Obudziły ją promienie słońca, uporczywie przebijające się do jej pokoju.
Nasza bohaterka przeciągnęła się siadając na łóżku i ostrożnie postawiła swoje stopy na zimnej marmurowej posadzce. Pospiesznie się rozejrzała i uniosła do góry kącik brwi. Złapała za swoją różdżkę, przywołując tym Domowego Skrzata.
-Panienko?-Gdzie moje śniadanie?- spytała przecierając przy tym powieki.
Kiedy słuchała odpowiedzi skrzata, na jej twarzy pojawił się znany grymas.
-Przekaż im, że niedługo do nich dołączę- odparła sucho nie zaszczycając rozmówcy spojrzeniem. Udała się do łazienki, aby sprawnie wykonać poranną toaletę. Przejrzała się w lustrze i skrzywiła się na widok włosów sterczących w każdą stronę po słabo przespanej nocy. Orzeźwiła twarz lodowatą wodą.
Rutynowo spojrzała się w swoje odbicie. Nie można było nazwać jej próżną, ale miała świadomość swojego wyglądu, którą idealnie wykorzystywała. Mimo, że blizny pokrywały bardzo dużą część jej ciała, potrafiła je zakryć.
Gdy wyszła ze swojego pokoju i zaczęła rozmyślać o tym, czy w tym tygodniu również dostanie list od Lucas'a. Nigdy nie odbierała zadań osobiście od niego, mieli od tego ludzi. Zaufanych i związanych z jej rodziną przysięgą wieczystą. Lucas był rodzajem pośrednika, który wybierał najbardziej opłacalne oferty. On sam nigdy nie zlecał zabójstw. Był raczej... pacyfistą. Jocelyn parsknęła pod nosem na tą myśl.
Jeszcze nie doszła do stołu, a już czuła jak jej rodzice wbijają w nią wzrok. Kątem oka zauważyła, że blat był zastawiony najprzeróżniejszymi potrawami, zapewne z okazji urodzin ich jedynej córki. Nie żeby jakoś to świętowali. Po prostu tak wypadało.
-Ojcze, matko- powiedziała beznamiętnie, na co odpowiedzieli skinieniem głowy.
Anthon Flores niedbale machnął ręką, a krzesło na którym zawsze zasiadała Jocelyn samoistnie się odsunęło.Jocelyn nie lubiła swoich rodziców. Zawsze jak patrzyła na ojca to wydawało jej się, że jego twarz zastała się w grymasie znudzenia i powagi, ponieważ od dawna nie widziała przebłysku emocji przebiegającego przez to oblicze. O matce natomiast myślała jak o mimosie. Wiedziała, że jest zdolna do wielkich rzeczy, ale bladła w obliczu ojca.
Nasza bohaterka wyprostowała się na meblu i odchrząknęła cicho. Zaczęła wpatrywać się tępo w siedzących na przeciwko niej rodziców w oczekiwaniu, aż zabiorą głos i przerwą tak typową dla ich domu głuchą ciszę.
- Wszystkiego najlepszego Jocelyn- wymamrotała jej matka nie zerkając nawet w stronę córki. Przesunęła po stolę kopertę swoją zgrabną dłonią, na której połyskiwała złota, wysadzana diamentami obrączka.
- Dziękuję- powiedziała z obowiązku, przejmując prostokątny kawałek papieru z uniesioną brwią. Przed oczami miała lak z herbem jednej ze szkół magii, który zapieczętował papier. Uniosła swoje pytające spojrzenie w stronę ojca.
-Ta koperta związana jest z twoim następnym zadaniem Jocelyn. I ta oferta nie jest do odrzucenia. Masz na to cały rok. Oczywiście szkolny- pełen intrygi uśmiech jej ojca przypieczętował ciężar, który powoli przygniatał jej barki. Jednak nasza bohaterka nie dała po sobie nic poznać, tak jak miała to w zwyczaju. Patrzyła w milczeniu na kartkę papieru, która miała zmienić jej życie, aż w końcu wyrwała się z transu.
-żartujesz?- spytała. Retorycznie oczywiście, jej ojciec nigdy nie żartował.
-Całe twoje dotychczasowe życie polegało na przygotowaniach do tej misji. Jeśli jednak nie podołasz, prawdopodobnie tego nie przeżyjesz- odpowiedział Anthon, nakładając jedzenie na swój talerz. Po chwili zmarszczył brwi i dodał- jeśli ci się nie uda to nie zasługiwałaś na to, aby nazywać się Flores...
- Od kogo to zlecenie?- spytała wbijając wzrok w widelec ojca.
- Od Czarnego Pana- powiedziała jej matka.
Jocelyn przerzuciła wzrok na rodzicielkę i tak jak za każdym razem zwróciła uwagę na ziemisty kolor jej cery, po czym wstała od stołu ignorując burczenie w brzuchu i zatrzasnęła się w swoim pokoju.
•••
Wzięła jeden ze swoich ulubionych noży, który wydawał się już lekko stępiony. Wymówiła zaklęcie, a ostrze błysnęło, pomimo panującej dookoła ciemności. Zamachnęła się i trafiła prosto w oko manekina w sali treningowej.
Coś co musicie wiedzieć o Jocelyn, to to, że lubiła rutynę. Lubiła wiedzieć co, jak i kiedy się wydarzy. Bez niespodzianek, bez zaskoczenia. Lubiła też samotność, Musy-Świstusy i kolor niebieski.
Wracając, Jocelyn nienawidziła zmian. A teraz miało zmienić się wszystko. Miała jeden cel- zabójstwo i to wydawało się proste. Ale droga jaką musi pokonać... Wydawało jej się, że zabójstwo Czarnego Pana byłoby łatwiejsze od spędzenia całego roku w szkole magii i czarodziejstwa.
CZYTASZ
Silence| Draco Malfoy
FanfictionMorderczyni i śmierciożerca wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Uczucia rodzą słabość, a ona nie mogła sobie na to pozwolić... (Zanim dodam następny rozdział muszę się zajac poprzednimi, wiec Stay tuned) 114- fantasy *23.12* 130- fantasy *20.04*...