Gdy tylko Harry usłyszał pukanie pobiegł po schodach, przeskakując jednocześnie dwa stopnie. Ponieważ Dudley był bliżej otworzył dzwi, a potem spojrzał szeroko otwartymi oczami na stojącego przed nim Toma.
-Mamo!-Dudley krzyknął przez ramię, nie odrywając od mężczyzny przerażonego spojrzenia.Harry przepchnął się obok kuzyna i wymknął się z domu najszybciej jak potrafił.
-Gdzie ty idziesz?- zapytał.- Na zewnątrz - powiedział po prostu Harry, gdy ciotka Petunia wystawiła głowę przez kuchenne drzwi i spojrzała na korytarz z dezaprobatą wypisaną na twarzy.
Potter pobiegl ścieżką pragnąc jak najszybciej uciec od numeru 4. Tom uśmiechnął się do niego, najwyraźniej rozbawiony zachowaniem chłopca, ale podążał za nim swobodnie.
- Powinienem cię poinformować, że jesteśmy obserwowani - powiedział cicho Riddle, gdy oddalali się od domu na Privet Drive.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się i szybko się rozejrzał.
-Ten dąb przed numerem 2.-
Chłopiec spojrzał w to miejsce i zmrużył oczy, próbując kogoś zobaczyć, ale nie mógł. -Jesteś pewien? Nikogo nie widzę. Kim on jest? Dlaczego jestem obserwowany? - zapytał Potter pośpiesznie.
-To ktoś z Zakonu Dumbledore'a. Bez wątpienia jest tutaj, by uważać na ewentualne ataki, aby mogli zareagować szybciej, gdyby coś się wydarzyło.
- Och… - powiedział Harry, zaskoczony i nieco zaskoczony tym pomysłem.
-Używa zaklęcia kameleona i pozostaje w bezruchu, więc działa dobrze w cieniu tego drzewa.
-Ale nadal go zauważyłeś?
- Oczywiście - powiedział lekceważąco Tom.
-Um… czy jest w porządku, żeby cię widział? - zapytał zmartwiony Harry.
-Nie martwię się, jeśli nie przyszedł tu sam Dumbledore, co jest bardzo wątpliwe. Poza tym ostatnio myślałem o tym problemie i myślę, że wpadłem na ciekawe rozwiązanie.
-Rozwiazanie?
-Tak, opowiem ci o tym trochę za chwilę. Czy jest miensce gdzie chciałbyś pójść? Czy prostu wolisz spacerować i rozmawiać w parku? Lub…
-A co z twoim domem? - zapytał szybko Harry.-
Tom uniósł brwi, wyglądając na lekko zaskoczonego, ale wydawało się, że to przemyślał. - Nie przeszkadza mi to, jeśli chcesz się tam udać. Czy jest jakiś konkretny powód?”
-Chciałem tylko zapytać o kilka rzeczy… i możesz mi powiedzieć o tym, o czym właśnie wspomniałeś.-
Tom powoli pokiwał głową, po czym wzruszył ramionami. - W porządku. Pamiętaj, że dom nie jest bardzo duży, a na pewno nie w znajduje się stanie, który uważam za odpowiedni do przyjmowania gości.-
Harry prychnął. -Jakby mi to przeszkadzało.
-Możemy iść do parku. To najbardziej odosobniona lokalizacja, z której można się aportować.
-Czy… czy myślisz, że strażnik Zakonu będzie próbował za nim podążyć? - szepnął.
-Jeśli to zrobi, nastąpi to z pewnej odległości za nami, a nas nie będzie, zanim on lub ona zdadzą sobie sprawę z tego, co zamierzamy zrobić- powiedział po prostu Riddle.
Para dotarła do parku bez problemu, a Tom powiedział, że członek Zakonu postanowił pozostać przy drzewie, więc nie było żadnych obaw. Aportował ich obu do swojego domu.
CZYTASZ
Wtrącanie się złośliwego twórcy ^tomarry^
FanfictionTłumaczenie Autor Atheya Link do oryginału https://m.fanfiction.net/s/11654689/1/Meddling-of-a-Mischief-Maker