ROZDZIAŁ.14 ZMIANY

94 8 43
                                    

Było przed 5 rano kiedy zjawiłam się w recepcji motelu. Energicznie poprawiłam czapkę z daszkiem i weszłam za biurko mamy. Przez chwilę przyglądałam się regałowi z książkami i segregatorami. Ruszyłam jedną książkę i od razu wiedziałam, że znalazłam to czego szukałam. Wyjęłam wszystkie przedmioty z półeczki, aby dosięgnąć do metalowej skrzyneczki. Postawiłam ją na biurku i otworzyłam. Z jej wnętrza wyciągnęłam zapasowy kluczyk do stożka numer dwa. Jackson ostatnio się obija. Czas to naprawić. Jak wszyscy zaczynamy pracę nad sobą to wszyscy. Zamknęłam metalową skrzynkę i odłożyłam ją na miejsce. Zakryłam ją, jak wcześniej książkami. Wyszłam z motelu i zaczęłam biec w stronę stożka Jacksona. Słońce dopiero wschodziło. Niebo nad Chłodnicą było granatowo pomarańczowe. Nie, że takie widoki mnie nie ruszają. Kiedy jednak często się to widzi traci to na wyjątkowości. Kiedy raz zobaczysz Statuę Wolności w zupełności wystarczy. Za każdym kolejnym razem będzie coraz nudniejsza.
Przyłożyłam ucho do drzwi w stożku i nasłuchiwałam. Śpi. Nie było słychać, nawet, że się rusza. Z uśmiechem wsadziłam kluczyk do zamka i otworzyłam drzwi. Zamknęłam je cicho i spojrzałam na śpiącego na boku Jacksona. Jaki uroczy, niewinny, aniołek. W takich sytuacjach, aż mi go żal. Wzięłam z komody butelkę wody i ją odkręciłam. Spojrzałam na nią, po czym na Jacka. Wzruszyłam ramionami i wylałam mu ją na twarz. Sztorm gwałtownie się podniósł, a ja dalej lałam w wodę. Popatrzył na mnie z przerażeniem wyrywając butelkę.

- Jak ty tu...

- Pobudeczka. - uśmiechnęłam się. - Czas rozpocząć trenowanie. Sezon zaczyna się niedługo, a ty spocząłeś na laurach. Nie podoba mi się to. 

- Od kiedy jesteś moją trenerką? 

- Od kiedy Jared spisuje twoje czasy do notesu. Ktoś musi przejąć pałeczkę. Obiecaj mi, że gdy wyjadę wszystkim się zajmiesz. - poklepałam jego mokre ramię i ruszyłam do drzwi.

- Gdzie tym razem? 

- Muszę skopać tyłek Maselnicy. Szybko pójdzie i, jak zawsze na twoje nieszczęście wrócę żywa.

- A odpowiesz mi tak na poważnie? - zapytał odgarniając z twarzy mokre włosy. 

- Tata wczoraj dzwonił do jakiegoś trenera i... muszę trenować.

- Czyli McQueen serio skupia się w zupełności na Cruz. - szepnął. Wzruszyłam ramionami.

- Na to wygląda. - powiedziałam z mniejszym entuzjazmem. 

- Mam nadzieje, że jako...

- Nie chce słuchać po raz kolejny "Bardzo mi przykro, że tata nie może być przy tobie" serio Jackson. Wczoraj się tego nasłuchałam. - warknęłam. Po co mi o tym przypomina? Rozumiem, że musiał wybrać Cruz. Ten jeden raz nie może mi pomóc i nie będę z tego powodu robić mu afer. Poza tym tak, czy siak wkrótce będę musiała puścić jego dłoń i sama decydować. Mogę zacząć teraz. - Wybacz...

- Spoko Diable. - wstał i złapał moje ramię. - Jared mi mówił o tym całym Buttersky także... powodzenia.

- Dzięki Sztormiak. - uśmiechnęłam się lekko. - Tobie też. 

- Muszę cię wyprosić. Muszę się przebrać w strój do biegania. - podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. Zaśmiałam się i unosząc nogi wysoko ruszyłam do wyjścia.

- Tak trzymaj, a może znowu zbijesz wagę! - krzyknęłam stając przed drzwiami. Jackson pokręcił głową z dalej lekkim uśmiechem zamykając drzwi. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku motelu. 

******

Usiadłam z tatą i Fernando w jadalni po śniadaniu. Chciał ze mną porozmawiać. Uparłam się jednak, że potrzebuje świadka tej rozmowy, którym byłby Husky. Tata usiadł na krześle i odgarnął włosy z twarzy po czym na mnie spojrzał.

BEST RACE - Cars (Auta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz