IV
Następnego dnia rano wyszłam z oddziału szpitalnego. Po wieczorno- nocnej przygodzie zostało mi kilka drobnych siniaków i niewielkich zadrapań. Na dłonie i nadgarstki O'Melly założyła mi kilka szwów i plastrów. Rany po drucie kolczastym były jedynymi widocznymi, ale na szczęście szybko się goiły. Dzięki nowoczesnym lekom objawy zatrucia sarinem minęły. Czułam się znacznie lepiej.Po drodze do mojego pokoju, a raczej pokoju, który dzieliłam z dwiema dziewczynami, napotykałam kilka osób. Część z nich doskonale znałam, ale parę z nich widziałam po raz pierwszy w życiu. Co oni tu robili?! O mało nie wpadłam na kilkoro z nich! Czy oni nie mogą uważać?! Okay, przyznaję, mój humor nie należał do najlepszych, ale ci ludzie mogę patrzeć jak idą!
Wreszcie stanęłam przy właściwym wejściu. Otworzyłam drzwi i ujrzałam przed sobą trzy nastolatki siedzące na łóżku. Dwie poznałam: Emma i Karen, mieszkałyśmy razem od jakiegoś czasu. Obok nich stało dwóch chłopaków: Robert i jeszcze jeden, pewnie kolejny nowy.
Żartowali i śmiali się nie zwracając na mnie uwagi.
- Ekhem...- zaczęłam, a cała piątka popatrzyła w moim kierunku z zaskoczeniem. - Kim jesteście i co tu, u diabła, robicie? - zwróciłam się w kierunku dwóch nieznanych mi osób.
- Większość ludzi od nas została wysłana na misję...- powiedziała drobna blondyneczka.
- Która się nie powiodła - dokończył za nią brunet.
- Pojmano ich albo zabito - dodała ze smutkiem dziewczyna. Nie wyglądała na więcej niż czternaście lat. Długie, rozpuszczone włosy sięgały jej prawie do pasa, zasłaniając na plecach sukienkę w kwiatki.
Chłopak z kolei włożył zwykłe dżinsy i t-shirt z nadrukiem. Świetnie się uzupełniali, on silny, sprawiający wrażenie odważnego, męskiego, a ona drobna, delikatna, krucha. Przeszło mi nawet przez myśl, że są parą, ale natychmiast odrzuciłam ten pomysł. W tym momencie dostrzegłam ich wspólne cechy: tak samo brązowe oczy, w ten sam sposób zadarty nos, ten sam owal twarzy, wysokość podbródka... Nie byli parą, tylko rodzeństwem! Nie wiem dlaczego, ale na chwilę mi ulżyło.
- A ty kim jesteś? - chłopak wyrwał mnie z dochodzenia.
- Elodie - odparłam krótko, ponieważ wciąż nie dostałam pełnej odpowiedzi na pytanie.
- Ja jestem Malory, ale mów mi Mal - powiedziała blondynka. - Więc, kiedy okazało się, że reszta już nie wróci... Było nas za mało abyśmy mogli funkcjować, dlatego przenieśliśmy się tutaj.
Niestety zdarzyło się już, że Rebelianci wyruszyli na misję niewystarczająco przygotowani lub zostali zaskoczeni przez Widetów i zginęli. W takim wypadku ocaleli, którzy nie byli w stanie samodzielnie funkcjonować, przenosili się do najbliższego oddziału. W tym przypadku okazała się nim nasza baza.
- A ty? - spytałam bruneta.
- Matt. Zaraz, czy to nie ciebie wczoraj wleczono przez salon?
- Tak jakby. Ale nie byłam wleczona, szłam o własnych siłach - sprostowałam nie do końca zgodnie z prawdą. Pewnie oni byli tymi nastolatkami na kanapie. - I... - chciałam jeszcze coś dodać, ale napotkałam ponaglające spojrzenie Emmy. - I... jestem zmęczona, czy mogę zostać sama w pokoju?
- Jasne - usłyszałam odpowiedź bruneta, ale nie miałam pewności czy mi uwierzył.
- Och, no tak, oczywiście.. - mruknęła Mal napotykając mój pośpieszający wzrok. Chyba zdążyła przywyknąć do tej sypialni.
Wyszli. Karen, Emma i Robert z niecierpliwością oczekiwali na wyjaśnienia. Przyjrzałam im się dokładnie. Nie zmienili się zbytnio przez ostatnie 40 godzin. Karen wciąż miała kasztanowe, lekko podkręcone włosy sięgające ramion i piwne, głęboko osadzone oczy. Emma nadal nosiła cynamonowy warkocz opadający niemal do połowy jej pleców i wciąż podkreślała delikatnym, czarnym tuszem zielone tęczówki. Robert z kolei co chwilę przeczesywał ciemną, krótką fryzurę palcami próbując wyglądać jak macho i patrząc na kobiety nieprzeniknionymi oczami. Wyglądał trochę jak typowy amant i nierzadko się tak zachowywał.
- Więc...- zaczął mój przyjaciel.
Westchnęłam głęboko.
- No wiecie... Po południu byliśmy zmęczeni...Mieliśmy już tego wszystkiego dość... - odetchnęłam po raz kolejny robiąc nieco dłuższą pauzę. - A potem ta cholerna akcja... Oni nawet nie sprawdzili, czy czujemy się na siłach! Wysłali nas i tyleśmy ich obchodzili! - wkurzyłam się i przystopowałam na chwilę aby się uspokoić. - Drake i Bill najpierw byli zmęczeni, ale jak się okazało, że musimy jechać, to postanowili się trochę rozerwać i dla odmiany przejść na przód budynku. Wtedy strażnicy zaatakowali nas od tyłu. Szybko rozprawili się z naszymi przyjaciółmi.
- I musiałaś się poddać? - upewniła się Emma.
- Nie miałam wyjścia, nie mogłam pozwolić, by ich bardziej skrzywdzili! Uciekłam, bo musiałam wam o tym powiedzieć! Poza tym jest jeszcze coś.
- Mianowicie? - dopytywała się Karen.
Westchnęłam i jednym tchem wyrzuciłam z siebie moje przypuszczenia. - Ochrona wyjątkowo szybko poradziła sobie z Drake'iem i Billem... Nawet zmęczeni potrafią się bić. Myślę....Myślę, że strażnicy im coś zrobili, nie tylko ich pobili, było coś jeszcze... Nie wiem co, lecz poznam odpowiedź! - dokończyłam z triumfem.
- Sądzisz, iż Przywódcy powinni temu zaradzić? - zapytał z niedowierzaniem Robert, powracając do poprzedniego tematu.
- To są w kończy nasi przyjaciele! - wypaliłam - A także całkiem nieźli ludzie w terenie. Są nam przecież potrzebni! Trzeba coś zrobić!
- Czy ja dobrze rozumiem? - spytała Emma. - Czy ty chcesz...
W tym momencie drzwi otworzyły się i do pokoju o szaro-niebieskich ścianach wszedł wysoki rudzielec - Tom.
- Czekają na ciebie - zwrócił się w moim kierunku.
-*-*-* -*-*-*
Cześć!
Okay, nie wiem, co o tym myślicie, ale uchyliłam kolejnego rąbka tajemnicy. Lecz to dopiero przysłowiowy czubek góry lodowej. ;-)
Komentujcie, głosujcie, piszcie. :-)
Love x
CZYTASZ
Dark Fear
AdventureNiedaleka przyszłość. Elodie jest buntowniczką, sprzeciwia się oficjalnej władzy i prawu. Angażuje się w różne, nie do końca bezpieczne akcje organizowane przez ruch oporu. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że w tych czasach nikt i nic nie jest czarno...