Przyznam szczerze, że się trochę (bardzo) pogubiłam. Od teraz nie będę odznaczać kto w jakim języku mówi. ;P
^^^^^^^^
Popatrzyłam z lekkim przerażeniem na chłopaka, który minę miał taką, jakby chciał mnie zabić. Odwróciłam głowę w stronę Deana, żeby coś powiedział, ale jego w samochodzie nie było.
— Wypierdalaj z auta. — wysyczał blondas.
— Siadaj do tyłu, co korona Ci z głowy spadnie? — w myślach podziękowałam Samowi, że jakoś on mnie wspierał.
— Żaden podludź nie będzie zajmował mojego miejsca! — nie odezwałam się, odwróciłam głowę w przeciwną stronę, ale nawet nie pomyślałam, aby wysiąść z tego samochodu.
Dean wsiadł do samochodu i spojrzał mi w oczy, chwilę później znów wysiadł, po czym obszedł samochód i rzucił chłopakiem o ziemię. Patrzyłam na tę dwójkę z ogromnym przerażeniem, nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Zaczęłam się bać Deana, mimo że robił to w mojej obronie.
— Zostaw go, zaraz się spóźnimy. — zostawiając chłopaka, wsiadł do pojazdu.
Dalszą drogę nie odzywałam się, byłam w szoku. Nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Cały czas byłam świadoma tego, że LA nie jest bezpiecznym miastem i wokół mogą przejawiać się mordercy, pedofile, gangsterzy i inni okrutni ludzie. Jednak nie sądziłam, że być może ktoś z takich osób, będzie spędzał ze mną praktycznie każdy dzień. Bałam się.
— Lara? Wszystko okej? — zapytał Dean, popatrzyłam na niego, ale nic nie powiedziałam. — Wybacz za to. Nie mogłem pozwolić, żeby ktoś taki jak on Cię obrażał. Polubiłem Cię i nie chce, żebyś się bała, zależy mi, żeby ten miesiąc, był dla Ciebie jedną z najlepszych przeżyć w życiu.
Kiwnęłam tylko głową, wolałam się nie odzywać, póki sobie tego na spokojnie nie przemyśle.
— Denerwuje się. — powiedziałam, kiedy chłopak zgasił silnik. — Macie jakąś torbę albo maskę na twarz. Najlepszy byłby worek, cała bym się zamieściła.
— Dramatyzujesz. — zaśmiali się. — Będziesz cały czas z nami, nie masz się czego bać.
— A ta laska tego blondyna? Pewnie będzie się do mnie sapać.. — wzięłam głęboki wdech.
— Znów mówisz po polsku.
— Nieważne.
Wysiedliśmy z samochodu, z daleka widziałam resztę chłopaków i nieco mi ulżyło. Mimo wszystkich moich obaw, to tylko ich tu znałam i byli moją podporą. Nie chciałam oszaleć do końca.
— Wszyscy się gapią, złapcie mnie, gdybym zaczęła uciekać lub mdleć. — Spojrzeli po sobie.
— Nie musisz dwa razy prosić.
Oboje wzięli mnie pod ramię. Nie sądziłam, że aż tak wezmą to na poważnie. Najgorsze było to, że jeszcze więcej osób gapiło się na nas.
— Dobrze się czujecie? — zapytał Tobias.
— Pilnujemy, żeby nie zwiała. — cała piątka zaczęła się głośno śmiać, a ja patrzyłam na nich z politowaniem.
— Bez przesady, jeszcze nie uciekam. — popatrzyłam wymownie na Deana.
— Zaniosę Cię do klasy. — przerzucił mnie przez swoje ramię i poszedł w nieznanym mi kierunku.
— Możesz mnie puścić? — byłam zawstydzona i jednocześnie zła na chłopaka. Nie powinien mnie traktować jak przedmiot.
Postawił mnie przed klasą, popatrzyłam na niego z burakami zamiast policzków. Byłam wściekła! Owszem, chciałam, żeby w razie co powstrzymali mnie przed ucieczką, albo ochronili przed upadkiem, ale nie prosiłam o "odwózkę" pod klasę.
— Jesteś zła?
— A jak myślisz? — uniosłam brew. — Nie o to prosiłam.
W tej chwili zadzwonił dzwonek, Dean bez słowa wszedł do klasy, a ja za nim. Minute później doszła pozostała czwórka, a za nimi jeszcze około piętnastu chłopaków.
— Siadaj. — powiedział Dean. — Nie stresuj się tak, nikt Cię tu nie zje.
— Jesteś pewny? — zaśmiał się.
— Tak, jestem pewny. — w końcu usiadłam obok niego. — Teraz mamy matmę, mam nadzieję, że jesteś w tym dobra.
— Może tak, może nie. — pokręcił głową.
Pierwsza lekcja minęła bez problemu. Nauczyciel stwierdził, że nie muszę o sobie opowiadać, bo pewnie inni mnie dobrze "przetrzepią" cokolwiek miało to znaczyć. Już po pierwszych dziesięciu minutach polubiłam tego gościa, nie robił nikomu problemu, a gdy ktoś czegoś nie rozumiał, to tłumaczył do skutku.
Następna lekcja to był język angielski, tu byłam pewna, że opowieści mnie nie ominą.
— Możesz przestać? — zapytał.
— Co?
— Milczeć. — Cała piątka zmierzyła mnie wzrokiem.
— Aż tak się stresujesz tym wszystkim? — zapytał Boris — Myślałem, że jesteś bardziej pewna siebie, a jedna okazałaś się tchórzem. — Nie odpowiedziałam, nie widziałam w tym sensu. Nie potrzebowałam przyjaciół. W Polsce ich nie miałam, w Los Angeles też nie musiałam.
Byłam typem samotnika, nie potrzebowałam innych ludzi do szczęścia. Czułam się dobrze sama ze sobą.
— Dajcie jej spokój. — powiedział Sam.
Na szczęście, lekcje mieliśmy naprzeciwko klasy matematycznej, więc nie widziałam problemu, żeby usiąść na ławce i poczekać na dzwonek.
— Nie idziesz?
— Poczekam tutaj. — usiadłam na ławce.
— Zostanę z nią. — Dean usiadł obok mnie.
Odwróciłam się plecami do chłopaka. To był dopiero mój pierwszy dzień, a już nie chciałam mieć tu z nikim nic wspólnego.
Dean cały czas coś do mnie mówił, ale ja wolałam się nie odzywać. Mógł pomyśleć, że się obraziłam, ale mi było zwyczajnie przykro. Przez jakąś chwilę myślałam, że mogę mieć kumpli. Jednak zapomniałam, że nie pasuje do nich; jestem ich całkowitym przeciwieństwem.
Zadzwonił dzwonek, Dean chwycił mnie za rękę i wszedł do klasy. Znów musiałam z nim usiąść; podejrzewałam, że tak będzie na każdej lekcji.
Tak jak myślałam, na tej lekcji przypadło mi coś o sobie powiedzieć. Wstałam i chwilę się zastanowiłam. Nie byłam ciekawą osobą, nawet fotografia nie była moją pasją, choć robiłam wszystko, żeby dostać się na ten kierunek.
Na szczęście, męczarnia nie trwała długo i już po kilku zdaniach mogłam usiąść.
Pan Hans zaznaczył, że nie dostanę taryfy ulgowej na lekcjach. Co mnie ucieszyło, bo nie przyjechałam tu na wakacje. Był dopiero początek marca, więc nie mogłam pozwolić sobie na wolne. Zdecydowałam, że póki nie wykuje czegoś na blachę, to nie wyjdę z hotelu.
CZYTASZ
CHANCE
Novela JuvenilDziewczyna, która została wychowana w adopcyjnej rodzinie, wyrasta na dojrzałą, piękną kobietę. Po śmierci obojga rodziców sprzedała swój rodzinny dom i zamieszkała w małym mieszkaniu we Wrocławiu. Los uśmiecha się do niej i pewnego dnia wyjeżdża do...