Dark Fear (Rozdział 6)

179 12 2
                                    


                                                                           VI

Wpatrywałam się w kobietę siedzącą przede mną. Miała na sobie biało - szarą suknię o geometrycznym kształcie sięgającą ziemi. Jej jasne, niemalże białe włosy zostały upięte w niski, gładki koczek. Świdrowała mnie swoimi zimnymi, stalowymi oczami. Chłodna i nieprzyjemna, ale dobrze rządziła.

Wzięłam głęboki oddech, po czym zaczęłam:

- Na misji nie czuliśmy się dobrze, byliśmy wyczerpani... Postanowiliśmy trochę zmienić zwykły plan. Więc zamiast od tyłu, planowaliśmy podejść od frontu. Ale zaatakowali nas strażnicy... Szybko rozprawili się z Drake'iem i Billem...

- Jak to możliwe, mój syn jest jednym z najlepszych! - wydarł się Emilius.

- Panie Backhallow, proszę opanować nerwy - skarciła go Derinse.

- Ale to mój syn, nikt by go..., on by nigdy nie... - głos mu się łamał, był zszokowany.

- I właśnie do tego zmierzam.

- Mianowicie?

- Sądzę, że coś im podano, nie wiem jak i w którym momencie, lecz ochroniarze za szybko sobie z nimi poradzili, musieli ich czymś obezwładnić, może odurzyć...

- Więc dlaczego pani tego nie podano?

- Nie zdążyli, poddałam się, aby bardziej nie skrzywdzili chłopaków  - zrobiłam pauzę, ale nikt się nie poruszył, kontynuwałam - Zaciągnęli mnie na przesłuchanie, trochę przyciskali, ale nic nie powiedziałam - prawdę mówiąc za nie udzielenie im odpowiedzi obrywałam, lecz Exceprini nie usłyszeli tego, wolałam to zachować dla siebie. Jeszcze tego mi brakowało, aby dowiedzieli się o każdym policzku, każdym ciosie, każdej ranie. Byłam twarda i zachowałam ten ból dla siebie.

- A potem?

- Później zamknięto mnie w celi, próbowano otruć gazem, ale się  wydostałam.  - Poza tym, co mnie dziwi, mieli bardzo kiepskie i prymitywne zabezpieczenia. -  Wysłali za mną Tropicieli, lecz im uciekłam. Panowała noc, nie znałam tamtych terenów, trochę mi zajął powrót do bazy. Przy okazji, dowiedziałam się, że mamy nowych ludzi...

- Zgadza się, panno Saywar. Zaczną trening za pół godziny. Pani ma im w tym pomóc - powiedział Stars.

- Zaraz, a co z chłopakami?

- Należy ich spisać na straty.

- Słucham?! - nie mogłam w to uwierzyć. - Nie możecie, oni są świetni, są nam potrzebni...

- Cóż, polegli, a my mamy teraz nowych ludzi.

- Panie Backhallow, chyba pan na to nie pozwoli, przecież tam jest pański syn!

- O ile jeszcze żyje... - rzucił Stars.

Ale ojciec mojego chłopaka wpatrywał się pustym wzrokiem w przestrzeń, nie zwracał uwagi na nic i na nikogo. Wydawał się taki smutny. Najpierw stracił żonę podczas wybuchu Rewolucji, a teraz  Drake'a też już nie traktował jak żywego... Mężczyzna w miękkiej, futrzanej, królewskiej pelerynie o kolorze nieba wyglądał, jakby utracił sens istnienia. Po śmierci ukochanej nie załamał się, wytrzymał dla syna. I właśnie dlatego wybrano go na przywódcę. Tylko, że teraz myśli, iż nie ma także Drake'a. On był dla niego wszystkim.

- Rozumiem, że nie dowiedziała się pani, w jaki sposób Wideci utrzymują społeczeństwo w szczęściu? Sprawdziła się nasza teoria odnośnie pewnych substancji dodawanych do jedzenia?

Dark Fear Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz