Harry w ułamku sekundy dobył różdżki, lecz w miejscu, gdzie stała wcześniej postać, nie było już nikogo. Smuga złowrogiej magii o zielonym połysku poleciała w niebo przebijając się przez szczyty drzew.
- Co za... - wydyszał Ron, zrywając się na nogi i gapiąc w górę.
Harry zdał sobie sprawę, że nad nim uformowała się olbrzymia czaszka, złożona z elementów, które przypominały szmaragdowe gwiazdy. Spomiędzy szczęk, jak język, wysuwał się wąż. Na ich oczach wznosiła się coraz wyżej i wyżej, spowita zieloną mgiełką, rysując na tle czarnego nieba jak jakaś nowa konstelacja.
Patrzył jak w transie na czaszkę. W ułamku sekundy przypomniał sobie wszystko. Pamiętał już całą swoją przeszłość. Wiedział co zrobił Voldemort i do czego się poczynił w poprzednim wieku. Zrozumiał co oznaczały te przerażające maski, jakie nosiły postacie na kampusie oraz zrozumiał czym była mglista czaszka nad nim. Wreszcie dowiedział się kim jest i jak stał się Harrym Potterem. Wszystko schodziło się do jednego nazwiska - Dumbledore. Nigdy nie sądził, że w jednej chwili można tak bardzo kogoś znienawidzić.
Nagle las wokół rozbrzmiał krzykami.
- Musimy ruszyć do tłumu. Znajdujemy się pod Mrocznym Znakiem. - syknął Harry nie bacząc na ich zaskoczone spojrzenia. Mroczny Znak zajaśniał na niebie jeszcze bardziej, jak neon.
- Harry ma rację! Chodź, idziemy stąd, szybko! - Hermiona złapała Rona z tyłu za kurtkę i ciągnęła za sobą.
Ron porwał swoją figurkę Kruma i wszyscy troje puścili się pędem przez polankę, ale zanim zdążyli zrobić kilka kroków, rozległa się cała seria cichych trzasków i pojawiło się ze dwudziestu czarodziejów, otaczając ich ze wszytkich stron.
Harry w ułamku sekundy wyczuł wzbierającą się magię na czubkach różdżek czarodziejów, które były wycelowane w niego, Rona i Hermionę. Bez zastanowienia krzyknął:
- PADNIJ!
I złapał Rona i Hermionę, pociągając ich za sobą na ziemię.
- DRĘTWOTA! - zagrzmiało dwadzieścia głosów, trysnęły oślepiające błyski i Harry poczuł, że włosy mu się mierzwią, jakby powiał silny wiatr. Uniósł głowę na cal i zobaczył strumienie czerwonego światła tryskające ku nim z różdżek czarodziejów, krzyżujące się ze sobą, rozpryskujące iskrami o pnie drzew, ginące w ciemności...
- Stop! - ryknął głos, który natychmiast rozpoznał. - Przerwać! To mój syn!
Włosy przestały Harry'emu falować przed oczami i z jakiegoś powodu zatęskił za swoimi jedwabistymi, długimi, czarnymi włosami, zawsze związanymi w kucyk, które nigdy nie wydawały mu się przeszkadzać. Podniósł głowę nieco wyżej. Stojący przed nim czarodziej opuścił różdżkę. Harry przetoczył się na bok i zobaczył śpieszącego ku nim Artura.
- Ron... Harry - głos mu się lekko trząsł - Hermiono... nic wam się nie stało?
- Zejdź z drogi, Arturze - rozległ się zimny, szorstki głos.
Był to Crouch, który zbliżał się do nich razem z innymi czarodziejami. Harry powstał. Twarz Croucha stężała z wściekłości.
- Które z was to zrobiło? - warknął, obrzucając ich wściekłym spojrzeniem. - Które z was wyczarowało Mroczny Znak?
- My nic nie wyczarowaliśmy! - powiedział Harry rozkładając ręce.
- W ogóle nic nie zrobiliśmy! - dodał Ron, który rozcierał sobie łokieć i miał minę tak samo oburzoną, jak jego ojciec. - Dlaczego na nas napadliście?
![](https://img.wattpad.com/cover/188461404-288-k762851.jpg)
CZYTASZ
DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️
FanfictionDursleyowie wyjeżdżają na tydzień do Paryża, a Harry'ego zostawiają (z niechęcią) samego w domu. Przez przypadek znajduje dokumenty adopcyjne i okazuje się, że Potterowie nigdy nie byli jego biologicznymi rodzicami... *** Cały świat należy do J. K...