Sobota minęła mi szybko, miałam do kupienia niezbędne rzeczy do rutynowych czynności i dodatkowe kosmetyki, które miałam na wykończeniu. Nie chciałam już pierwszego dnia w LA lecieć do drogerii i kupować nie wiadomo czego.
Niedziela zleciała mi na pakowaniu walizek. W planach miałam jeszcze odpoczynek i powtórzenie słówek.
Poniedziałek i wtorek minęły tak szybko, że niemal zapomniałam spakować do torebki dokumentów, które dostałam od dyrektora. Jednak tuż przed położeniem się spać, przypomniałam sobie o nich i po chwili były w mojej torebce.
Budzik zadzwonił o czwartej trzydzieści rano. Lot miałam o siódmej, więc miałam jakąś godzinę na wyszykowanie się. Ubrałam się w wygodny strój: szare dresy i krótki top. Włosy związałam w kucyka, a na twarzy miałam tylko krem nawilżający. O szóstej pod mój blok przyjechał dyrektor wraz z moim wychowawcą. Dokładnie sprawdziłam, czy wszystko spakowałam, po czym wyszłam z mieszkania. Dla bezpieczeństwa wręczyłam klucze Panu Nowakowi, który miał co jakiś czas podlewać mojego kaktusa i sprawdzać, czy złośliwa sąsiadka czegoś nie kombinuje.
— Gotowa na przygodę? — tymi słowami przywitał mnie dyrektor — Wszystko zabrałaś? Dokumenty, paszport?
— Tak, wszystko mam.
Wsiedliśmy do samochodu, wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć. W końcu mogłam, choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości, mimo że miałam chodzić do szkoły, uczyć się i tak dalej. Jednak byłam przekonana, że w słonecznej Kalifornii to i tak będzie ekscytujące, no i miałam odrobinkę nadziei, że uda mi się trochę zaszaleć i przeżyć coś niezapomnianego.
— Pieniądze już przelałem na twoje konto, spokojnie powinno starczyć na miesiąc. W razie czego napisz do mnie, to doślę jeszcze "parę groszy".
— Dziękuję bardzo.
Za dziesięć siódma wchodziłam do samolotu. Dyrektor poinformował mnie, że odbierze mnie przewodniczący klasy, do której dołączę. Trochę się zestresowałam, nie wiedziałam, jak się zachowam, kiedy przede mną stanie ogromny mięśniak, który wcale nie mógł mieć do mnie przyjacielskiego stosunku. Miałam cichą nadzieję, że to jednak będzie ten chłopak, który jako jedyny się wyróżniał.
Punkt siódma samolot wystartował. Długość lotu to dwanaście godzin z hakiem. Wyciągnęłam słuchawki douszne, po czym włączyłam muzykę w telefonie. Rozłożyłam się na siedzeniu i zamknęłam oczy.
Obudziłam się kilka minut przed lądowaniem. Byłam na siebie zła, że przespałam cały lot, bo nie skorzystałam okazji, aby skończyć czytać książkę, z którą męczyłam się dobre trzy miesiące.
Samolot wylądował, każda osoba powoli zaczynała zabierać swój bagaż podręczny. Po wyjściu z "wielkiego ptaka" poszłam poszukać swojego bagażu. Było to bardzo trudne, gdyż byłam całkowicie zdezorientowana. Kiedy w końcu udało mi się dorwać swoje walizki, zaczęłam szukać kogoś, kto być może miał jakąś karteczkę z moim nazwiskiem.
Niestety tak nie było. Nie wiedząc co robić, zadzwoniłam do wychowawcy, który błyskawicznie odebrał.
― Jesteś już w hotelu?
— Nie, nie wiem co robić. — usiadłam na ławce przed lotniskiem. — Ponoć miał ktoś tu na mnie czekać.
— Artur nie podał Ci numeru tego chłopaka?
— Nie, a miał?
— Daj mi chwile.
Po tych słowach się rozłączył. Chwilę później przyszedł SMS z numerem do jakiegoś Deana W. Nie wiele myśląc, zadzwoniłam pod ten numer.
(od tej chwili, wszystko jest w "języku angielskim").
— Kto mówi? — zapytał dość niemiło.
— Jestem Lara, przyleciałam z Polski, ponoć miałeś mnie odebrać.
— Kurwa, zapomniałem. Wybacz, będę za dziesięć minut, czekaj przed lotniskiem na czarnego mustanga.
Rozłączył się, a mi nie pozostało nic innego niż obserwowanie ludzi wokół mnie.
Czułam się jak idiotka, która nie potrafiła się odnaleźć w wielkim mieście. Coś w tym było, całkowicie wszystko było mi obce, w głębi siebie, chciałam kupić drugi bilet, lecz tym razem do Wrocławia, a ten "zaszczyt" oddać komuś innemu. Komuś, kto ma więcej pewności siebie.
— Ty jesteś Lara?
Podniosłam wzrok, przede mną stał chłopak, który mógł mieć około dwóch metrów wzrostu. Przez uderzające w moją twarz słońce, nie mogłam mu się dobrze przyjrzeć. Wiedziałam tylko jedno, to nie był ten "normalny" chłopak.
— Tak, to ja. — wstałam.
— Wezmę twoje walizki.
Zrobił, jak powiedział. Chwilę później, moje walizki były w aucie. Nie chcąc stać jak słup soli, podeszłam do pojazdu.
— Wsiadaj, nie wstydź się. — chwilę później byliśmy już za terenem lotniska — Jeszcze raz przepraszam, że nie przyjechałem wcześniej. Całkowicie wypadło mi to z głowy.
— Nic nie szkodzi. — uśmiechnął się.
— Z tego, co mi wiadomo, to przez miesiąc będziesz pod moją opieką, nie wiem, czy ci to odpowiada.
— Nie będę robić Ci problemów. — wypaliłam.
Chłopak się zaśmiał, dopiero teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Był opalony, miał busz brązowych włosów, które starannie ułożył. Oczy miał koloru szarego, a wyraz twarzy przyjazny. Kojarzyłam go ze zdjęcia, które pokazał mi dyrektor, na fotografii sprawiał całkiem inne wrażenie.
Ubrany był w strój do koszykówki, więc byłam bardziej niż pewna, że przerwałam mu trening.
— W to nie wątpię, twój dyrektor już wyrobił zdanie na twój temat i jak jesteś tak ułożona, jak mówił, to szybko nie będę miał co robić. Chyba że ściągać zadania. — zaśmiał się.
— Przerwałam Ci trening? — zmieniłam temat.
— Nic nie straciłem. Dostałem kategoryczny zakaz trenowania i grania na meczach przez trzy tygodnie.
Na miejscu, Dean pomógł mi z walizkami i z zarejestrowaniem się. Później jednak musiał wrócić do szkoły, ale obiecał, że wpadnie do mnie po szkole i wszystko mi wyjaśni i jeśli będzie czas, to pokaże mi okolice.
Byłam mu bardzo wdzięczna i szczęśliwa, że nie okazał się zaopatrzonym w siebie dupkiem. Przynajmniej na razie..
CZYTASZ
CHANCE
Fiksi RemajaDziewczyna, która została wychowana w adopcyjnej rodzinie, wyrasta na dojrzałą, piękną kobietę. Po śmierci obojga rodziców sprzedała swój rodzinny dom i zamieszkała w małym mieszkaniu we Wrocławiu. Los uśmiecha się do niej i pewnego dnia wyjeżdża do...