Harry szybko ukrył się w niewidocznym miejscu. Nie chciał bandy reporterów chodzących mu po piętach. Aż się dziwił, że nie zdarzało się tak co roku.
— Dziewczynko, idę najpierw do Gringotta, więc możesz sobie polatać, znaleźć jakieś towarzystwo, dopóki nie wrócę — powiedział, patrząc na Hedwigę siedzącą na jego ramieniu.
Hedwiga zahuczała i wzniosła się w powietrze ponad budynkami. Pokręciła chwilę głową, by sprawdzić, czy ktoś ją zauważył. W końcu śnieżna sowa nie jest tutejszym gatunkiem oraz jest bardzo droga i niewiele osób taką ma. W dodatku przed chwilą kilka osób uciekło przed nią z krzykiem i mogli rozpoznać, że to sowa sławnego Harry'ego Pottera. Gdy nikt nie patrzył w jej stronę, odleciała.
Harry wyjrzał zza kryjówki. Przechodnie nawet go nie zauważyli. Jednak nadal mogli go rozpoznać. Postanowił kwestę kamuflażu zostawić na później. Wcześniej nie musiał się tym przejmować, więc teraz też nie. A może?
Wyszedł całkiem na ulicę, wcześniej starannie zakrywając włosami bliznę, co nie było już takie trudne jak wcześniej. Udał się do Gringotta, po drodze wypatrując osób, które by znał. Nie mogli się przecież dowiedzieć, że uciekł. Powiedzieliby wszystko Dumbledorowi i nici byłyby z planu.
Przeszedł przez masywne wrota, które goblin stojący na straży, otworzył mu bez słowa. Zauważył jednak, o dziwo, jak goblin ukłonił się lekko, prawie niezauważalnie i z szacunkiem. Czy to zasługiwało na określenie dziwne?
Zamrugał, ale przeszedł przez wrota do chłodnego i ciemniejszego wnętrza. Odrazu było lepiej bez tej duchoty w powietrzu. Gdy chwilkę ochłonął, przeszedł do głównego pomieszczenia, które było ogromne. Wszędzie było mnóstwo ludzi, dużo więcej niż zwykle, załatwiających swoje sprawy, a jeszcze więcej goblinów.
Podszedł do wolnego stoiska. Goblin nawet nie podniósł głowy.
— Chcę pobrać pieniądze ze swojej skrytki — powiedział, by zwrócić jego uwagę.
— Oczywiście — mruknął goblin bezbarwnym tonem i zsunął się z siedzenia. Gdy goblin spojrzał na niego stanął jak wryty z oczami na wytrzeszcz. — Panie Slytherin! Jak dobrze pana znów tu widzieć! — zaczął się kłaniać z szacunkiem, co chwila przepraszając za ignorancję.
Nie mógł powstrzymać swojego temperamentu - tak, widocznie gobliny też mają temperament - przez co większość osobników jego gatunku i paru czarodziejów, odwróciło się w jego kierunku. Gobliny wytrzeszczyły oczy, ale powstrzymały się od krzyku. Czarodzieje jednak nie wiedzieli co się dzieje i sądzili, że się przesłyszeli, więc wrócili do załatwiania swoich spraw. Harry się zastanawiał jak można być tak głupim?
— Skąd... — chciał powiedzieć coś więcej, ale goblin mu przerwał.
— Muszę pana zaprowadzić do dyrektora. Chodź za mną, panie Slytherin. — Głos mu drżał, jakby nie wierzył, że powiedział te słowa. Zaprowadził go do drzwi z tyłu, najbardziej oddalonych od wyjścia i strzeżonych przez parę goblinów, które widząc ich, odeszły na bok.
Wszedł do środka. Wnętrze wydawało mu się bardzo znajome.
— Pan Slytherin! — wydusił stary goblin, prawdopodobnie dyrektor banku. — Więc wróciłeś! —Uśmiechnął się tym dobrze znanym, dziadkowym, miłym uśmiechem, ale nie sztucznym, jak uśmiech Dumbledore'a.
— Ale skąd wiecie!? Jak to wróciłem? — Miał jeszcze więcej pytań, niż na początku.
Goblin popatrzył na niego nierozumiejąc, ale po chwili olśniło go. — Wspomnienia nie wróciły? — powiedział z takim żalem, że aż się wzdrygnął.
CZYTASZ
DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️
FanficDursleyowie wyjeżdżają na tydzień do Paryża, a Harry'ego zostawiają (z niechęcią) samego w domu. Przez przypadek znajduje dokumenty adopcyjne i okazuje się, że Potterowie nigdy nie byli jego biologicznymi rodzicami... *** Cały świat należy do J. K...