3.

1K 69 14
                                    

Według informacji, które otrzymała zeszłego dnia, na dzisiejszym śniadaniu wszyscy ślizgoni mieli pojawić się o godzinie ósmej. Jocelyn wykonała, więc poranną rutynę bez pośpiechu i dziesięć minut przed umówioną porą, wyszła ze swojego dormitorium.

Nie zdziwiły jej szepty oraz ciekawskie spojrzenia, gdy mijała uczniów z domu Salazara. Zainteresowania nie potrafił, bądź nie chciał ukrywać nikt, poczynając od pierwszorocznych, a kończąc na najstarszych uczniach. 

Nasza bohaterka z obojętnym wyrazem twarzy mijała swoich rówieśników, a jej wzrok prześlizgiwał się z twarzy na twarz. Niektóre osoby nawet kojarzyła z ministerstwa, bądź ze zdjęć rodzinnych w domach jej ofiar. 

Wywróciła oczami, gdy na drodze między nią, a wejściem do Wielkiej Sali stanął Malfoy wraz ze swoją brygadą. Jednak kiedy podeszła wystarczająco blisko, jego towarzysze odsunęli się. Nikt nie musiał wiedzieć, że jest śmiercionośną bronią. Wystarczyło, że jest córką wiceministra. 

-Jocelyn Flores- powiedział przeciągając każdą sylabę.

Blondynka westchnęła ze znudzeniem, a jej ręce skrzyżowały się na piersi w swobodnym ruchu.

-Że też mnie nie poznałeś od razu. Serce się kraje...

Chłopak zrobił krok w jej stronę i nie omieszkał się spojrzeć na nią z góry.

-Może chciałabyś wejść tam w moim towarzystwie? Jak za dawnych czasów?- Biła od niego pewność siebie, którą potwierdzał ton jego głosu.

-Jeżeli już to ty byś wchodził w moim- powiedziała, a następnie zgrabnie wyminęła chłopaka oraz jego znajomych. 

-A następnym razem radzę zaznajomić się z definicją przestrzeni osobistej- rzuciła jeszcze na odchodnym.

Zasiadła z samego brzegu stołu, możliwie jak najdalej od wszystkich uczniów. Czujnym okiem obserwowała zachowanie poszczególnych osób. Chłonęła całe otoczenie niczym gąbka. Czuła się jak polujący drapieżnik. Wszędzie dookoła była bezbronna zwierzyna i tylko ona jedna była mięsożerna. 

Z zamysłu wyrwał ją świstek papieru, który wylądował tuż przed jej nosem. Odwróciła szybko głowę za siebie z przygotowanym już zimnym spojrzeniem, jednak oczy które napotkała... 

Czarne oczy, przetłuszczone włosy, długi haczykowaty nos, wąskie usta, ziemista cera , około metr osiemdziesiąt wzrostu. Snape. Severus Snape.

-Profesorze- skinęła głową.

-Flores- mruknął nauczyciel po czym przeszedł do reszty swoich podopiecznych.

Jocelyn jednak wiedziała, co kryje się za tym banalnym pozdrowieniem. Wiedziała, że były śmierciożerca był jej wsparciem wewnątrz szkoły. Wiedziała również, że dzięki niemu, wszystko co osiągnie dotrze do Czarnego Pana. 

Na kartce od Snape'a był plan zajęć, ale średnio ją to interesowało. W końcu wszystkie te przedmioty miała już na edukacji domowej. Dojadła więc pospiesznie śniadanie i wyszła.

Silence| Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz