Harry i Tom opuścili dom i przeszli niewielką odległość do krawędzi barier.
-Aportowanie się tam będzie nieco skomplikowane, ponieważ nie pamiętam już lokalizacji - zauważył Riddle.
-Ee… cóż, nie jestem strażnikiem tajemnicy, więc nie mogę podać dokładnego adresu, prawda?-
-Masz rację.
-Czy mogę ci powiedzieć, na której ulicy się znajduje?
- Możesz spróbować - powiedział Tom, wzruszając ramionami.
-Grimmauld Place. Jest w londyńskiej dzielnicy Burrough w Islington.
Tom powoli skinął głową. -Znam ten obszar. Tak, dam radę poprowadzić nas do właściwego miejsca. Możemy przejść resztę, jeśli nie zbliżę się do niego wystarczająco.
- Prawdopodobnie najlepiej, jeśli nie będziemy bardzo blisko, żeby nie było nas słychać, na wypadek, gdyby ktoś tam był - powiedział Harry.
-Mogę aportować się po cichu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale to sprawia, że podróż jest nieco trudniejsza i mniej przyjemna.-
Tom przyjął ofiarowaną przez Harrego dłoń i chwilę później obaj wirowali przez coś, co wyglądało jak zbyt ściśnięta gumowa rura.
Chłopiec tym razem potknął się i musiał chwilę odczekać zanim świat przestał się kręcić. Stojąc prosto, Harry zobaczył, że w rzeczywistości byli w odległości około pół przecznicy od numeru 12. -Genialnie. Jesteśmy naprawdę blisko - uśmiechnął się, patrząc na Toma.
Para szła ulicą, aż dotarli do numeru 11.
„-jest tutaj. Widzisz, jak domy idą od numeru 11 do numeru 13? - zapytał.
-Ach…Tom powiedział tonem pełnym zrozumienia. Odwrócił się i spojrzał na Harry'ego. -Bądź ostrożny.
Potter przewrócił oczami. -To nie tak, że cokolwiek by się stało, gdyby ktoś z Zakonu mnie złapał. Zawsze mogę powiedzieć, że wezwałem błędnego rycerza i przyjechałem tu, bo chciałem, znaleźć coś należało do Syriusza i wziąć to jako pamiątkę.
Tom wzruszył ramionami. -Przypuszczam, że tak. Nadal jednak najlepiej będzie jeśli nikt cię tu nie zobaczy.
Harry się zgodził, a chwilę później skradał się schodami do drzwi numer 12.
Ostrożnie uniknął dużego uchwytu na parasolkę i poszedł na palcach w kierunku schodów, zachowując szczególną ostrożność w stosunku do portretu pani Black.
Nie słyszał, ani nie widział żadnych śladów obecności nikogo innego, więc wszedł po schodach. Odnalazł bez trudu pokój Syriusza, otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Włączył światło i szybko zaczął szukać kosza. Jeden leżał na podłodze pod stolikiem nocnym bezpośrednio obok łóżka. Harry wyciągnął go.
-Tak! - szepnął podniecony, gdy zobaczył zwinięte resztki bandaży na dnie. Złapał je i małą plastikową torbę na zakupy, która również była wepchana do kosza na śmieci. Włożył bandaże do torby i schował do kieszeni. Szybko rozejrzał się po pokoju,gdy zobaczył grzebień na pobliskim stole, podszedł i również go wziął, w razie gdyby potrzebna była dodatkowa probka. Wyszedł z pokoju i już miał iść w stronę schodów, gdy usłyszał głosy dochodzące z dołu. Potter zamarł.
-… Był z kimś?- głos, który jak rozpoznał należał do Tonks
- Tak powiedział Mundungus. Leniwy drań, po prostu patrzył, jak odchodzą i nie ma pojęcia, dokąd się udali - głos Lupina unosił się po schodach z wyraźnym odcieniem sfrustrowanej irytacji.
CZYTASZ
Wtrącanie się złośliwego twórcy ^tomarry^
FanfictionTłumaczenie Autor Atheya Link do oryginału https://m.fanfiction.net/s/11654689/1/Meddling-of-a-Mischief-Maker