Rozdział 33. Sasza i ratunek

673 37 32
                                    

Jeszcze nigdy w swoim młodym życiu Sasza nie był tak zakurzony. Ze wskazówek jego matki wynikało, że jest już u kresu swej podróży. Czuł się tak zmęczony, że zdawało mu się, iż zaraz przyjdzie mu usnąć w kulbace, wiedział jednak, iż nie ma czasu na wypoczynek. Matka powierzyła mu przecież tak ważne zadanie, wiedział, iż nie ma ani chwili do stracenia. Przemierzał tedy nieznane sobie okolice, które kiedyś były tak bliskie jego rodzicielce. Jako że matula potraciła wszystkich krewnych w czasie powstania Chmielnickiego, czy też na skutek wielu okolicznych zaraz, gdy wychodziła za mąż za ojca, była na świecie sama jak palec, tedy nie mieli kogo odwiedzać w tej okolicy. Wszystko było dlań nowe, lecz nie miał czasu na podziwianie sielskich widoków. Dotarł wreszcie do charakterystycznego rozwidlenia dróg z wielkim głazem narzutowym. Teraz zostało mu tylko skręcić w lewo i wkrótce dojedzie do chutoru Krzywonosów.

Do owego chutoru wrócili niedawno jego strudzeni mieszkańcy, po tym, jak przetrząsnęli w poszukiwaniach teren kilku okolicznych wiosek. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a oni łamali ręce, nie znajdując żadnej poszlaki, co do tego, gdzie też mogłaby zostać uprowadzona Anastazja.

Iwan strapiony przywitał się bez słowa z żoną, ona zaś przekazała mu wieści, iż był już u nich Bohun i po niespełna godzinie wyjechał. Było to niespełna dzień wcześniej, toteż wszyscy żałowali, że ani ojciec, ani Anton czy Daniło, nie wyminęli się z nim po drodze, bo i by mogli dołączyć do jego poszukiwań.

Zmęczeni odzyskiwali siły, planując, by już teraz tylko ojciec i średni syn ruszyli w drogę, jako że Antona naprawdę potrzebowano w gospodarstwie z powodu polowych prac. Nikt do nikogo się nie odzywał, wszyscy byli smutni i przygaszeni. Ciszę przerywały tylko westchnienia i płacz małego Maksymka, który stał się w owym czasie straszliwie marudny, znać było, że nawet noworodki mają to do siebie, iż potrafią odczytywać nastroje ludzi, którzy je otaczają.

Nagle usłyszeli rżenie nieznanego konia na majdanie, wszyscy rzucili się z ław do wejścia chaty. Pierwszy na zewnątrz wyszedł gospodarz. Ujrzał przed sobą nieludzko zakurzonego młodzieńca. Zdawało się, iż kogoś mu przypomina. Młodzieniec zsiadł z konia i rzekł:

— Czy przyszło mi mówić z gospodarzem? — zapytał w chwili zawahania.

 — Tak, ja tu jestem gospodarzem. Co cię sprowadza, mołojcu? —   zapytał Iwan intensywnie przyglądając się przybyszowi.

 — Jestem Aleksander, przysyła mnie matka... Bogna, wasza znajoma. — mówił rozemocjonowany chłopak — Ona...ona... — zająknął się Sasza, przejęty tym, że jest już tam gdzie trzeba. — Ona JĄ znalazła.

—  Hospody pomyluy, gdzie, chłopcze, gdzie. — wykrzyczał przejęty Iwan dopadając chłopaka.

— U nas niedaleko w jarze, te łotry trzymają ją w jakimś szałasie, ale maty mówi, że zdrowa i nic jej nie jest — tłumaczył chłopak — Grozili jej, że ma nikomu nie mówić, ale ona jak tylko mogła, to mnie posłała niby na targ. Od wczoraj rana tu jadę.

—  Bogu niech będą dzięki, że zdrowa. — powiedział mężczyzna i uściskał serdecznie chłopaka. Ten odwzajemnił uścisk, bo mimo iż może raz w życiu widział tego człowieka, i to jako małe pacholę, tragedia jego rodziny stała się dlań jak jego własna.

W rodzinie powstało wielkie poruszenie. Szybko ustalono, że do tej wyprawy zda się już tylko jedna osoba, bo i trzeba już było tylko znaleźć pułkownika. Ustalono, że młody Daniło pojedzie jego śladem razem z nowo poznanym Saszą, który, jak tylko go znajdą, miał wszystkich dyskretnie podprowadzić na miejsce. W pośpiechu pakowano na nowo niezbędne rzeczy i użyczywszy Saszy konia, jako że jego był już znacznie strudzony, ruszyli obaj, nie bacząc, na zachodzące słońce w drogę.

Młodzieńcy zdawali się deptać po pietach pułkownikowi, który to umyślnie zostawiał różnym obcym, czy to kupcom, czy karczmarzom, wiadomości gdzie ma zamiar jechać, bo chciał żeby porywacze jak najszybciej dowiedzieli się o jego poszukiwaniach, ale też domyślał się, iż rodzina Krzywonosów także do niego dołączy. Sasza i Daniło niezwykle szybko się do siebie zbliżyli i nawet rozmawiali ze sobą po drodze, uwolnieni od niepewności związanej z niewiedzą i zmartwieniem. Starszy z nich, Sasza, zaciekawił się nawet samą postacią pułkownika, tedy znając poniekąd postać samego szaleńca, który odważył się porwać mu żonę, tedy zapytał:

—  Powiedz mi, Daniło, jak myślisz, co się stanie, jak ten wasz pułkownik dopadnie tego czorta?

—  Jak to co, zaciupie go tak, że ani jeden niepodźgany skrawek z niego nie zostanie.  — odpowiedział chłopak krzywo się uśmiechając.

Po dniu wędrówki młodzieńcy wywiedzieli się, że pułkownik jakimś trafem iście cudownym zawitał w niedalekie okolice miejsca, gdzie mieszkał Sasza, tedy ruszyli jak najszybciej, nie szczędząc dość wypoczętych po nocy koni, aby go odnaleźć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po dniu wędrówki młodzieńcy wywiedzieli się, że pułkownik jakimś trafem iście cudownym zawitał w niedalekie okolice miejsca, gdzie mieszkał Sasza, tedy ruszyli jak najszybciej, nie szczędząc dość wypoczętych po nocy koni, aby go odnaleźć.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, ujrzeli przed dobą grupkę jeźdźców. Daniło w mig rozpoznał, kto przed nimi jedzie i począł nawoływać puszczając konia galopem. Jeźdźcy odwrócili się i zaskoczeni tym, kogo widzą, czekali jakie wieści wiezie.

Jurko zeskoczył z konia i pochwycił biegnącego ku niemu, zdyszanego chłopaka. Gdy ten łapał powietrze, do grupy dołączył Sasza. Wreszcie zdyszany Daniło wychrypiał:

—  Żyje, trzymają ją gdzieś w jarze, już tu całkiem niedaleko. Sasza nas doprowadzi, jego matka wie, gdzie to dokładnie jest.

Bohun podszedł do nieznanego mu dotąd chłopaka i uścisnąwszy go tak, że o mało nie połamał mu żeber, powiedział mu:

— Dziękuję ci, wieleś dla mnie uczynił.

Po tych słowach wszyscy spiesznie ruszyli w drogę, z zamiarem znalezienia miejsca, gdzie by się mogli zatrzymać. Jurko, mimo iż znał, że jest już u celu, nauczony doświadczeniem wiedział, że muszą wszystko dokładnie zaplanować. Nie chciał bowiem żadnego ryzyka.

Gdy tylko rozpalili małe ognisko przy trakcie począł wypytywać Aleksandra o wszystkie szczegóły dotyczące okolicy, gdzie miała znajdować się jego żona. Nie minęło dużo czasu, a już przedstawiał im swój plan dotyczący różnych możliwych rozwiązań tej sytuacji.

Po wszystkim każdy z nich udał się prędko na spoczynek. Pułkownik nie pamiętał już, kiedy ostatni raz zasnął tak szybko. Mimo niepokoju nie lękał już się o to, że nie wie gdzie znajduje się cel jego pogoni. 

Bohun sadly ever after?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz