13. Koszmar

12 1 0
                                    

Myśli mnie niszczyły, więc starałam się nie myśleć, ale cisza była równie zabójcza 

 Nic nie wytrącało z równowagi tak bardzo, jak rozmowy telefoniczne z nadopiekuńczym rodzicem, który nadal traktuje cię, jakbyś miała dziesięć lat i potrzebowała jej na każdym kroku. Tata nabrał do mnie dystansu, od kiedy skończyłam szesnaście lat. Wtedy stwierdził, że nadszedł czas, żeby dać mi trochę pooddychać własnym powietrzem. Teraz jestem trochę starsza i do mojej mamy, nadal nie dotarło to, że już jestem gotowa na to, żeby żyć bez niej, przynajmniej nie na każdym kroku. Rozmawiała ze mną, wypytując o wszystko ponad godzinę, tylko i wyłącznie dlatego, że nie rozmawiałyśmy przez kilka dni. Nie licząc wymiany wiadomości. 

Alice Parker chciałaby wiedzieć wszystko, co się dzieje, a jej rodzona siostra, nie pytała o nic, tylko posyłała mi co jakiś czas zadowolone uśmieszki, jakby coś planowała, przerażało mnie to, jednak nic nie mówiłam, gdybym się odezwała, byłabym zmuszona do drążenia tematu. Prawdopodobnie, to przez moje urodziny, a raczej datę adopcji, to nie tak, że nie obchodzę urodzin, bo przypominają mi o tym, że moja biologiczna matka mnie oddała, po prostu mama ustaliła, że oba te dni są ważne, jednak w dzień taki jak ten, zawsze lubią sprawiać mi prezenty, jakby był wyjątkowy, a w prawdziwe urodziny dostaję tort. Nie obchodzimy hucznie tego dnia, ale o nim pamiętamy, chociaż ja wolałabym zapomnieć, jednak rodzice się upierali i wpoili mi ten nawyk od małego. Nawet gdybym chciała zapomnieć o tym dniu, nie jestem w stanie.

Usiadłam wygodnie na kanapie i zarzuciłam nogę o oparcie na rękę, w ręce trzymałam miskę z popcornem, którego nie jadłam tak dawno, a miałam straszną ochotę, nawet jeśli nie było pod ręką żadnego filmu do obejrzenia. Po wczorajszym powrocie na strasznym kacu do domu, zdecydowałam, że dzisiaj się nigdzie nie ruszam. Natasha doskonale wiedziała jaki mamy dzisiaj dzień, więc nie chciała wyciągać mnie z domu na siłę. Właściwie, nigdy nie ruszałam się z domu w rocznicę dnia adopcji. To była jedyna usprawiedliwiona okazja, na spędzenie całego dnia w łóżku i korzystałam z niej na całego. Theo siedział w fotelu i wyglądał na zaciekawionego dzisiejszymi wiadomościami, a Anne robiła coś w kuchni. Ich porozumiewawcze spojrzenia też mnie strasznie irytowały. Chciałam żeby dzisiejszy dzień już się skończył, przynajmniej nie patrzyli by się na mnie tak dziwnie.

- Zapowiada się na deszcz- Milczenie przerywa w końcu moja ciotka, która zamyka wejście na taras, po tym jak Hades wbiega do domu. 

Miała rację, od jakiejś godziny strasznie wieje, jakby zaraz miała rozpętać się burza. Podobała mi się ta pogoda. Idealna do nastroju na tak wyjątkowy dzień.

- Lepiej żeby się nie rozpętała burza, bo nasza szopa na narzędzia nie jest jeszcze wzmocniona i jestem pewien, że rozpadnie się jak tak dalej pójdzie- Posłał jej słaby uśmiech, za co ta skarciła go wzrokiem.

Prosiła go, żeby zajął się szopą jakieś trzy dni temu, do tej pory tego nie zrobił, więc zdecydowanie rozumiem wzrok, który wręcz przywoływał burzę, żeby jej narzeczony musiał robić wszystko od początku. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia, na mojej twarzy zagościł uśmiech. 

- Gdybyś słuchał, co ci mówię, nie musiałbyś się martwić- Brunetka wzruszyła ramionami, zadowolona z takiego obrotu spraw.

- Miałem za dużo pracy- Uniósł dłonie w geście obronnym, a ja starałam się nie zaśmiać, bo doskonale wiem, co teraz powie moja chrzestna. 

- Tak?- Uniosła brwi i odłożyła ścierkę na blat, zdecydowanie zbyt emocjonalnie- Leżenie? Czy picie piwa prawie codziennie po pracy?

Teraz nie wytrzymałam i się zaśmiałam.

UnholyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz