ROZDZIAŁ.11 LUCYFER

114 6 16
                                    

Fernando podniósł się gwałtownie patrząc na mnie z wyrzutem. Wzruszyłam ramionami odrzucając poduszkę na bok. Wstałam z łóżka i podbiegłam do drzwi. Fernando opadł na dmuchany materac wzdychając.

- Wstawaj, wstawaj. Wakacje są. Korzysta się. - powiedziałam klaszcząc w dłonie.

- Która godzina? - zapytał przecierając oczy. Dalej leżał.

- Późna. Wstawaj Husky. - podeszłam do okna i odsłoniłam czerwoną zasłonę. Światło padło na twarz Fernando, a ten zamruczał niezadowolony. Chłopak szukał na oślep telefonu. Kiedy go złapał wyświetlił godzinę. Lekko otworzył oczy, aby ją odczytać. Westchnął pozwalając telefonowi upaść na jego klatkę piersiową.

- Jest 6 rano. - jęknął.

- A Cruz właśnie zaczyna trening z moim tatą. - klasnęłam ponownie w dłonie. - Może uda nam się zdążyć.

Fernando wreszcie się podniósł. Podszedł do swojej walizki i zaczął szukać ubrań. Wyciągnął sobie czarny t-shirt i dżinsowe rybaczki. Spojrzał na mnie zaspanym spojrzeniem. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech.

- Skąd ta motywacja?

- Matthew jeździ po całym świecie i trenuje. Nie mogę sobie pozwolić, aby był ode mnie lepszy. Może jeszcze bym tak o to nie walczyła, gdyby nie fakt, że zapytał się mnie, czy biorę hormony. Więc zginie. - mówiłam z pogardą. Na samo wspomnienie tego ciołka dostawałam nerwicy.

- Kiedy się z nim biłaś rozwaliłaś mu kask. - dodał.

- Powinna to być czaszka.

- Lucyferze, przerażasz mnie. - uśmiechnął się.

- Buntowniczka Lucyfer. Już mi się podoba. - skinęłam głową. - Masz 2 minuty, aby się ubrać. Inaczej idę sama. - nadepnęłam na moją deskorolkę, a ta podskoczyła do mojej dłoni. Złapałam ją wychodząc z pokoju - Zegar cyka! - krzyknęłam jeszcze na schodach. Zeszłam do recepcji. Mama spojrzała na mnie z rozbawieniem. Odsunęła się od biurka. Ona, jak zawsze zaczynała pracę z samego rana. 

- Rozumiem, że idziesz szukać taty. - stwierdziła. Przytaknęłam kładąc deskę na jej biurku. Zganiła mnie spojrzeniem. Westchnęłam zrzucając deskorolkę na ziemię. - Tak lepiej. - uśmiechnęła się, a ja przewróciłam oczami.

- Mówił gdzie idzie?

- Nie, nie ma jednak samochodu Cruz także podejrzewam, że pojechali na tor.

- Jackson z nimi? - zapytałam, a mama spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. - Są razem! ich dwójka łazi ze sobą praktycznie wszędzie. Założyłabym się, że nawet do łazienki.

- Jackson i Jared mieli jechać do Przełęczy Stabilizatorów. Nie mówił ci Jared?

- Nie widziałam się z nim jeszcze. - przyznałam. Intuicyjnie sprawdziłam kieszeń moich dżinsowych spodenek. Na szczęście jest.

- Pewnie będzie chciał posłuchać o twoim weekendzie we Francji. 

- To nie jest przypadkiem chwalenie się? Nie chce, aby poczuł się źle. - przyznałam. Jared ostatnie lata żył, jak żył. Emocje wywołane przez ostatnie wydarzenia dalej nie wygasły. I mam mu teraz opowiadać, jak to super, że byłam w kolejnym kraju, a on... w żadnym?

- Moja córka martwi się o uczucia innych. Robisz postępy. - uśmiechnęła się chytrze. Na mojej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. 

- Kocham cię.

- Ja ciebie też Buntowniczko. - powiedziała. 

- To dobrze... gdybyś nie odpowiedziała musiałabym się wyprowadzić. - uśmiechnęłam się głupio. Po schodach zbiegł wtedy Fernando.

BEST RACE - Cars (Auta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz