Rozdział 7

3.6K 236 16
                                    

Sześć dni później Harry siedział w swoim pokoju na drugim piętrze domu Dursleyów przy Privet Drive, przeglądając stary magazyn Quidditcha, gdy dziwne uczucie pojawiło się w głębi jego duszy. Na początku było to swędzenie i zapewne ignorował je przez dłuższy czas, zanim naprawdę przykuło jego uwagę. Niemal namacalnie czuł potrzebę … czegoś. Jakby naprawdę potrzebował kogoś, kto przyjdzie i porozmawia z nim… ale to nie miało sensu.

I nagle uświadomił sobie, co to było.

Natychmiast odłożył magazyn i wstał z łóżka. Bez żadnego wahania zszedł po schodach i włożył buty.

-Dokąd idziesz, chłopcze? usłyszał, jak ciotka Petunia woła z irytacją, ale zignorował ją i wybiegł za drzwi nie zawracając sobie głowy odpowiedzią.

Szedł szybkim krokiem, znów kierując się w stronę parku. Wezwanie w jego umyśle zdawało się działać jako latarnia morska i zdał sobie sprawę, że wie, którą drogą iść. Nie było to zaskoczeniem, kiedy celem podróży okazała się tą samą ławką co wcześniej.

Harry przyłapał się biegu, gdy zobaczył postać siedzącą  i czekającą na niego. Potter był zaskoczony, gdy zdał sobie sprawę z nieco odmiennego wyglądu Toma.

-Woah, jesteś młodszy! - wykrzyknął Chłopiec ze zdziwieniem.

Tom zaśmiał sie i wzruszył ramionami. - Cześć, Harry.

-Cóż, tak, to też. Cześć. Ja tylko… jesteś młodszy!

-Tak, wydaje się, że wchłonięcie
drugiego horkruksa wpłynęło na mój wygląd - powiedział mężczyzna. Jego włosy były dłuższe i tym razem ściągnął je w luźny kucyk, zawiązany z tyłu szyi.

- Twoje włosy też są inne - powiedział Harry, po czym przeklął się w myślach za swoją zdolność do wyrażania tylko oczywistości.

-Tak, to prawda. Wchłanianie fragmentów duszy powoduje, że moje włosy rosną bardzo szybko. Paznokcie palców u rąk i stóp też, jeśli chodzi o tę kwestię, to było to dość niewygodne i nauczyło mnie albo nosić bardzo luźne buty, albo wcale nie mieć butów, gdy wchłaniam Horkruks.

Harry się roześmiał. -Więc… wow. Cóż, już wiedziałem, że to zrobiłeś, ale myślę, że to znaczy, że naprawdę się udało? To znaczy wchłanianie?

-Tak. Nadal muszę zdecydować, jak naprawdę rozwiązać problem  dezorganizacji śmierciożerców bez próby kontynuowania przypadkowych aktów przemocy i dewastacji na własną rękę. Przyznaję jednak, że wykorzystałem kilku z nich dla osobistych korzyści.

-Co masz na mysli? - zapytał Harry, marszcząc brwi.

- Ja… stworzyłem dla siebie nową osobowość - powiedział Tom, wyglądając na nieco zakłopotanego. -Mam kilku agentów wewnątrz wielu różnych departamentów w Ministerstwie i użyłem ich do wydania fałszywych dokumentów potwierdzających istnienie tożsamości, którą tworzę. Akt urodzenia, wyniki egzaminu, licencja na teleportację. -Tom zawahał się, wyglądając na lekko zmartwionego, zanim spojrzał wprost na Harry'ego. -Ja… chciałbym zacząć od nowa. Być kimś… innym. Kimś lepszym. Kimś, kogo istnienie prowadzi do czegoś wartościowego, a nie bezmyślnego zniszczenia. Przypuszczam, że to samolubne. Prawdę  mówiąc, powinienem oddać się  w ręce aurorów i zostać ukaranym, ale obawiam się, że pomimo wszystkich zmian moje pragnienie przeżycia przeważa nad poczuciem winy. Zrozumiałbym, gdyby nie był to wybór, z którym możesz się całkowicie zgodzić.

Szczęka Harry'ego drgała przez chwilę i zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedział, co według niego było najodpowiedniejszym sposobem działania. Szczerze mówiąc, z pewnością nigdy nie wyobrażał sobie, że Voldemort chętnie oddałby się aurorom. Nawet nie rozważał możliwości, że ten nowy Tom zrobi coś takiego.

Wtrącanie się złośliwego twórcy ^tomarry^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz