Po wyjściu z domu Deana nie było już czasu, żeby jechać na Miami Beach do chłopaków. Dlatego zadzwoniliśmy i poprosiliśmy, aby oni przyjechali do hotelu. Byli już na miejscu, gdy podjechaliśmy. Po wejściu do mieszkania od razu poszłam się przebrać. Nie zmieniałam topu, był wygodny, ale spodnie zamieniłam na czarne dresy. Dobrze, że nie musiałam się jeszcze spakować, zrobiłam to dzień wcześniej, zostawiając tylko dresy i koszulkę, którą wrzuciłam do walizki. Poszłam do salonu, chłopaki siedzieli na kanapie i byli wpatrzeni w swoje telefony, ja nie mówiąc nic, usiadłam na pufie i dokładnie im się przyglądałam.
― Przestaniesz się tak gapić? — zapytał Boris. ― Przerażasz mnie. ― wzruszyłam ramionami.
Jeszcze chwilę tak siedziałam, po czym wróciłam do pokoju. Żaden z nich nie chciał gadać ani robić czegokolwiek innego. Nie rozumiałam, czemu chcieli się spotkać, skoro tylko siedzieli na dupach.
Minęła godzina, trzeba było już jechać na lotnisko. Wróciłam do salonu, ale nikogo nie było. Przykro mi się zrobiło, ale postanowiłam jeszcze zadzwonić do Deana. On wciąż miał tu mieszkać. Rozmawiał z właścicielem i on nie miał żadnego problemu, chłopak musiał tylko dopłacić jakieś tam dodatki, które wymyślili.
Lara: Gdzie jesteście?
Dean: U mnie w pokoju. Poszłaś sobie...
Rozłączyłam się i poszłam do niego do pokoju.
― Dupki jesteście. Wszyscy. ― wyszłam, po czym udałam się do kuchni, gdzie miałam gdzieś numer na taksówkę.
― Zawiozę Cię. ― zabrał mi telefon.
Więcej nic nie powiedziałam, wzięłam chłopaka za szmaty i kazałam mu zabrać moje rzeczy. Wzięłam tylko swoją torebkę i szybko sprawdziłam szafki i jakieś zakamarki, gdybym czegoś zapomniała. Gdy upewniłam się, że wszystko zabrałam, wyszłam do salonu, gdzie była reszta. Dean zabierał mój ostatni bagaż, popatrzyłam na wszystkich i ruszyłam, bez słowa za nim.
― Nie pożegnasz się? ― odwróciłam się i popatrzyłam na Tobiasa, który rozłożył ręce.
Przez ułamek sekundy zastanawiam się, czy ich nie olać, tak, jak to oni zrobili niedawno. Nie zrobiłam tego, cofnęłam się i mocno przytuliłam go. Później nadeszła pora na pozostałą trójką, Sam i Matt mocno mnie wyściskali, a Boris przez chwilę patrzył na mnie z tak samo żenującą miną, ale potem też wziął mnie w ramiona i przytulił.
― Mam nadzieję, że jak spotkamy się następnym razem, to będziesz bardziej pewna siebie. ― pokręciłam głową.
― Wiesz, jak moja mama zawsze powtarzała? ― uniósł brew. ― Nadzieja umiera ostatnia. ― chłopaki zaczęli się śmiać, Boris też. ― Cześć chłopaki!
Dean siedział w samochodzie i gadał z kimś przez telefon. Jego mina mówiła sama za siebie. Był porządnie wkurzony.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam od razu pasy. Kiedy to zrobiłam, chłopak podał mi swój telefon. To była jego mama. Chciała się ze mną jeszcze raz pożegnać i obiecała, że wkrótce będą chcieli mnie odwiedzić. Bardzo miło mi się zrobiło.
― Jest okropna. ― powiedział, kiedy oddałam mu telefon. ― Wszędzie próbuje wsadzić ten swój szpiczasty nos. ― pokręcił głową.
― Przesadzasz. ― westchnęłam. ― Jedź już. Spóźnimy się.
Na lotnisku byliśmy kilkanaście minut później. Do odlotu zostało piętnaście minut, więc usiedliśmy na jakiś krzesełkach i zaczęliśmy dyskusje na temat naszego zakładu.
― Obiecuję Ci, że będziemy rozmawiać codziennie i to po polsku.
― Co umiesz już powiedzieć? ― chłopak powiedział kilka podstawowych zwrotów. Byłam naprawdę z niego dumna.
― Zdążyłem? ― odwróciłam się. Za mną stał zdyszany Jason.
Bardzo się cieszyłam, że jednak przyszedł. Powoli zaczynałam myśleć, że jednak nie da rady.
― Mam jeszcze kilka minut. ― przytuliłam go.
― Dziwnie wyglądasz tak w dresie i bez makijażu. ― mruknął. ― Ale fajnie wyglądasz z tą śliwą pod okiem. ― zaśmiałam się. ― Nie przedstawiłem się. ― zwrócił się do Deana. ― Jestem Jason. Pamiętam Cię z klubu, Lara miała się nad tobą pastwić. ― brunet popatrzył na mnie z widocznym zaciekawieniem.
― Byłeś schlany. Ledwo chodziłeś.
― Jestem Dean. ― uścisnęli sobie ręce. ― Nie mogła się pastwić, bo sama źle się czuła.
Jason miał ze sobą drobne upominki, mianowicie: mały koszyk ze słodyczami, ramkę z naszym wspólnym zdjęciem, które musieliśmy sobie zrobić w klubie i jakiś list.
― Nie zjedz wszystkich w samolocie. ― zaśmiał się ― W środku tej ramki jest jeszcze kilka zdjęć, a ten list jest od Oscara, ale nie wiem, co tam jest.
― Bomba? ― chłopaki zaczęli się śmiać. ― Możecie to otworzyć?
― Spokojnie, to nie bomba. ― upewnił mnie szarooki. ― Prosił, żebyś otworzyła go, jak będziesz już w domu. ― kiwnęłam głową.
Nie minęła nawet minuta, a ja już musiałam iść. Pożegnałam się jeszcze raz z chłopakami i udałam się w odpowiednią stronę.
Muszę przyznać, że te dwa tygodnie były najlepszymi w moim życiu. Nigdy bym nie pomyślała, że w tak krótkim czasie poznam i zaprzyjaźnię się z tyloma osobami. To było coś szalonego.
Lot trwał dwanaście godzin. Przez większość tego czasu zastanawiałam się, co Oscar mógł mi napisać w tym liście. W końcu już przepraszał za to, co działo się w klubie i przez jakiś czas sądziłam, że to jego dziewczyna mi coś napisała. Drugą część czasu przeglądałam zdjęcia w telefonie i słuchałam muzyki.
Jak tamten lot cały przesłałam, to przez powrotny nie zmrużyłam oka.
******
Gdy samolot wylądował i odebrałam swój bagaż, chciałam udać się na postój taksówek, chciałam wrócić do domu i położyć się spać. Byłam pewna, że prześpię cały weekend, a w poniedziałek nie będę mogła iść do szkoły.
Miłą niespodzianką było to, że przyjechał po mnie Pan Nowak, wziął ode mnie bagaże i zawiózł mnie do domu. Podziękowałam mu za podlewanie kaktus i za inne rzeczy, które robił, kiedy mnie nie było.
Gdy pożegnałam się z nim, od razu poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko, niemal od razu zasypiając.
##
Ktoś to w ogóle czyta?
Możecie się zgłaszać w komentarzu albo napisać, czy się podoba czy coś
CZYTASZ
CHANCE
Teen FictionDziewczyna, która została wychowana w adopcyjnej rodzinie, wyrasta na dojrzałą, piękną kobietę. Po śmierci obojga rodziców sprzedała swój rodzinny dom i zamieszkała w małym mieszkaniu we Wrocławiu. Los uśmiecha się do niej i pewnego dnia wyjeżdża do...