Dean wrócił ze szpitala dwie godziny później. Był wściekły, lekarz powiedział, że ma skręcony staw skokowy i jeszcze długo nie będzie mógł grać. Na kulach miał chodzić przez dwa tygodnie i nawet nie próbować stawać na tę nogę, bo mógł sobie pogorszyć sytuację.
Coraz bliżej zbliżał się dzień, kiedy miał zacząć się ten cały turniej. Mój przyjaciel chciał zrezygnować i gadał z tysiąc razy z trenerem o tym, ale on nie chciał słuchać. Prawie codziennie chodziliśmy na te treningi, Dean nie chciał skompromitować swojego dobrego nazwiska oraz drużyny z LA, która miała przylecieć na kilka dni.
Stres i zdenerwowanie Williamsa przeniosło się na mnie. Nie mogłam się skupić na nauce i ciągle byłam podenerwowana przez co narobiłam sobie większych problemów u Elki i jej nowych kumpli. Całe szczęście, że chłopaki z drużyny zawsze stawali w mojej obronie. Po tej całej naszej rozmowie, rzeczywiście sobie wszystko przemyśleli i teraz uważnie słuchają Deana i nawet im ta gra idzie.
― Powiesz mi w końcu? ― uniosłam brew. ― Co im nagadałaś?
― Nie interere bo kici kici. ― wystawiłam mu język. ― Ty lepiej uważaj na tę nogę.
― Przecież już nie muszę chodzić z kulami. ― przewrócił oczami.
― Ale kuśtykasz. Jeszcze gdzieś źle staniesz to wrócisz do tych kul.
― Nie kracz! ― oburzył się.
― W następnym tygodniu turniej ― zaczęłam. ― Myślisz, że dadzą radę? ― wzruszył ramionami.
― Zobaczymy.
******
Rano obudził mnie Dean. Popatrzyłam na zegarek, było kilka minut po szóstej. Przekręciłam się na drugi bok, mówiąc, że go całkiem pogięło przez ten turniej. On oczywiście nie dał za wygraną i ściągnął ze mnie kołdrę i zabrał poduszkę, a później wylał na mnie wodę. Przez piętnaście minut darłam ryja na niego i goniłam go po całym domu. Chyba nigdy nie byłam na niego aż tak zła. Kiedy w końcu się uspokoiłam, powiedział mi dlaczego tak wcześnie mnie obudził.
― Nie mogłeś mi tego powiedzieć wczoraj? Poszłabym szybciej spać. ― nie czekając na jego odpowiedź wróciłam do swojego pokoju.
Wzięłam pierwsze lepsze ubrania i bieliznę i ruszyłam w stronę łazienki. Nie miałam czasu, aby umyć włosy, które też miałam mokre, więc lekko je podsuszyłam i związałam w kitkę. Dziesięć minut później wychodziłam już z łazienki, Dean rzucił we mnie kurtką i kazał ubierać buty.
A o co mu się rozchodziło? O to, że jego ukochana drużyna była już na lotnisku i umówił się z trenerem i wychowawcą. Całe szczęście, że Olivier wziął z wypożyczalni samochód,który był opłacony do końca maja.
― Jeszcze raz mnie tak obudzisz, a obiecuje, że Cię zamorduje. ― warknęłam, zapinając pasy.
― Groźby są karalne złotko.
― To nie groźba. ― uśmiechnęłam się cwaniacko. ― To obietnica. ― zaśmiał się. ― Powiesz mi dokładnie czemu my mamy tam jechać? Chyba hotel to sobie potrafią załatwić.
― No tak, ale pomyślałem, żeby nasi przyjaciele na te kilka dni zamieszkali u nas. ― westchnęłam.
― A pomyślałeś o tym, żeby najpierw podyskutować o tym ze mną? Nie lubię niespodzianek.
― O co Ci chodzi co? Wiem, że przegiąłem z tą wodą, ale nie musisz się tak na mnie wyżywać. ― westchnęłam.
― Okres. ― mruknęłam.
Kilkanaście minut później byliśmy już na miejscu. Podeszliśmy do zgrai mężczyzn, który byli dwa razy tacy jak ja. Dziwnie się czułam w ich towarzystwie. Wiem, że powinnam się przyzwyczaić, bo od jakiegoś czasu już spędzam czas przeważnie z facetami, ale Ci w porównaniu do tych z mojej szkoły, to mieszanka goryla i olbrzymów.
Boris, Matt, Tobias, Sam od razu się na mnie rzucili i gdyby nie ściana to pewnie byśmy leżeli na podłodze. Przywitałam się z nauczycielami i przyglądałam się całej tej rozmowie.
Na początku Dean powiedział jaki to on nie jest zły, że zgodzili się, aby tu przylecieć. Nie dość, że mówił to z uśmiechem na twarzy, co dawało jasno do zrozumienia, że kłamał. To jeszcze wszystko powiedział nie w tym języku co powinien. Zaśmiałam się głośno, a wszyscy na mnie spojrzeli.
― No co? ― uniosłam brew. ― Przypomnij sobie swój ojczysty język. ― chłopak uderzył się ręką w czoło.
― Już czas wrócić do domu stary. ― mruknął Tobias. ― Przesiąknąłeś polskością. ― każdy z nas się zaśmiał.
― A ty co cwaniaro? ― popatrzyłam na Borisa. ― W końcu nabrałaś pewności siebie? ― kiwnęłam głową, a on zaczął klaskać. ― Gratuluję.
*******
Nauczyciele jakimś cudem zgodzili się, żeby chłopcy mieszkali z nami. Stwierdzili, że zawsze te "kilka groszy" zaoszczędzą. Pojechaliśmy do domu, każdy z nich był bardzo zafascynowany. W tamtej chwili to był dla mnie śmieszne, ale jak pierwszy raz zobaczyłam ten dom, miałam podobną minę.
― Czemu nam nie powiedziałaś, że masz brata w Los Angeles?
― Bo sama się niedawno dowiedziałam. ― oparłam się o ścianę. ― Gdyby nie Dean, to pewnie jeszcze bym go nie poznała.
― Twoi rodzice nie powiedzieli Ci o bracie? ― wzruszyłam ramionami.
― Pewnie o nim nie wiedzieli. ― popatrzyli na mnie niezrozumiałym wzorkiem. ― Okazało się, że to nie byli moi biologiczni rodzice. Adoptowali mnie praktycznie od razu po narodzinach.
― Wiesz dlaczego Cię oddali?
― Olivier mówił, że podczas porodu zmarła matka, a ojciec mnie znienawidził, bo za bardzo mu o niej przypominałam. ― w moim głosie nie było słychać żalu ani nawet pretensji. Mówiłam to tak, jakby to była normalna rzecz, ale w końcu nie miałam złego dzieciństwa i moi rodzice dawali mi wszystko co mieli. Kochali mnie, a ja kochałam ich. ― Musimy się już zbierać. ― powiedziałam.
― Nie chce tam iść. ― mruknął Dean. ― Oni mnie skompromitują! ― chłopaki zaczęli się śmiać. ― To nie jest kurwa śmieszne. ― oburzył się. ― Szybciej nauczyłbym rybę oddychać bez wody, niż ich grać.
CZYTASZ
CHANCE
Fiksi RemajaDziewczyna, która została wychowana w adopcyjnej rodzinie, wyrasta na dojrzałą, piękną kobietę. Po śmierci obojga rodziców sprzedała swój rodzinny dom i zamieszkała w małym mieszkaniu we Wrocławiu. Los uśmiecha się do niej i pewnego dnia wyjeżdża do...