15

6.7K 422 399
                                    

Przebijał się przez tłum czarodziejów, próbując dojrzeć w jakiś magiczny sposób swoich przyjaciół. Może gdyby miał x-rey'a to może by mu się udało. Nieważne, że był rzekomym wybawicielem Magicznej Anglii - nie przeszkadzało im to, w deptaniu mu po stopach i zabieraniu cennego powietrza.

W końcu znalazł ich, przy namiocie, który miał zaszczyt być podpisany Weatherby. Ale to chyba miał być żart że strony Barty'ego Croucha.

- Harry! - Hermiona wybiegła mu naprzeciw z błyszcącymi oczami. - Dlaczego nam nie powiedziałeś, że umiesz japoński!? To niesamowite! Możesz mi przetłumaczyć kilka mang? Albo oglądniemy anime? Masz jakieś ulubione...

Harry stał tylko i patrzył na nią osłupiały. Wstyd się do tego przyznać, ale to pierwsza rzecz, która doprowadziła go do takiego osłupienia. I doszło do niego, że teraz Hermiona się uczepi niego na zawsze.

- Albo możesz zacząć mnie uczyć... Tak właściwie, to udało ci się im pomóc? Jacy oni są? Jak mają na imię? - ciągnęła i Harry z każdą chwilą coraz bardziej wierzył, że jeśli nie zainterweniuje, to nigdy nie skończy.  - Lubisz yaoi?

- Tak, Harumi jest fajna... - nagle dotarło do niego ostatnie pytanie. - ...co?

- Czyli jednak! Teraz mogę cię spokojnie shipować z Nevillem... - z każdą chwilą coraz bardziej tonęła w swoim świecie fantazji.

- CO!? Ty mnie... Hermiono, nie jestem gejem!

- Już mi się nie wymigasz - roześmiała się, a Harry naprawdę nie wiedział co robić. Zrobił coś, co zrobiłby każdy tysiącletni mężczyzna, zostawiony na pastwę piętnastolatki.

- RON! Ratuj! - wykrzyknął tak, że aż bliźniacy wyłonili głowy z namiotu. Gdy ich ujrzeli zaczęli się śmiać jak hieny. Poważnie, taki mieli problem z ujarzmieniem śmiechu, że brzmieli jak dzikie zwierzęta... W sumie nie było to tak daleko od prawdy... Nikt jeszcze (prócz niego) nie ujarzmił tych dwóch dowcipnisiów. Nawet McGonagall im niestraszna.

- I wzywa swojego rycerza na pomoc... - ciągnęła Hermiona.

- Hermiono, dobrze się czujesz? - Harry nigdy nie był ofiarą takiej sytuacji i totalnie nie wiedział jak postępować.

- Harry. Już jestem! - głos Rona dobiegł od strony stadionu. Odwrócił się i ujrzał całego czerwonego Rona (włosy też się zaliczają, nie wybielały), mającego problem ze złapaniem oddechu po krótkim maratonie. Ten maraton miał 20 stóp.

- Ron, weź ją ode mnie. Ona się nade mną znęca! - Harry teatralnie przyłożył zewnętrzną stronę dłoni do czoła. - A tak poważnie, to próbuję wmówić mi, że jestem gejem. - zrobił poważnie zrozpaczoną minę.

- Harry? - Harry spojrzał na niego pytająco. - Niby nie powinienem ci wierzyć, ale to nie pierwsza taka sytuacja... - Harry uniósł brew.

- Co masz na myśli? - spytał ignorując chichotającą do siebie Hermionę.

- Już dwa razy w Hogwarcie, w zeszłym roku, spytała cię, czy jesteś gejem. Zawsze mówiłeś, że nie i po tym incydencie od nas uciekałeś. Hermiona po obu tych momentach Obliviate'owała cię, bo nie chciała cię stracić i mówiła, że kiedyś na pewno będziesz... No wiesz... - Harry gapił się na niego jeszcze bardziej osłupiały, niż przedtem. - Chyba po tej akcji stwierdziła, że to ten moment, no i wiesz...

Harry nie sądził, by to była odpowiednia reakcja, ale Harry zaczął się śmiać. Bliźniacy nadal śmiali się niczym hieny.

- Nie usu-wajc-cie mi pa-mmięci - powiedział między śmiechami. - To był na-jjśmieszniejszy m-moment mojjego ży-ycia - tak naprawdę, to były dużo śmieszniejsze, ale chyba przy tym chwile życia Harry'ego Slytherina się nie zaliczały.

- Nie uciekłeś. To już coś. W takich momentach 99.99% chłopaków przed nią ucieka - powiedział z ulgą.

- To przy innych też? - Ron kiwnął głową. - A ty?

Ron poczerwieniał. Wymruczał coś pod nosem, ale nic zrozumiałego.

- Ron? - odezwał się za nim Fred. Harry już siebie podziwiał, że rozróżniał ich po głosie, a ich matka dalej ma problemy. - O czymś my nie wiemy? - powiedział, przeciągając niektóre głoski.

- Jestem gejem - i odszedł jak najszybciej z Hermioną.

- No to nieźle - zaczął George.

- Nasz najbardziej uprzedzony braciszek...

- ...jest gejem.

Harry patrzył za odchodzącym Ronem, nie wiedząc co o tym myśleć.

Popatrzył kątem oka na bliźniaków, którzy stali jak słup soli i obserwowali sylwetkę Rona ginącą wśród czarodziejów. Wyminął ich i wszedł do namiotu, mając nadzieję, że minie trochę czasu, nim spotka przyjaciół.

Wnętrze było skromnie urządzone, choć dla Pottera wyglądało niesamowicie, to nie były to luksusy, do których przywykł. Wszystko było już rozpakowane i odłożone na odpowiednie miejsca. Sypialnia i łazienka były oddzielone materiałem, ale kuchnia i salon tworzyły jedno duże pomieszczenie.

Do środka wszedł Artur, trzymając do góry nogami zpałkę i trąc końcówką o niedpowiednią stronę pudełka.

- Pomoże ktoś z zapałkami? - zapytał, mimo wszytko uśmiechnięty.

~•~•~•~

Wybaczcie, że takie krótkie, wena po drugiej stronie ulicy.

Wow! Dwa rozdziały w ciągu jednego dnia!?

Cieszmy się i radujmy się!

Oto DDNT!!

DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz