Rozdział 23. Koński targ

939 52 16
                                    

Poranek w dniu końskiego targu był rześki i prawdziwie wiosenny. Borys już poprzedniego wieczora był szalenie podekscytowany tym wydarzeniem, chociaż mając się za poważnego chłopca, starał się tego nie okazywać, jako że za kilka tygodni miał wraz z siostrą wkroczyć w wiek lat trzynastu, co też ich oboje bardzo cieszyło, bliźnięta myślały bowiem, że wraz z urodzinami będą już traktowani znacznie poważniej niż dotychczas przez swoje otoczenie, w szczególności te nadzieje dotyczyły ich matki i ojca. Tak więc gdy nastał świt, chłopak był już dawno ubrany i czekał ze zwieszonymi z łoża nogami, starając się nie zbudzić siostry, która zapewne straszliwie by się poskarżyła za owo ranne budzenie matuli i papie, gdy tylko przekroczyłaby progi rodzimego chutoru po powrocie z włości kuzynki.

Wyprawa po konia dla pułkownika była więc dla młodego Borysa bardzo ważnym wydarzeniem z życia, wyglądało bowiem na to, iż ataman ma liczyć się z jego zdaniem co do stanu zdrowia i aparycji koni, gdyż widać było, iż jest pod wrażeniem umiejętności chłopca. Długo też sam pułkownik zastanawiał się skąd u owego wyrostka tyle fachowej wiedzy, toteż postanowił wypytać o to po drodze dokładniej w tej kwestii.

Wczesnym rankiem kilku towarzyszy Bohuna, on sam i chłopak zjedli wczesne śniadanie i bez zbędnego ociągania ruszyli ku końskiemu targu, który to miał się odbyć w okolicy Czechrynia. Orszak był dość spory, bo oprócz czterech dorosłych mężczyzn i wyrostka, w jego skład wchodziło kilka dodatkowych koni, które zamierzano sprzedać. Były to dwa bachmaty i jeden koń turecki, który nadawał się bardziej do stajni szlacheckiej dla ozdoby niż półkownikowi w podróży.

Planowano zakupić trzy konie. Jednego miał kupić pułkownik, drugiego Anton, jego wierny przyjaciel. Trzeci koń zaś miał być przeznaczony do prac polowych w Rozłogach. Dwaj towarzysze Bohuna także im towarzyszyli, lecz nie mieli dokładnych planów na zakup konia, chcieli się jedynie rozejrzeć i pooglądać „basałyka", jak to nazywali Borysa w swoim żywiole.

Kiedy tak jechali na targ, jeden z towarzyszy prześcignął w zapytaniu swego pułkownika i zapytał jadącego w środku grupy chłopaka, skąd on tak naprawdę wszystko tak o tych koniach wie.

Chłopak poprawił się na siodle niczym wytrawny jeździec, po czym rzekł:

— Jak batko poszedł za panem Chmielnickim, jak myśmy z Ludą jeszcze bardzo mali byli, to żeby matuli samej w chutorze nie zostawić, poprosił swojego wuja Bogdana, co by się nami zajął. Mieszkał on w swoim gospodarstwie niedaleko nas, to i się do nas przeniósł. Jako że parał się hodowlą koni, dokładniej zaś bachmatów, wszystkie konie jakie miał kupili od niego okoliczni Kozacy, i został z dwoma tylko źrebnymi klaczami, zabrał je więc ze sobą do naszego chutoru, co by je u nas doglądać w czasie, gdy miał się nami zaopiekować. Zawsze miał do mnie słabość, nawet teraz już po wojnie ma, ja go też zresztą bardzo miłuję, bo jest dla mnie jak dziadko, któregom nie miał okazji spotkać, tedy jak opiekował się końmi, zawsze brał mnie ze sobą i o nich opowiadał. O tym, czym je kiedy karmić, na co mogą zachorować, jak poznać, że są zdrowe i jak poznawać ich prawdziwy wiek. Przykładów nie mieliśmy wtedy zbyt wiele, jego dwie klacze i nasz domowy siwek, ale wujko wiele mnie nauczył. Pierwszego źrebienia jego klaczy u nas w gospodarstwie nie widziałem, bo matula się zarzekała, że pięć lat to za mało, żebym widział coś takiego, ale przy następnym źrebieniu już byłem. Jak się zdarzał jaki koński targ w okolicy, to zawsze mnie brał, jak się klacz sąsiadowi źrebiła i trzeba było doglądać, zawsze mnie brał, tak samo, jak jakiś koń zachorował. Mieszkał z nami dość długo, bo batko zaczął dopiero częściej wracać do domu jak mieliśmy z Ludą po dziesięć lat, to i wujko wrócił do siebie. Teraz jak już nie ma powstania, często do niego chodzę, jak mu się klacze mają źrebić, to nawet mieszkam z nim kilka dni i zawsze się czegoś nowego dowiem. — opowiadał z dumą chłopak.

Bohun sadly ever after?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz