jєѕzϲzє иιє ρяzєgяαłєм

328 46 22
                                    

28.11.18r.

Nie było go. Zawsze przychodził.

Dziś od razu po następnej bezowocnej rozmowie kwalifikacyjnej przyszedłem w miejsce, które mogłem nazwać drugim domem, a pomimo to, tu było cieplej niż w samotną noc w domu pod pierzyną. Ogień buchający z kominka nie da tego samego co małe promyczki unoszące się nad zniczem. Rozmowa przez telefon z rodziną nie odgania żalu tak jak głuche siedzenie z Thomasem metr od siebie. W jakiś sposób tylko to miejsce, tylko ten człowiek umieją wypełnić tę pustkę która wyżerała mnie od środka przez ostatnie dwa lata.

Było może koło dziewiętnastej. Od dwóch godzin siedziałem przed grobem, którego szczegóły znałem już na pamięć. Miałem nadzieję, że dziś znów zobaczę Thomasa. Wiedziałem, że zawsze spotkam go w tym miejscu wpół do osiemnastej. Jednak go tu nie było.

Siedziałem po prostu wypruty z jakichkolwiek emocji. Najchętniej bym to wszystko skończył ale nie mogłem. To jeszcze nie był mój czas na odejście. Zawsze powtarzano mi, że trzeba żyć jak najdłużej. Nawet jeśli twoja egzystencja straci większość swojego sensu, nie można było się poddawać. Zawsze mówili mi, że można przegrać z ciemnością, która tylko czyha w najgłębszym zakątku twojej duszy ale nie można samemu się jej oddać. Zawsze trzeba walczyć. Nawet jeśli wiesz, że nic to nie da, a przysporzy bólu i zmęczenia, to na koniec i tak jesteś z siebie dumny, że próbowałeś, że walczyłeś i nie poddałeś się bez walki. Wtedy wiesz, że nie jesteś taki słaby za jakiego każdy Cię potem uważa. Wiesz, że się starałeś. Przegrana wtedy się nie liczy.

Nie wiem jak jest ze mną. Wygrywam czy przegrywam? Nie wiem. Szala wciąż się przechyla raz w jedną, raz w drugą stronę. Męczy mnie to. Nie mogę normalnie myśleć przez nieustanną walkę. Czuję się jakbym spał, jakbym był zupełnie obojętny na bodźce. Jakbym przegrywał bitwę.

Spuściłem głowę patrząc na swoje buty. Nieświadomnie zacząłem bawić się palcami. Nie mogę uciekać od problemów. Trzeba iść do przodu, tylko, że ja nie umiem. Cały czas szukam kotwicy, latarni, znaku który wskaże mi wyjście z tej dziury.

Zacisnąłem powieki czując pod nimi palące łzy, które tak beznadziejnie chciały znajść ujście w moich oczach. Nie chciałem tego. Tak bardzo bałem się okazywać słabość. Nie chciałem wystawiać się na cios ze strony świata.

Przetarłem oczy ręką gdy poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem głowę w stronę, jak się okazało, znajomego szatyna. Lekko się uśmiechnąłem na jego widok. On za to patrzył się w moje oczy. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Czułem jakby zaglądał w mroczne odmęty mojej duszy aby potem ją stamtąd wydrzeć i rzucić lwom na pożarcie. Chciałem zetrzeć łzy które wciąż nie chciały zniknąć lecz on powstrzymał moją dłoń. Z pytaniem w oczach popatrzyłem się na niego.

- Łzy nie są oznaką słabości. - Powiedział siadając obok mnie. Jego głos był głęboki i miły dla ucha. - Pokazują ile przeszedłeś w życiu i, że nie możesz dłużej tego znieść. - Mówił nie za głośno. - Są jak restart. Dzięki nim masz więcej sił na dalszą walkę. Dla tego nie wstyć się ich. Daj im płynąć, oczyścić swój umysł..

Nie wiem skąd wiedział. Czy jednym spojrzeniem faktycznie zobaczył czego potrzebowałem usłyszeć?

»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥

O luju. Coś mi chyba nie wychodzi ta książka. Dopiero wczoraj skończyłam pisać ten rozdział, a powinien być gotowy już w czwartek, a nawet w środę.

Papa aniołki.

~Cytrynia

Yᴏᴜ'ʀe Nᴏᴛ Aʟᴏɴᴇ //TᴏᴍTᴏʀᴅ// ᴢᴀᴋᴏɴ́ᴄᴢᴏɴᴇOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz