- Sonorus! - głos Ludo poniósł się echem po stadionie, zagłuszając radosny ryk tłumu. - Panie i panowie... witajcie! Witajcie na finałowym meczu czterysta dwudziestych drugich mistrzostw świata w quidditchu!
Zabrzmiały okłaski i okrzyki. Zafalowały tysiące flag, kakofonicznie wygrywających oba narodowe hymny. Z olbrzymiej tablicy naprzeciw loży znikła ostatnia reklama (Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta - niebo i ryzyko w gębie) i pojawił się na niej napis: BUŁGARIA: ZERO, IRLANDIA: ZERO.
Uśmiechnął się tak, jak tylko rodzony Slytherin by potrafił. Czy istnieje lepszy moment na małego psikusa pośrodku tak ogromnego zgromadzenia?
Z ukrycia, tak by siedzący obok przyjaciele nie zauważyli, wyciągnął różdżkę i nakreślił nią niedbale kilka liter w powietrzu. Zamachnął się lekko nadgarstkiem i, jakby dźgając, skierował w stronę tablicy.
Nikt nic nie zauważył? Będzie zabawnie.
- A teraz, bez zbędnych wstępów, pozwólcie, że zapowiem... Oto... maskotki drużyny bułgarskiej!
Szkarłatne sektory po prawej ryknęły entuzjastycznie. O nie. Rosjanie obok nich?
- Ciekaw jestem, co nam przywieźli - powiedział Artur, wychylając się ze swojego fotela.
Drogi Arturze, zaczął pisać w myślach, nie oczekuj od Bułgarii nieczego, poza wilami! I zatkaj uszy!
- Aaach! - zerwał nagle okulary z nosa i zaczął je pośpiesznie przecierać skrajem swetra. - Wile!
Harry prosił tylko o to, by wśród nich, nie była ta jedna...
Na boisko spłynęło już ze sto wil. Natychmiast rzucił zaklęcie tymczasowego pozbawienia słuchu. Wile zaczęły tańczyć, powiewając swoimi białozłotymi włosami, tym samym hipnotyzując nieświadomą część mężczyzn.
Och. Ron. Cóż. Jest gejem, więc na niego to nie działało, ale czy naprawdę chciał to ukryć, udając, że skacze ku nim z trybun?!
Jednym ruchem pociągnął go to tyłu. Kątem oka zauważył, że bliźniacy mają pełną świadomość, oraz chichotają w najlepsze. Nieładnie tak się naśmiewać. Starszy braciszek będzie musiał im przemówić do rozumu.
Wile tańczyły coraz szybciej i szybciej, dzikie i nieokiełznane.
- Harry, co ty tu robisz? - usłyszał głos w swoim umyśle. Czyli jednak.
Dobrze znał ten głos. Należał do wili, której kiedyś pomógł. Z jakiegoś powodu uznała, że dobrym sposobem odwdzięczenia się mu, będzie wyzwanie. Chciała sprawdzić, czy Harry będzie w stanie się jej oprzeć.
Trafiło się charłakowi zaklęcie!
- Musisz teraz? Ostatnio miałem zbyt wiele na głowie. Gdy będę mógł, to ci odwiedzę i nawet kupię ci kwiaty, tylko do stu hipogryfów, nie dzisiaj!
Spojrzała na Harry'ego urażona i wróciła do swoich towarzyszek zbrodni. Jakie szczęście, że nie jest narażony na ich hipnotyzującą muzykę połączoną z zgubnym tańcem śmierci.
- A teraz - rozległ się ponownie głos Ludona - uprzejmie proszę wyciągnąć w górę różdżki... oto maskotki narodowej reprezentacji Irlandii!
Na stadion przyszybowało coś na kształt zielono-złotej komety. Okrążyła stadion, by później rozdzielić się na dwie mniejsze. Każda pomknęła ku słupkom bramkowym po obu stronach boiska, nad którym rozkwiatała tęcza, łącząca dwie świetliste kule. To coś nowego, choć przereklamowanego. Nie miał wątpliwości, że tym razem wykorzystali złoto Leprokonusów. Nic nie warte złoto, które znika po kilku godzinach.
Rozległy się ochy i achy niczym podczas pokazu sztucznych ogni. Tęcza zbladła, a świetliste kule znowu się połączyły, tworząc wielką, błyszczącą koniczynę, która wzniosła się ku niebu i zaczęła szybować nad trybunami. Tak. Spadło złoto Leprokonusów.
- Wspaniałe! - krzyknął Ron, gdy koniczyna przelłynęła nad ich głowami, obsypując ich złotymi monetami.
Co się dzieje w jego głowie? Przecież koniczyna jest zielona! Jakim prawem nie pozwał Irlandii do sądu!?
- Leprokonusy! - zawołał Artur, przekrzykując ryk tłumu; wielu widzów nadal walczyło o złote monety, miotając się między rzędami i pełzając pod fotelami. Czy oni wiedzą, jakich robią z siebie idiotów?
- Masz! - wrzasnął uradowany Ron, wsypując Harry'emu w dłoń garść złotych monet. - Za omnikulary! I, że zaakceptowałeś Herm... Harry!
Harry puścił monety na ziemię. Przecież za kilka godzin zniknie.
- Ron, to złoto Leprokonusów. Zniknie - kolejna rundka tłumaczenia rzeczy oczywistych.
Oczy Rona były niczym spodki. Wypuścił całe złoto, robiąc się czerwony.
- Faktycznie. Przepraszam, że chciałem ci je wcisnąć - mruknął.
- Ron. Po co je upuściłeś? - spytał Harry z uśmieszkiem.
- Przecież się nie nadaje. Sam tak powiedziałeś - Harry usiłował nie jęknąć. Przecież był powód, dla którego to złoto istniało!
- Ron, właśnie o to chodzi. Zniknie. Nie jest nic warte, a wygląda jak prawdziwe i się tak zachowuje. Nigdy się nie zakładałeś?
Spojrzał na Freda i George'a, którzy utkwili w nim wzrok. Chwilę później obmyślali plan zdobycia fortuny.
Mecz się zaczął. Harry oczekiwał niesamowitych akcji, walki na śmierć i życie, spadających ludzi w walecznej walce, jak za dawnych czasów.
Bo niby skąd się wzięło przysłowie Raz na miotle, raz pod miotłą?
Jedyne co zobaczył ekscytującego, to miażdżące zwycięstwo Irlandii, oraz słaby, ale udany, zwód Wrońskiego. Resztę meczu się nudził. No, może poza...
- Dziesięć na zero dla... Slytherinu!? - cały stadion pogrążył się w dziwnej, pełnej napięcia ciszy. Później rozległy się śmiechy. Co jak co, ale Slytherina cały świat zna. Nawet Hermiona nie wytrzymała.
Pod koniec usłyszał za sobą nerwowe szeptanie:
- Wysoko, wysoko, ale Mróżka musi pilnować... - gdy się odwrócił zobaczył tylko skrzatkę. Jednak miejsce koło niej... Wydawało się być z nim coś nie tak...
Harry zwalił to na zmęczenie. Jednak przez resztę dnia czuł na sobie czyjeś, niedające mu spokoju natarczywe spojrzenie, które uciekało, gdy tylko się odwrócił.
- Harry! - zawołał Fred, idąc w kierunku Harry'ego i trzymając garść monet. George maszerował tuż za nim. - Złoto Leprokonusów jednak nie jest takie bezużyteczne.
Harry zamrugał zaskoczony. Czy oni naprawdę...
- Oni naprawdę poszli na te zakłady? - niedowierzał.
Nie potrzebując odpowiedzi wybuchnęli niepochamowanym radosnym śmiechem.
~•~•~•~
I co o tym sądzicie? Uważam, że wyszło o wiele lepiej niż poprzednie, ale ostateczną ocenę zostawiam wam.
Przepraszam, że takie krótkie, ale... To cisza przed burzą :)
W kolejnym będzie akcjaa!
CZYTASZ
DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️
FanficDursleyowie wyjeżdżają na tydzień do Paryża, a Harry'ego zostawiają (z niechęcią) samego w domu. Przez przypadek znajduje dokumenty adopcyjne i okazuje się, że Potterowie nigdy nie byli jego biologicznymi rodzicami... *** Cały świat należy do J. K...