Kolejne dni mijały bardzo szybko. Byłam przerażona, kiedy nastał dzień wyjazdu. Na szczęście wylatywałam wieczorem, więc miałam te kilkanaście godzin na spędzenie czasu z Deanem i resztą. Co do Jasona, z nim cały czas utrzymywałam kontakt przez wiadomości, a z Oscarem od niedzieli pisałam tylko raz, pytał się, czy byłam w tym szpitalu. Fakt, byłam. Musieli mi zszyć tę ranę i jeszcze dostałam, opiernicz, że od razu nie przyjechałam.
Co do całej tej sytuacji, to spotkaliśmy się z Samem, opowiedziałam mu, co się wydarzyło. Po tym przyznał się, że wyszedł z klubu i pojechał do domu. Przez chwile, wszyscy byli na niego źli, ale jak to mają przyjaciele, szybko ta złość przeszła.
Tego dnia ja i Dean mieliśmy najpierw pojechać do jego rodziców. Lisa wygadała się, że mieszka ze mną, więc oni, jak to ujął brunet, wymyślili sobie, że chcą mnie poznać. Bałam się tego spotkania, nie wiedziałam, jak mam się tam zachować. Cały czas chodziłam za Deanem i prosiłam, żeby to odkręcił, mówiąc im, że wracam do swojego kraju.
Nic z tego, obiad miałam zjeść o dwunastej. Co było dla mnie bardzo nienaturalne, bo przeważnie o tej godzinie nie jadałam. Jednak widziałam, że jemu bardzo na tym zależało, więc dałam za wygraną.
— I jak mam się ubrać? — usiadłam na jego łóżku. — Mogę w dresach? — chłopak się zaśmiał.
— Nie, ale jak spałaś, to pojechałem do Lisy..— uniosłam brew. — I sam wybrałem Ci ciuchy. — wziął mnie za rękę i zaprowadził do mojego pokoju.
Na łóżku leżał krótki, obcisły top i zielone, eleganckie spodnie z grubym, materiałowym paskiem, tego samego koloru. Obok stały białe sandały na słupku. Złapałam się za głowę, nie sądziłam, że chłopak ma aż tak dobry gust.
— Podoba się? — kiwnęłam głową. — To masz godzinę na ogarnięcie się i nie rób mocnego makijażu. — kiwnęłam głową.
― Muszę zakryć tą śliwke pod okiem.
******
Półtorej godziny później byliśmy pod domem rodziców Deana. Stres w tamtym momencie zeżarł mnie doszczętnie, czułam, że zrobiłam się cała czerwona na buzi, a nogi nagle zrobiły mi się jak z waty.
— Nie wejdę tam. — powiedziałam. — Zacznę świrować. — chłopak uniósł brew. — Ze stresu nie dość, że język mi się plącze, to jeszcze mówię nie w tych językach, co powinnam.
— Nie będzie tak źle. — westchnęłam.
Weszliśmy do środka, przywitał nas ojciec chłopaka. Był ubrany podobnie do swojego syna. Spodnie od garnituru i biała koszula. Różniło ich tylko to, że Dean nie miał ani krawatu, ani muchy.
— Miło Cię widzieć synu.. — zaczął mężczyzna.
— Taa.. — szturchnęłam mężczyznę w ramię. — Ciebie też tato. — uścisnęli sobie ręce. — To jest moja przyjaciółka, Lara.
— Dzień dobry. — powiedziałam, uśmiechając się.
Gospodarz domu zaprowadził nas do jadalni i kazał usiąść. Tak zrobiliśmy. Było sześć nakrytych miejsc, co mnie trochę zdziwiło. Jednak nie chciałam o nic pytać i odzywać się niepytana. Po wyglądzie ojca mojego przyjaciela widać było, że to ludzie na poziomie. Nie chciałam robić wiochy.
Kilka chwil później przyszła matka chłopaka. Była bardzo wystrojona, usiadła naprzeciwko swojego męża i spojrzała na mnie.
— Obiad podadzą za kilka minut. — powiedziała. —Więc to jest twoja dziewczyna synu?
— Jesteśmy przyjaciółmi, tylko i wyłącznie. — popatrzył na mnie. — Powtarzałem Wam to milion razy. Zawsze musicie sobie coś ubzdurać.
— Oj Dean, w naszych czasach tak właśnie mówiło się na swoją drugą połówkę. — chłopak przewrócił oczami. — Jak masz na imię? — zwróciła się do mnie.
— Jestem Lara. — kobieta miło się uśmiechnęła.
— Od dawna się znacie?
— Ponad dwa tygodnie. — gospodarze spojrzeli na siebie. — Doszłam do jego klasy. — dodałam.
— A gdzie wcześniej chodziłaś?
— Przyleciałam tutaj z Polski, nasze szkoły współpracują ze sobą.
— Dean wspominał, że masz dzisiaj lot powrotny. Coś się stało? — zapytał mężczyzna.
— Wyszły jakieś komplikacje i dopóki ich nie rozwiążą, muszę wrócić do domu.
— Twoi rodzice pewnie się ucieszą. — powiedziała kobieta, a ja automatycznie posmutniałam. — powiedziałam coś nie tak? — Dean spojrzał na mnie, chcąc dostać zgodę na wyjaśnienie im.
— Jej ojciec umarł na raka płuc, a matkę śmiertelnie postrzelono podczas napadu jubilerskiego.
— Bardzo nam przykro. — powiedział mężczyzna. — Nasz najstarszy syn też został postrzelony. — Dean opuścił głowę, tylko raz wspomniał o swoim starszym bracie, mówił, że uczył go grać w koszykówkę.
Kilka minut później przyszedł chłopak z małą dziewczynką. Przeprosili za spóźnienie i usiedli do stołu. Domyśliłam się, że to jego młodsze rodzeństwo, dziwne było jedynie to, że on nie był ani trochę podobny do Deana; różnił się absolutnie wszystkim. W przeciwieństwie do dziewczynki ona była niczym mała kopia mojego przyjaciela.
— Poznaj pozostałą dwójkę naszych dzieci. — powiedziała kobieta. — To jest Parker, jest dwa lata młodszy od Was. — blond włosy tylko się uśmiechnął. — A to jest Maya. — dziewczynka mi pomachała.
Minęły dwie godziny, a my wciąż byliśmy u rodziców Deana. Chciałam się jeszcze pożegnać z chłopakami i Jasonem, który obiecał przyjechać na lotnisko. I tak szczerze, to Dean, bardzo wyolbrzymiał, mówiąc o swoich rodzicach. Byli nieco sztywni i mieli swoje zasady, ale nie byli źli. Można było się z nimi dogadać.
— Wybacz, że zaczęłam temat twoich rodziców. — powiedziała starsza kobieta, kiedy obie wyszłyśmy na zewnątrz.
— Nic się nie stało, wierzę, że teraz mają lepiej. — uśmiechnęłam się, patrząc w niebo.
— Na pewno. — położyła rękę na moim ramieniu. — Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy, zadzwoń do mnie lub do mojego męża. Na pewno Ci pomożemy. — podała mi wizytówkę. — Jesteś dobrą dziewczyną i widać, że masz ogromne serce. — kobieta mnie przytuliła. — Byłabyś fajną synową. — puściła mi oczko.
^^^^^^^^
Nie sprawdzony
CZYTASZ
CHANCE
Dla nastolatkówDziewczyna, która została wychowana w adopcyjnej rodzinie, wyrasta na dojrzałą, piękną kobietę. Po śmierci obojga rodziców sprzedała swój rodzinny dom i zamieszkała w małym mieszkaniu we Wrocławiu. Los uśmiecha się do niej i pewnego dnia wyjeżdża do...