Dark Fear (Rozdział 2)

358 18 1
                                    


                                                                       II

Pierwszą rzeczą jaką poczułam było wszechogarniające zimno.

Czułam je w każdej części mojego ciała. Od opuszków palców przez ramiona aż do samego środka, do wszystkich narządów.

Mimo to nie przestawałam płynąć. Wiedziałam, iż muszę się spieszyć.

Aby nie myśleć o chłodzie i o każdej zamarzającej części mnie skupiłam się na otoczeniu.

Podziwiałam wysokie sosny, wielkie ciemne świerki i cisy, mniejsze i większe krzewy, przebiśniegi i pierwiosnki.

Biały, duży, okrągły księżyc wraz z jasnymi gwiazdami górował nad lasem.

Dobrze, że chociaż była pełnia, przynajmniej ona rozświetlała mi drogę w tym mrocznym gąszczu.

Znów usłyszałam charakterystyczne wycie.

Nie zważając na przeraźliwy ból i zmęczenie zaczęłam się poruszać jeszcze szybciej dając coraz większy wycisk moim mięśniom (I tu znów pomocne okazały się pokorne treningi). Nie chciałam, aby Tropiciele mnie znaleźli.


                                                                                       ***

Nie wiem jak długo jeszcze znajdowałam się w wodzie. Straciłam poczucie czasu. Wiedziałam tylko, że było już grubo po 3-ciej. Bliżej do świtu niż do zmierzchu.

Cała przemoczona wyszłam z rzeki.  Kilka pasm wymknęło mi się z warkocza. Mój fioletowy top lepił się do wilgotnego ciała, czarna, skórzana ramoneska nabijana ćwiekami wyglądała jak psu z gardła wyjęta. Ciemne dżinsy ciasno opinały moje zgrabne nogi. Natomiast w moich motocyklowych butach mógłby sobie popływać potwór z Loch Ness.

Przystanęłam pod jedną z sosen nabierając powietrza. Zasłużyłam na chwilę odpoczynku.

Musiałam ułożyć sobie to wszystko w głowie.

To była zwyczajna akcja. Nagle Drake zaproponował żebyśmy poszli od frontu. Mówiłam, że to zły pomysł, ale Bill miał odmienne zdanie. Chłopaki przeszli na przód budynku a ja tuż za nimi. Strażnicy zaszli nas od tyłu. Nie mam pojęcia jakim cudem udało im się pokonać moich towarzyszy. Nie miałam wyjścia, poddałam się. Potem nas rozdzielono, nie wiem co oni zrobili z moimi przyjaciółmi.

A moja cela?! Dlaczego wyglądała jak za czasów II wojny światowej?! Wszystko było stare i zardzewiałe, sposób w jaki chcieli mnie zabić również. O co, do cholery, w tym wszystkim chodzi?! 

Nawet nie zwróciłam uwagi, w którym momencie zaczęłam iść. Przedzierałam się przez uschnięte gałęzie nie wiedząc właściwie dokąd zmierzam. Było tu tak gęsto i ciemno od drzew, krzewów i innych roślin, że nie mogłam zobaczyć księżyca ani gwiazd.

Zatrzymałam się na chwilę próbując odgadnąć, gdzie się znajdowałam, lecz bezskutecznie. Żadnego punktu zaczepienia, żadnego charakterystycznego pnia drzewa, polany czy czegokolwiek. Ale nawet gdybym coś takiego tam zauważyła, za wiele by to za pewne nie dało. Kompletnie nie poznawałam tych terenów, choć w sumie trudno się dziwić, wszystkie lasy wyglądają tak samo.

Swoją drogą ten miał dużo szczęścia, że nie poszedł na ścięcie. Ludzie często tak robili jeszcze w XX wieku. Podobno drzewa służyły wtedy za opał. Do czasu aż wynaleziono piece, które do ogrzewania nie potrzebowały drewna. W dzisiejszych czasach również się go już nie stosuje.

Choć akurat ogień by mi się przydał. Zamarzałam. Próbowałam odepchnąć od siebie to uczucie zajmując myśli lasem i wspomnieniami ostatnich wydarzeń. Niestety nadal niczego, z tego co mi się przydarzyło, nie potrafiłam pojąć.

Zimno nie pomagało, wręcz przeciwnie. Byłam w stanie skupić się tylko na nim. Drżałam. Otuliłam się ramionami, ale to nie przyniosło efektu. Nic nie potrafiło sprawić aby zrobiło mi się cieplej. Marzyłam o gorącej kąpieli, kakao i mięciutkim kocyku, z pod którego mogłabym już nie wychodzić. Niestety, o takich rzeczach dawno zapomniałam. Rzeczywistość nie pozwalała ani mnie, ani innym na tego typu wygody i lenistwo. Nie na tym świecie.

W pewnym momencie usłyszałam szelest. I bynajmniej nie ja go wywołam. To coś innego. Jakieś zwierzę. Nie zastanawiałam się długo. Zza gałęzi wyszedł nagle wielki, potężny dzik. Zamarłam. Małe, czarne oczka może nie wyglądały przerażająco, ale za to długie, ostre kły nie wywoływały przyjaznych odczuć. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam kontakt z jakimś przedstawicielem fauny. Teraz nie spotyka się ich zbyt często.

Czekałam aż dzik wykona pierwszy ruch. O dziwo, nie zrobił mi krzywdy. Odwrócił się w kierunku, z którego przyszedł i jakby zachęcał mnie bym za nim poszła.

W sumie, to co miałam do stracenia? Właściwie nic. Podążyłam za zwierzęciem.

Mijając liczne doły, dziuple zdziwiłam się ile tu można ujrzeć ssaków i ptaków. Nie sądziłam, że jeszcze tyle ich żyje. Żadne nie zwróciło jednak na mnie uwagi. Wszystkie pochłonięte były własnymi zajęciami. Wiewiórki przenosiły orzechy, dzięcioł stukał w pień szukając robaków, a lisy chowały się do nor.

Dzik prowadził lawirując pomiędzy dziurami, wystającymi korzeniami i mrowiskami. 

Szliśmy tak przez dłuższy czas aż w końcu znaleźliśmy się na polanie. Poznałam ją. Przechodziłam tędy nie raz. Rozejrzałam się wokoło, bo nie wierzyłam, że naprawdę udało mi się tu dotrzeć.

Spojrzałam znów na dzika, a raczej w miejsce, gdzieś jeszcze przed chwilą stał. Zniknął.

Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Niezła przygoda.

Ruszyłam przed siebie przechodząc przez łąkę i wkraczając z powrotem w puszczę. Tym razem znałam drogę.

Przeszłam jeszcze kilkadziesiąt metrów. Wyszłam na kolejną, mniejszą polanę.

Przede mną stała mała, drewniana chatka obrośnięta bluszczem. Okiennice były bardzo stare, brudne, od dawna nikt ich nie czyścił. Drzwi wyglądały na cienkie, ledwo trzymające się w zawiasach.

Tylko nieliczni wiedzieli, jakie tajemnice skrywa ten niepozorny domek. I ja zaliczałam się do tego grona.

Podeszłam i zapukałam 4 razy. Ktoś nacisnął klamkę i otworzył. Usłyszałam znajomy głos.

- Witaj Elodie.

-*-*-*                                          -*-*-*

Hejka!

Oto rozdział II. Co nieco się wyjaśniło, ale to dopiero początek. ;-) Potem akcja się rozkręci. :-)

Komentujcie, gwiazdkujcie i miłego czytania!

Love x

Dark Fear Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz