zwykłą irytację. Nie mógłby się na nią złościć, widząc, w jakim była stanie.

Podszedł do niej szybko, krzywiąc się lekko. Nie powinien był się tak śpieszyć... jego noga znowu rwała mocniej niż zazwyczaj. Ale jak niby miał się nie śpieszyć, słysząc po powrocie do domu, że z jego ukochaną coś jest nie tak?

– Wezwę medyka – obiecał, kuśtykając bliżej niej, po czym usiadł na skraju jej łóżka, wyciągając dłoń, by delikatnie pogłaskać ją po włosach. Starała się uchylić, ale jej się nie udało. Nie rozumiał jednak jej zachowania; jeszcze tego samego ranka żegnała go z uśmiechem. Co wydarzyło się podczas godzin jego nieobecności?

Zamknął oczy. Czy tego chciał, czy nie, choć o wiele słabszy, jego gniew wreszcie niczym uśpiony smok zaczął podnosić głowę. Chciał wiedzieć, dlaczego kobieta, która już zdawała się obdarzyć go choćby zaczątkiem sympatii, znowu go unika. Takie rzeczy nie działy się bezpodstawnie. A cóż mogłoby się wydarzyć w rezydencji tak spokojnej jak ta? Nie spotkała tu nikogo prócz służby i nauczycieli...

KopciuszekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz