Rozdział 37

6.6K 217 30
                                    

Oczami Rose

Minęły trzy dni od tego jak dowiedziałam się, że prawdopodobnie mam raka. Czekam tylko aż miną te dwa tygodnie i pujdziemy do tego lekaża. Chce wiedzieć co się ze mną dzieje. Od wczoraj nie wymiotuję już krwią ale jednak boje się, że to może powrócić. Nie dopuszcza do siebie nikogo. Nie chcę z nikim rozmawiać ani mieć kontaktu. Aron codziennie prubuje do mnie zagadać ale mu nie wychodzi. Nawet Luke i mój przyszywany tata mnie odwiedzili. Chwilę z nimi pogadałam ale jakoś nie dawałam rady przez te myśli o raku.

Teraz ogulnie siedzę w pokoju jak to zwykle i patrzę w okno. Aron od dwóch dni chodzi cały czas poddenerwowany nie wiem o co chodzi. Jak się nawet o to go zapytam to tylko mówi, że jest okej. Ja w to nie wierzę nie był taki. Kiedy mam się położyć do łóżka i sie przespać to do pokoju wpada Ethan i nic nie mówiąc dosłownie wyrzuca mnie za drzwi . Biegnie ze mna do wyjścia z domu.

-Ethan co się dzieje!? - krzyczę ledwo mogąc za nim nadążyć.

-Zaatakowali nas - zatrzymujemy się przy murze i rozgląda się.

-Kto niby - mówię szeptem a on ciągnie mnie do samochodu

-Południowe stado czarnych kłów. Aron nie wywiązał się z jakiejś umowy i nas zaatakowali - wpycha mnie do samochodu i mówi do jakiego goscia za kierownicą aby jechał jak najdalej.

-Ethan nie, nie możecie mnie odesłać w bezpieczne miejsce! Muszę wam pomóc! Ethan zrozum nie mogę was zostawić! - chwytam go za rękę

-Nie możesz tu zostać! Zginiesz!

-I tak umieram! Mam raka! - on patrzy na mnie z smutkiem

-To jeszcze nie potwierdzone - wyrywa rękę i zamyka drzwi od auta a za nim zdanrzam je otworzyć to kierowca je zamyka i odjeżdża z pieskiem opon z posesji.

-Masz się zatrzymać ale to już! - szarpię za klamkę

-Nie mogę luno. Rozkaz Alfy mam cie wywieźć jak najdalej mogę -  jedzie bardzo szybko nawet nie wiem gdzie. Drzewa migają mi tylko jedno po drugim. I co? To wszystko ma się tak skończyć ? Aron ma zginąć? Ethan, tata też? Nie mogę przecież na to pozwolić! Muszę coś wymyślić.

- Ej, bo jest mi niedobrze, proszę zatrzymaj się - okej to nie jest za dobry plan ale musi się udać. On tylko przewraca oczami i mi podaję papierową torebkę - no wiesz ty co? Sikać też mi się chce!

-Alfa ostrzegał, że możesz coś takiego wymyślić, więc z tego co wiem, wy kobiety możecie długo się wstrzymywać - mówi nie wzruszony a ja siedzę z rozdziawioną buzią. Ugh popamiętasz mnie Aron. Tracę już wszystkie nadzieję na ucieczkę kiedy w nasze auto uderza coś z ogromnym impetem. Co to do cholery jest!? Auto gwałtownie zbacza  z drogi i uderza z ogromną siła w drzewa i ląduje na dachu. Kiedy dochodzę do siebie. Zaczynam się rozglądać. Wyplątuję się z pasów bezpieczeństwa i kiedy mam już odblokować drzwi to koło jednego z drzew widzę wielkiego szarego wilka. Przełykam glosno śline. Mój towarzysz jest nieprzytomny. Ostrożnie odblokowuję zamki w aucie i podchodzę do drzwi z prawej strony. Cicho otwieram drzwi i wychodzę z auta tak aby wilk mnie nie zauważył. Naszczescie się nie zatrzasnęły. Ile sił w nogach biegnę głęboko w las. Słyszę wycie wilka. O nie skapnął się. Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawia się chatka. To ta w której ukryłam się przed Aronem i tam gdzie znalazł mnie Ethan! Wbiagam tam i biegnę na najwyższe piętro. Kiedy słyszę że wilk jest wystarczająco blisko staje na parapecie i skacze do najbliższego drzewa schodze po nim i uciekam. Mam chwilę czasu za nim ten wilk mnie wywęszy. Biegnę w stronę domu watachy. Nagle słyszę wycie. Przeraźliwie wycie. O nie nie nie cxy to wycie Arona!? Zwiększam tępo. Nie wiem z kond we mnie tyle siły i że tak szybko w ogóle biegnę. Wpadam na polane przed domem i widzę wielkie pobojowisko. Wszędzie ciała i naszych wilków jak i przeciwników. Przełykam glosno slinę i biegnę na sam środek gdzie walczą dwa ogromne wilki. Widząc broń która może mi się przydać biorę ją. Są to łuk i strzały. Celuję w wilka który chce podejść do Arona od tyłu. Naszczęście trafiam. I kiedy jestem już dosyć blisko aby mu pomóc, jego przeciwnik zadaje mu ostateczny cios. Aron pada nieprzytomny na ziemię. Widzę jak się przemienia, ma poobijaną i pokaleczona twarz. Po chwili dostrzegam że ma wielką szrame na boku. Coś we mnie pęka. Zdecydowanym krokiem idę w stronę tego gnojka który warzył się tak go potraktować. Oj popamięta mnie!! Poczułam mały ucisk w klatce piersiowej ale zignorowałam to. Teraz liczy się Aron.

Przepraszam, że w niedziele nie było rozdziału ale no nie miałam czasu. Przepraszam. I od 8 lipca do 20 lipca nie będzie rozdziałów. Ale nie martwcie się do soboty rozdziały bendą się pojawiać codziennie. Chodź tak wam to mogę wynagrodzić😍😍 I chcę poinformować, że zbliżamy się wielkimi krokami do końca książki😘😘 Dozobaczenia

Moja MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz