31.10.18r.
Saro.. Jest coraz gorzej. Mimo czasu który minął, nie umiem o tobie zapomnieć. Wszystko mi cię przypomina. Czekoladowe ciasto które podjadałaś w nocy. Tulipany kuszące przechodniów zza witryny sklepowej, a które kupywałaś co niedzielę aby ich aromat roznosił się po całym domu. Zwierzęta, a w szczególności psy które tak bardzo kochałaś i na które krzywdy nie mogłaś patrzeć. Ludzie, których co dnia obdarowywałaś pięknym uśmiechem. Regał z książkami, które czytałaś co wieczór w ulubionym fotelu z herbatą w ręce. Dziś dostałem wypowiedzenie z pracy. Tak bardzo chciałem abyś była wtedy w domu. Abyś mnie przytuliła i zapewniała, że dam sobie radę. Niestety, w domu czekały na mnie tylko zakurzone zdjęcia, które tak jak ja nigdy nie zapomną chwil z tobą spędzonych.
Siedziałem przy niej dobrą godzinę. W końcu jesienny podmuch wiatru strącił wełnianą czapkę z mojej głowy, a mnie przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Pech chciał abym zapomniał szalika, który broniłby mojej szyi przed zimnem niczym tarcza. Mocno się zdziwiłem, gdy poczułem puchaty materiał wokół mojej szyi. Zwróciłem wzrok za siebie. Stał tam chłopak. Ten sam. Niczym posąg idealnie pasował do tego miejsca. Jakby to było oczywiste, że jego przeznaczeniem jest właśnie cmentarz. Cichutko podziękowałem, starając się nie zmącić spokoju i ciszy jaka zawsze towarzyszyła mojemu przyjściu. Odwróciłem głowę znów w stronę kamiennej płyty. Zchyliłem się aby podnieść moje nakrycie głowy. Szatyn stanął na przeciw grobu obok. Kątem swojego szarego oka widziałem jak modli się za dusze swych bliskich i wymienia znicze. Pomimo smętnej atmosfery ogniki tańczące nad świeczką wydawały się radosne. Miały w sobie to szczęście które my utraciliśmy.
- A to weźmiemy?
Zapytała się mnie ze śmiechem wskazując palcem na paczkę piegusków. Nie mogłem odmówić jej tej przyjemności więc tylko kiwnąłem głową zgadzają się. Blondynka podskoczyła ze szczęścia i ledwo dosięgnęła czerwono-srebrnego, foliowego opakowania z ciasteczkami. Zaczęła biec dalej między alejkami. Mimo ciężkiego dnia w pracy, uśmiechnąłem się na widok szczęśliwej Sary.
Ona zawsze rozgrzewała moje serce. Teraz czuję się jakby zamarzło, a tylko przychodzenie tutaj sprawia, że się nie rozkruszyło. Odchyliłem lekko głowę do tyłu i przymrużyłem oczy. Wietrzyk targał kosmyki moich włosów, a mrozek szczypał w nos. Gdzieś w tle dało się słyszeć ciche, prawie niewyłapywalne rozmowy ludzi tak samo nieszczęśliwych jak ja. Mimo, że mógłbym siedzieć tak wieczność to popatrzyłem się w stronę gdzie powinien być nieznajomy chłopak. Nie było go. Jakby znikną za pomocą cichego zaklęcia które zlało się z podmuchami wiatru. Spojrzałem w dół aby upewnić się, że na pewno tu był. I miałem racje, jego biały jak śnieg szalik opatulał moją szyję. Delikatnie przejechałem dłonią po jego części. Był przyjemny w dotyku. Milutki, jak puch dmuchawców. Opuszkami palców wyczułem trochę chropowatą w dotyku metkę. Ostrożnie odgarnąłem część materiału. Metka przyszyta była do szalika. Nie była pusta. Zdobiło ją piękne, ozdobne pismo jakim ja nie mogłem się pochwalić. Widniały tam tylko dwa słówka.
- Thomas Rosewood...
¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥«»¥»
Ech... Postaram się aby rozdziały były systematyczne.
Papa aniołki ! ^^
~Cytrynia
CZYTASZ
Yᴏᴜ'ʀe Nᴏᴛ Aʟᴏɴᴇ //TᴏᴍTᴏʀᴅ// ᴢᴀᴋᴏɴ́ᴄᴢᴏɴᴇ
Fiksi PenggemarLarsson stracił najważniejszą osobę w swoim życiu, Ridgwell całą rodzinę. Od śmierci Sary minęły dwa lata, mimo to rana Torda nadal się nie zabliźniła. Toma jest świeża. Obaj cierpią. Obaj potrzebują wsparcia, bliskiej osoby. Czy spotkania w nietypo...