Byłam już w mieszkaniu. Zjadłam sobie pączka i tosty. Potem poszłam wziąć prysznic. Następnie ubrałam jakąś czarną bluzkę z białym napisem "jestem zimną suką". Na to założyłam białą bluzę z małym, czarnym sercem na boku. Standardowo dżinsy i czarno-białe adidasy. Byłam już gotowa do wyjścia, tylko że jak to ja, zapomniałam wziąć telefonu i musiałam się wracać. Potem wyszłam z mojego mieszkania i skierowałam się w stronę mieszkania pani od Paszteta.
《3 hour later》
-To do zobaczenia TI. !
-Tak, do zobaczenia, Klaudia!
Wyszłam od niej z domu. Nazywa się Klaudia. Ma kota, Paszteta, ale to już wiecie. Ładny domek. Miła i też ma nieciekawą historię. Powiedziała, że ona mieszka tu od urodzenia. Matka zmarła w wieku 17 lat. Niedługo po tym jej ojciec zaczął pić... tak jak mój.
Ostatecznie poszedł gdzieś i nie wrócił do tej pory. Od tamtego czasu mieszka sama i też jakoś nie miała znajomych. Pracuje w pobliskiej restauracjii jako kelnerka. Nie skarży się na brak pieniędzy. Ma 23 lata.Wracam już do domu, gdy nagle.
-cześć!
Odwróciłam się zmieszana.
-Umm...emm... Cześć?
Gdy się odwróciłam, zobaczylam... szkieleta?!! Myślałam, że mam jakieś przewidzenia. Zamrugałam. To mi się nie wydaje... przede mną serio stał szkielet! Był trochę wyższy ode mnie.
-heh. wydaje mi się, że jesteśmy sąsiadami.
A no tak. Przecież ktoś się wprowadził. I to był on?
-Emm... chyba... em... to ty się dzisiaj tu wprowadziłeś?
-tia, razem z bratem.
Patrzyłam na niego jeszcze. Miał jasno-szarą koszulkę, a na nią założoną niebieską bluzę z kapturem. Miał też czarne spodenki z białymi paskami po obu stronach. Do tego jeszcze różowe, puchate laczki.
W końcu się popatrzyłam na niego i spytałam.
-Em... wybacz, że spytam... wiesz, to trochę niegrzecznie z mojej strony, ale... jesteś potworem, prawda?
Wiesz, tym, które wyszły na powierzchnię.
-nie no spoko. jak chcesz, to pytaj. iii... tak.
-Wow...
-heh. wiesz... jako jedyna nie uciekłas ode mnie. miło z twojej strony.
-Oh... eh... serio? Inni uciekali?
-tia...
-....
-....
-Oh... a właśnie!
Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę w jego stronę.
-Jestem TI.
-sans.
On również wyciągnął rękę. Uścisnełam ją, ale.... ona... pierdnęła? WTF?!!
-Eeee?.....
-hahahahahah!
Ten zaczął się śmiać. What?! Po chwili powiedział.
-hehe...ah... pierdząca poduszka. zawsze śmieszne.
Puscilam jego dłoń i faktycznie, mial przywiązaną do ręki pierdzącą poduszkę.
-Serio?...
Popatrzyłam na niego jak na jakiegoś głupka. Jednak ten kontynuował swój śmiech.
-twoja mina jest bezcenna.
-Aaha?...
Ten nadal się śmiał. Zaczęłam od niego odchodzić niezauważalnie... NIEZAUWAŻALNIE...
-h-hej! a ty dokąd?
-Eeem.... do domu?
-czemu?
Ten już się nie śmiał.
-Bo.... tak?
-eh... dobra, sorki, ale czekaj.
-Jak ty sobie ze mnie bekę ciśniesz... mam bardzo ważne rzeczy do zrobienia.
Jedyne co miałam do zrobienia, to nowe rany, bo dzisiaj od samego rana tego nie robiłam.
-taaak? jakie rzeczy?
Wpadłam.
-Emmm....muszę... eeee....
*wymyśl coś! Cokolwiek!*
-Zrobić kolację! Tak, bo... jestem głodna....
Coś chyba mi nie wierzył. Jednak nagle wystrzelił.
-hmm... może dasz się dzisiaj zaprosić do nas na kolację? moj brat robi świetne spaghetti.
Ja.Pier.Dole. Wtoooopa!
-No nie wiem...
Ja dużo nie jadłam. Teraz też nie byłam głodna. Fuck!
-no dawaj.
-...ale ja was... nie znam...
-dlatego wspólna kolacja, to dobra okazja, aby się lepiej poznać. spokojnie... nie jestesmy jakimiś mordercami czy innymi takimi. Nie jesteśmy wami. To bardziej ja powinienem się bać.
Puścił oczko i uśmiechnął się lekko, ale szczerze. Zaczęłam myśleć.
-No...dobra... niech będzie, ale najpierw wrócę do domu. Mogę przyjść po 21:00 zgoda?
-no okej. to będziemy czekać.
Wymieniliśmy się uśmiechami. Odwróciłam się od niego, jednak po chwili usłyszałam.
-a! zapomnialbym.
Odwróciłam się spowrotem do niego i... skąd on wziął kartkę i długopis?!
-tu... masz mój numer telefonu.
Podał mi kartkę z jakimś numerem. Przerzuciłam wzrok z kartki na...
-dzię/
...sansa? Gdzie on jest? Emm... dobra?
Zaczęłam iść spowrotem do swojego mieszkania. Nie pytałam się gdzie mieszka, bo widziałam gdzie tamci ludzie zanosili te meble i rzeczy. Już stałam pod swoimi drzwiami wzięłam klucz. Otworzyłam mieszkanie i weszłam do niego. Zamknęłam drzwi po sobie i poszłam do salonu i włączyłam telewizor. Po kilku minutach oglądania przypomniałam sobie, że muszę zrobić nowe nacięcia... a może zrobię tylko jedno? Ta, jedno wystarczy. Podeszłam do szuflady i wyjęłam moją kochaną żyletkę. Rozwinęłam bandaż i spojrzałam na rany. Było ich około 12. Potem przyłożyłam żyletkę do skóry i lekko ją wbiłam w skórę. Nwm czemu, ale mnie to tak śmiesznie łaskocze. I pyk. Przejechałam i zrobiła się kreska. Cholera... trochę za głęboka... krew leciała ciurkiem. Lubie ten widok. Wzięłam ręcznik papierowy i lekko zaczęłam czyścić ranę.... cholera no... ciągle leci! Owinęłam rękę bandażem.
Mam nadzieję, że nie przesiąknie przez bandaż i bluzę. Zdjęłam białą bluzę i założyłam czarną. Żeby na wszelki wypadek nie było nic widać.
Wróciłam do salonu i dokończyłam oglądać jakiś tam paradokument. Oglądałam je tylko dlatego, że nic innego nie było. Była już 21:13. Zaczęłam sie zbierać do wyjścia... znowu. Gdy wyszłam, pociągnęłam rękaw i jak mogłam się domyślić, bandaż przesiąknął, ale nie to mnie zmartwiło. Krew była świeża. Co jest?! Jak?! Nie gadajcie, ze ciągle krew leci?! Ugh...
Gdy szłam, wyjęłam telefon i napisałam sms'a do sansa, że idę.Ty: Cześć. To ja. TI. Jakby co, to ja już idę.
Chwilę później.
Sans: oki czekamy :)
Byłam już przed drzwiami. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili drzwi się otworzyły. Ujrzałam Sansa. Uśmiechał się lekko.
-Cześć.
-cześć, Ti. proszę, wchodź.
Sans wpuścił mnie do środka. Nawet ładnie tu mają. Sans zaprowadził mnie do salonu.
-usiądź sobie.
-Oh... okej.
Zrobiłam tak, jak powiedział. Słyszałam tłuczenie garnków w kuchni. Nagle ktoś krzyknął.
-SANS! CZŁOWIEK JUŻ PRZYSZEDŁ?!
-tak bro. siedzi właśnie na kanapie.
Nagle zza drzwi do kuchni wychyliła sie szkielecia głowa.
-O! WITAJ CZŁOWIEKU!
Nagle zobaczyłam go w pełni okazałości. Był on chyba o dwie głowy wyższy ode mnie... co ja gadam? O trzy! Trochę się wystraszyłam, gdy do mnie podszedł.
-WITAJ! JESTEM WSPANIAŁY PAPYRUS! A TY?
-Em... TI. Cz-cześć.
-JAK SIĘ CIESZĘ, ŻE W KOŃCU ROZMAWIAM Z CZŁOWIEKIEM, KTÓRY SIĘ NAS NIE BOI.
-Heh, tak. Też się cieszę, że w końcu mogę porozmawiać ze szkieletami.
Uśmiechnęłam się nerwowo.
-DOBRZE CZŁOWIEKU. TO TY TUTAJ POSIEDŹ Z SANSEM, A JA DOKOŃCZĘ SPAGHETTI.
I zniknął w kuchni. Sans po chwili też usiadł na kanapie.
-przepraszam za brata. on juz taki jest.
-Heh. Fajny ziomek.
Sans popatrzył na mnie.
-Yh... to znaczy, ty też jesteś fajny!
Nie wiedziałam, jak się zachować. Szkielet znowu na mnie popatrzył i się uśmiechnął.
-heh. dzięki. ta ty też.
Sans zdjął bluzę.
-masakra... czy zawsze w mieszkaniach jest tak gorąco?
Wystrzelił nagle z pytaniem.
-Uh... u mnie nie jest tak gorąco, bo przykręcam grzejniki i jest lepiej.
-to tak można?
-Mhm.
-pokażesz?
-Uh... jasne.
Wstałam z kanapy i zaraz za mną Sans. Podeszłam do jakiegoś grzejnika i pokazałam mu korbke.
-Jak chcesz, żeby było chłodniej, musisz przekręcić korbkę w prawo, a jeżeli chcesz, żeby było cieplej, to w lewo. Rozumiesz?
-mhm.
Sans przekręcił korbkę w prawo.
-i teraz będzie chłodniej?
-Tak, ale nie od razu. Za jakieś 20 minut będzie o wiele chłodniej.
Sans kiwnął głową, że zrozumiał i po chwili wróciliśmy na kanapę.
-a tobie nie jest gorąco w tej bluzie?
Zapytał. Było mi gorąco, ale przecież nie mogłam jej zdjąć, bo zobaczyłby zakrwawiony bandaż. Nagle szybko rzuciłam krótkie...
-Nie. Jest dobrze.
-to dobrze.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy o różnych rzeczach.~*~
Wredny polsat >:3
Mam nadzieje, ze wam sie podoba ^^
To do zobaczyska ♡
CZYTASZ
||Ten Szkielet|| Sans x Reader || ZAKOŃCZONE ||
Hayran KurguPrzeczytaj, a się dowiesz ( ͡° ͜ʖ ͡°) ~*~ #125 - xreader [6 sierpnia 2019] #187 - undertale [22 sierpnia 2019] #130 - undertale [24 sierpnia 2019] #97 - undertale [29 sierpnia 2019] #86 - undertale [4 stycznia 2020]