Czuła się wspaniale, móc budzić się w ciszy, w swoim domu. Śnieg za oknem ożywiał szarawe uliczki obrzeży Londynu. Odetchnęła na widok tacy ze śniadaniem czekającej przy jej łóżku tak jak każdego ranka w domu.
Wykonała poranną rutynę bez pośpiechu. Delektowała się gorącą wodą muskającą jej skórę i każdą minutą samotności. Wyszorowała resztki krwi, których nie domyła po wczorajszych morderstwach. Zanurzyła się pod wodę i wstrzymała oddech licząc sekundy.Nie myślała o szkole. Nie chciała przyznać się przed samą sobą, że w Hogwarcie coraz bardziej potęgowało się uczucie bycia samotnej w tłumie ludzi. Bo nie zmieniało to niczego. Dalej była zabójcą.
***
-Jocelyn, dawno nie byłaś na święta w domu...- zaczęła jej matka.
-Szczerze mówiąc, jestem rozczarowana, że te święta muszę w nim spędzić- wcięła jej się w słowo. Poczuła ból paraliżujący jej ciało.
-Szacunku do matki- wycedził jej ojciec.
-Tak tato.
Annabelle przełknęła ślinę i wznowiła swoją myśl.
-Dawno cię nie było, więc możesz nie do końca wiedzieć jak teraz wyglądają świąteczne bankiety... Przygotowałam ci strój. Będziemy mieli wielu gości, nie tylko z Ministerstwa...-wręczyła jej do rąk stos podpisanych fotografii- chcę, abyś każdego z nich rozpoznawała- dodała i spojrzała na swojego męża na znak, aby to on przejął inicjatywę.
-Wykonasz też symboliczną egzekucję- powiedział, jakby rozmawiali o pogodzie- to będzie znak twojego oddania sprawie. Nasza bohaterka z konsternacją przygryzła policzek.
-Jaką sprawę masz na myśli?- skrzyżowała ręce na piersi- Chcesz wydać światu, że jestem płatnym zabójcą? Może od razu napiszmy do Proroka?!
-Dowiedzą się tylko, że nie można NAS znieważyć- Powiedział, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem co tylko bardziej zadziałało jej na nerwy. Jocelyn przeniosła pytający wzrok na matkę.
-Udowodnisz, że jesteśmy po stronie Czarnego Pana- Annabelle pokiwała głową. Wyglądało to tak jakby sama próbowała uwierzyć w swoje słowa- ludzie, których zabijesz, uważani są za zdrajców czystej krwi.
Nasza bohaterka głośno westchnęła.
-Przecież tu będą rodziny uczniów ze szkoły, jesteście tak naiwni, że to się nie wyda?
-Mamy swoje zabezpieczenia- mruknął Anthon.
-Pakujecie mnie w niezłe bagno- zacisnęła usta w wąską linię- Śmierć będzie zbawieniem, gdy zawloką was do Azkabanu za wasze bezmyślne decyzje- stwierdziła. Za taką odzywkę dostała od swojego ojca w twarz. Poczuła jak chłodny metal sygnetów rozcina jej skórę, jak ciepła krew płynie po jej policzku, ale nie żałowała tego, że nie trzymała języka za zębami.
-Spróbuj jeszcze raz mnie obrazić Jocelyn. Raz- zagroził jej palcem- Zapominasz się dziewczyno.
Gdyby blondynka była zdolna do płaczu, można byłoby powiedzieć, że wygląda jakby powstrzymywała łzy. Jednak wszyscy tam obecni wiedzieli, że nie targały nią żadne emocje, poza niewypowiedzianą wściekłością. Zacisnęła więc zęby i powolnym krokiem wróciła do swojego pokoju.
Podczas zapoznawania się z listą gości, Ethen opatrywał jej ranę na twarzy.
-Panienko, zostanie mała blizna- powiedział drżącym głosem.
Zignorowała go. Mała blizna nie robi różnicy przy tylu innych. Machnięciem ręki kazała mu odejść. Po kilku godzinach, gdy jej oczy zmęczyły się wpatrywaniem w nieznane twarze, udała się do sali treningowej, gdzie wycisnęła z siebie siódme poty. Swoje myśli skupiła na egzekucji, której musi dokonać. Wiedziała, że na tę okazję dostanie specjalną broń i nie mogła się doczekać. Pod osłoną mroku pozbawiła życia trzech czarowników. Tej nocy spała jak niemowlę.
Oczywiście, że następnego dnia, dom wrzał od przygotowań do uroczystości. Matka zaplanowała jej wielkie wejście. O pełnej godzinie miała zejść po schodach i udać się do sali bankietowej w ich rezydencji. Kiedy usłyszała konkretne nuty, wydobywające się z instrumentów zatrudnionych muzykantów zeszła jeden stopień w dół, a po nim kolejny. Zaczynamy przedstawienie- pomyślała.
Górną część włosów miała upiętą w przeplatające się warkocze. Reszta spływała po jej pół nagich plecach, częściowo zasłaniając ślady i zgrubienia po ranach. Suknia, którą przygotowała jej matka była ciemnogranatowa, wysadzana miejscowo diamentami aż po koniec długich rękawów. Kończyła się w połowie łydki, a materiał prześlizgiwał się przez jej nogi podczas chodzenia. Nie założyła żadnej biżuterii, poza sygnetem z herbem rodziny. Wyprostowana jak struna, z dumnie uniesioną twarzą zeszła po schodach. Tak jak było to zamierzone- wszystkie spojrzenia były rzucane na nią. Jocelyn nie zaszczyciła nikogo swoim wzrokiem, patrzyła hardo przed siebie, z mordem w oczach. Miała świadomość każdego minionego przez nią człowieka. Kiedy stanęła na środku sali, na jej twarzy można było dostrzec przebłysk ekscytacji. Miała przed sobą miecz ze zdobioną klingą. Wyczuwała jego potęgę, pomimo tego, że nawet go nie dotykała. Wypstrykała wszystkie palce, podczas przemówienia jej ojca.
-Przyjaciele- zwrócił się do zebranych Anthon Flores z kieliszkiem szampana w dłoni- zebraliśmy się tu, aby spędzić bezpiecznie czas w gronie najbliższych- Jocelyn odnotowała na jego twarzy uśmiech numer pięć- łudząco szczery, przeznaczony do manipulacji-Jednakże- uniósł palec wskazujący ku górze- Jak mamy czuć się bezpiecznie, jeśli wśród nas są zdrajcy?- rozległy się szepty i okrzyki zdziwienia- Jestem przyjacielem, każdego kto w tej chwili stoi w tej sali, ponieważ wszyscy mamy podobne poglądy, cenimy te same wartości. A przyjaciele troszczą się o siebie nawzajem, prawda?- zrobił teatralną pauzę, pozwalając zebranym na oklaski i wiwaty- Ja i moja rodzina czujemy się w obowiązku dbać o wasze bezpieczeństwo, szczególnie pod naszym dachem, kiedy nasz Czarny Pan nie może być obecny- zaśmiał się- Dlatego też, będziecie świadkami tego jaki los czeka tych, którzy zagrażają nam. Czarodziejom CZYSTEJ KRWI- rozległy się krzyki aprobaty.
Wprowadzonych zostało trzech mężczyzn. Wszyscy byli oślepieni zaklęciem Conjuctivitis, a ich ręce związane były grubymi linami. Ledwo stawiali kroki, widać było, że poddawano ich torturom. Jocelyn wiedziała, że teraz ona ma odegrać swoją rolę w tym przedstawieniu. Przygryzła policzek, kiedy poczuła nieprzyjemną woń, która wdarła się do jej nosa.
-Zdjąć z nich czar- rozkazała. Ujęła pewnie rękojeść miecza i poczuła jak fala mocy rozlewa się po jej ciele. Uwielbiała to uczucie. Odwróciła się twarzą do ofiar, które przed nią klęczały.
-Jako najmłodsza córa rodu Flores- zwróciła się do jeńców, ale przemawiała w taki sposób, aby mieć pewność, że wszyscy zebrani słyszą jej słowa głośno i wyraźnie- Wydam wyrok, adekwatny do waszych wykroczeń. Niech szybka śmierć będzie dla was aktem łaski- jej ton sam w sobie był przerażający. Stanęła przed pierwszym mężczyzną.
-Victorze Brett. Zarzucono ci zdradę wobec swoich przyjaciół czystej krwi, wydając ich Aurorom z Ministerstwa Magii, czy przyznajesz się do tego?
-Tak pani- wychrypiał.
-Karą za to jest śmierć- oznajmiła- Czy przyjmujesz ten wyrok?- przekrzywiła lekko głowę.
-Tak pani- odpowiedział, a ona przebiła jego serce ostrzem.
Uderzenie serca później jego ciało opadło bezwładnie na podłogę, a ona stanęła przed drugim mężczyzną.
-Arkadiusie Welson. Zarzucono ci splamienie krwi czarownicy z dwudziestki dziewiątki swoją własną krwią, w wyniku czego powstał bękarci płód w jej łonie. Czy przyznajesz się do tego?
-Ja jestem półkrwi!- wykrzyczał.
-Doprawdy? Czuję od ciebie wyłącznie szlamowaty odór- rozległy się śmiechy i wzdrygnięcia zebranych- Twoim wyrokiem jest kara śmierci- ogłosiła po czym zakończyła jego życie. Głuchy stuk rozbrzmiał echem po pomieszczeniu. Ktoś z tłumu zwymiotował.
-Kim ty jesteś, żeby decydować o naszym życiu?- wykrzyknął trzeci mężczyzna, który był ostatni w kolejce. W jego oczach nie było nic poza panicznym strachem. Nasza bohaterka zmierzyła go spojrzeniem.
-Jestem wysłannikiem śmierci- szepnęła, a jej tęczówki zaświeciły się.
-Czy waszym zdaniem ci ludzie zasłużyli na śmierć?- spytała tłumu. Wskazując na nich swoją różdżką, którą trzymała w lewej dłoni. Wyłapała twierdzące odpowiedzi- Więc niech i twoja śmierć będzie przestrogą dla tych, którzy mają zdradę w sercu. Avada Kedavra.
CZYTASZ
Silence| Draco Malfoy
FanfictionMorderczyni i śmierciożerca wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Uczucia rodzą słabość, a ona nie mogła sobie na to pozwolić... (Zanim dodam następny rozdział muszę się zajac poprzednimi, wiec Stay tuned) 114- fantasy *23.12* 130- fantasy *20.04*...