— YOONGI! CHODŹ TU! — krzyknął JiMin, nie mogąc podołać ubraniu, które wybrał dla niego starszy.
— Co się dzieje?
— Ten strój jest beznadziejny! Nie potrafię włożyć ogona przez ten cholerny otwór w spodniach. Miau! — warknął ze złością.
— Pomogę ci, ale przestań się denerwować.
— Naprawdę nie mogę ubrać czegoś innego?
— Na przykład?
— No, nie wiem... — Szybkim spojrzeniem zlustrował ubrania wiszące na wieszakach. — Może jedną z tych długich koszul.
— A spodnie?
— Bez spodni. Są zbędne, skoro koszula jest wystarczająco długa.
YoonGi pokręcił głową. Ręce mu opadły, kiedy zrozumiał, ze JiMin mówi całkowicie poważnie.
— Nie, spodnie nie są zbędne z tego względu, że wychodzimy. Nie mam zamiaru pozwolić, byś paradował po sklepach w samej tylko koszuli.
— A moja wygoda? Nie liczy się, tak?
YoonGi westchnął. Naprawdę nie wiedział, jak przemówić hybrydzie do rozumu. Dlatego w milczeniu odebrał od niej uciążliwe spodnie i pomógł JiMinowi je ubrać, bardzo uważając na ogon — najbardziej czułą i wrażliwą część ciała każdej hybrydy.
— I jak?
— Nie dam rady w tym chodzić, a co dopiero siedzieć.
— JiMin, nie narzekaj. Wytrzymaj w tym godzinę, nie więcej. Zrobimy zakupy i wrócimy do domu, a wtedy...
— ...a wtedy zdejmę z siebie to dziadostwo i polatam po domu na golasa! Miau!
• • •
Cholera, a mogłem zrobić zakupy przez internet — pomyślał YoonGi, szukając JiMina po całym supermarkecie.
Chwila nieuwagi, podczas której JiMin uciekł YoonGiemu sprzed nosa, kosztowała Mina mnóstwo stresu, bo nie wiedział jakie zachowania wykazuje wśród obcych jego hybryda.
Po raz kolejny przemierzył dział rybny, mając nadzieję, że wśród kilkunastu hybryd, które się tam kręciły, znajdzie JiMina. Ale nie wiedział, że JiMin nie gustuje w rybach. O wiele bardziej smakuje mu...
— YoonGi, patrz co mam!
YoonGi odetchnąl z ulgą, gdy natknął się na hybrydę w jednej z alejek. Zaniepokoił się dopiero wtedy, gdy zobaczył w dłoniach JiMina karton z tajemniczą zawartością.
— Co to jest?
— Dżem — odpowiedział, wkładając ciężki pakunek do sklepowego wózka. — A konkretnie to dwanaście słoików dżemu brzoskwiniowego.
— Szykuje się jakaś apokalipsa? Może weź jeszcze cukier i mąkę.
— Nie, dzięki. Ale nie pogardziłbym jeszcze jednym takim kartonem.
CZYTASZ
ɴ ᴇ ᴋ ᴏ
Fanfiction》мιη уσσηgι α∂σρтυנє кσ¢ιą нувяу∂ę 𝕒𝕝𝕓𝕠 》Pαɾƙ JιMιɳ, Ⴆęԃąƈყ ƙσƈιą ԋყႦɾყԃą, ȥყʂƙυʝҽ ɯłαśƈιƈιҽʅα, σ ƙƚóɾҽɠσ ʂȥყႦƙσ ʂƚαʝҽ ʂιę ȥαȥԃɾσʂɳყ 》𝒎.𝒚𝒈 𝒙 𝒑.𝒋𝒎 》𝒕𝒐𝒑!𝒎𝒚𝒈 》𝒉𝒚𝒃𝒓𝒚𝒅𝒂 》 𝒇𝒍𝒖𝒇𝒇 》𝒔𝒎𝒖𝒕