Prolog

2K 92 89
                                        

Ulewny deszcz padał w okolicy już od wielu dni, sprawiając, że majdan przed karczmą, pełen grząskiego błota, nie był idealnym miejscem do pojedynku. Lecz to nie przeszkadzało Bohunowi ni o jotę. Musiał zmierzyć się z tym parszywym wyrostkiem Dońcem, który w swych prześmiewkach posunął się za daleko.

Owszem, Jurko wiedział, że jest znany na całą Ukrainę nie tylko ze względu na swe męstwo, czy też przez to, że stanął po stronie Chmielnickiego. Coraz więcej ludzi na jego widok spoglądało nań z politowaniem i szeptało o ,,Laszce", co to mu ją szlachcic odbił, mimo że ją z Baru uprowadził i u wiedźmy ukrył. Niektórzy szepczący po kątach Kozacy zdawali się mu współczuć, bo wiadomo, że dziewka jemu przeznaczona była. U innych natomiast dostrzegał w oczach prześmiewczy błysk.

Bohunowi nie wadziły owe szepty czy ukradkowe spojrzenia, bo od dawna nie liczył się z tym, co ludzie o nim myślą i co powiadają. Jego serce wciąż nie mogło zabliźnić się po tym co przeżył. Wciąż miłował Helenę i pogodził się z wizją dokonania swego kozaczego żywota w samotności i bólu. Bywały chwile, że starał się po prostu zapić tak, aby choć trochę zapomnieć o stracie swojej umiłowanej.

Właśnie w jednej z takich chwil, w karczmie położonej gdzieś na Zaporożu, znany na całą Ukrainę watażka usłyszał, jak ktoś śmie wyśmiewać się z niego o wiele za głośno, niż pozwala na to pojęcie szacunku. Pewien młody Kozak, nazwiskiem Doniec, którego Bohun miał wątpliwą przyjemność poznać jeszcze na początku powstania, pod wpływem gorzałki zaczął wyśmiewać ,,Miłosne perypetie podpułkownika Bohuna". Nie miał pojęcia o tym, że obiekt jego przytyków siedzi w tej samej karczmie, oddalony zaledwie o kilka stołów.

Obdarzony porywczą naturą Jurko, dodatkowo będący pod wpływem mocnej siwuchy, usłyszawszy mołojca porwał się z impetem z ławy, gotów rzucić się na niepochlebnego rozmówcę z pięściami. Porwał chłystka za fraki i wygarnął mu, co myśli o mówieniu o kimś za jego plecami. Młody Kozak przestraszył się nie na żarty, postanowił jednak odgrywać, że jest hardy i kogoś takiego jak Bohun wcale się nie boi. Watażka natomiast był tak wściekły, że postanowił nauczyć wyrostka, czym mogą być konsekwencje mówienia o kimś za głośno.

— Stań do walki, plugawy szczeniaku! — krzyknął Bohun i wyprowadził Dońca przed karczmę.

Razem z młodym Kozakiem i Bohunem na majdan wyszli wszyscy zgromadzeni w budynku Kozacy, kupcy i nawet sam karczmarz. Nie minęła krótka chwila, a każdy z gapiów, jak i mężczyźni zamierzający się pojedynkować, ociekał od ulewnego deszczu. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Każdy był ciekawy rezultatu owej potyczki, chociaż była ona przesądzona. Jedyna bowiem szabla, która kiedykolwiek dała radę szabli atamana należała do Michała Jerzego Wołodyjowskiego. Jego legenda dotarła nawet i w te zakątki ukraińskiej ziemi. Legenda pierwszej szabli Rzeczypospolitej.

Wszyscy wiedzieli więc czyją klęską zakończy się owa potyczka. Jurko poprawił mokre włosy, które opadały mu na czoło i zwrócił się do wyrostka tak głośno, by wszyscy go słyszeli:

— Wszyscy słyszeli twój mielący ozór, wyrostku. Wszyscy są świadkiem potwarzy, jaką mi uczyniłeś. Nauczę cię więc moresu. Stawaj do pojedynku! — rzekł rozwścieczony Bohun szykując się do walki.

Jeden z towarzyszy Bohuna podał walczącym ich szable. Mimo rzęsistej ulewy każdy, kto wyszedł z karczmy po zamieszaniu wywołanym przez całą sytuację, czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Ludzie rozstąpili się jedynie, aby zrobić więcej miejsca walczącym. Słychać było jak deszcz bije o ziemię i dach karczmy.

Zalegającą ciszę przerwał młody Doniec z krzykiem rzucając się na Bohuna. Mimo że Jurko był kompletnie pijany, z gracją wytrawnego szermierza odpierał ataki młodego Kozaka. Myślał, że zrani jedynie tego niedoświadczonego młokosa, dając mu tym samym nauczkę. Stopniowo jednak zaczął w nim narastać gniew. Było to coś więcej niż gniew na samą potwarz. Jurko był wściekły na siebie, swoje życie, Skrzetuskiego i Helenę.

Cios za ciosem trwali tak w szaleńczym tańcu dwóch szabli, lecz nikt ich nie dopingował, nie wykrzykiwano ich imion. Każdy w nabożnej ciszy obserwował walkę, pełen podziwu dla kunsztu starszego z pojedynkujących się. Wraz z upływem czasu można było dostrzec zmęczenie ze strony młodego Dońca i coraz większą przewagę Bohuna. Wszystko znacznie utrudniał lejący nieprzerwanie deszcz.

W pewnej chwili Bohun poślizgnął się na błocie i prawie by upadł, niezręcznie utrzymując równowagę. Sytuację tę wykorzystał jego przeciwnik, raniąc go rozlegle szablą w udo. Bohun, oszołomiony poniesionym obrażeniem, rozzłościł się jeszcze bardziej i mimo krwawiącej nogi rzucił się do ataku. Zapomniał o tym, że miała być to dla młodego Kozaka nauczka. Teraz walczył, żeby zabić.

Cios za ciosem zyskiwał jeszcze większą przewagę nad młodzieńcem. Doniec zaczął się wycofywać na drugą stronę majdanu przed karczmą, lecz Bohun dążył za nim, zostawiając za sobą krwawy ślad. W końcu wykorzystał chwilę jego nieuwagi i zadał mu szablą śmiertelny cios w brzuch. Młody Kozak zdążył jedynie szeroko otworzyć oczy i padł martwy na ziemię.

Sam Jurko natomiast osunął się na kolana, wciąż trzymając w dłoni swoją szablę. Po chwili podbiegli do niego jego druhowie, aby zatrzymać krwawienie z jego rozległej rany.

Do Bohuna i jego towarzyszy podszedł również powszechnie im znany Iwan Krzywonos, Kozak poważny i szanowany, nie tylko ze względu na pokrewieństwo z wielkim pułkownikiem Krzywonosem, ale też ze względu na własne męstwo. Postawą swą budził powszechny szacunek. Rosły i krzepki, mimo średniego już wiekum roztaczał wokół siebie aurę szacunku i powagi.

Krzywonos spojrzał na Bohuna, zapewne po to, by sprawdzić, czy ten żyje jeszcze, pogładził swoje czarne jak noc wąsy, i zwrócił się do zebranych na placu:

— Koniec przedstawienia, wiadomo kto zwyciężył, no, już, rozejść mi się, jeno niech ktoś pośle po cyrulika.

Następnie podszedł do towarzyszy młodego Dońca i powiedział:

— Widać, co tu zaszło. Wszystko zgodnie z honorem. A żeby mi który próbował się komuś poskarżyć. Pojedynek rzecz święta. A teraz zabierzcie stąd ciało i żebym was już nie widział.

Grupa towarzyszy zabitego podeszła więc do ciała, aby je zabrać. Sam Krzywonos natomiast pomógł kompanom Bohuna zanieść przytomnego jeszcze watażkę z powrotem do karczmy.

— Jak zdołam ci się za to odwdzięczyć Iwanie? — Bohun zadał to pytanie będąc już na granicy omdlenia od utraty krwi. — Te wyrostki mogły chcieć mnie dobić. Winien więc ci jestem swe życie.

— Potraktuj to jako przysługę od druha. Może kiedyś o ten dług się upomnę — rzekł Krzywonos.

Ostatnie zdanie odbijało się echem w głowie Bohuna, który zaraz potem stracił przytomność.

Ostatnie zdanie odbijało się echem w głowie Bohuna, który zaraz potem stracił przytomność

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

ZACZNIJ OD" KOZACKIEJ BRANKI" ŻEBY NIE BYŁO SPOILERÓW😉

Witajcie Hajduczki w Bohunie po restauracji. Fabuła się nie zmienia. Jakość zdań owszem. Trochę zdanek dojdzie. Jaram się jak pochodnia. Miłego czytania.

Jak się podoba banerek?


Bohun sadly ever after?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz