3

9K 465 417
                                    

Schował się za krzakiem, jak najbliżej bramy. Obserwował pana i panią Smith dyskutujących, czy wejść zapytać co się stało, czy wrócić do domu i zapomnieć o tym. Przewrócił oczami z irytacją. Ona w świecie magii by nie przetrwała, zwłaszcza, że każde takie uderzenie może oznaczać coś złego. Właściwie w świecie mugoli też.

Obrócił się, by zerknąć na węże, które pełzły za nim i czekały na rozkazy. Dowiedział się już, że najstarszy i największy z nich, ten który odezwał się do niego pierwszy, ma na imię Sachmet. Był normalnych rozmiarów dorosłym czarnym wężem o błyszczących, jeszcze czarniejszych oczach.

Drugim wężem, który się do niego odezwał, była Sasha. Jej łuski były pomarańczowe, a więc bardzo widoczne, dlatego ona ukrywa się najczęściej z całej czwórki.

Trzecim wężem był Sammu. Był zwykłym brązowym wężem we wzorki, którego widzi się w encyklopediach. Nie żeby miał do nich jakiś większy dostęp.

Ostatni z tej czwórki był najmniejszy i bardzo nieśmiały. Miał na imię Abaddon, co było całkowitym przeciwieństwem jego osobowości. Jego łuski były ciemnozielone, w kolorze trawy, a oczy miał jak szparki. Tęczówka była pionowa, a nie okrągła, co powodowało u Harry'ego lekki dreszczyk, gdy na niego spojrzał.

— A może to ten bandyta... jak on miał? Potter? — podsunął pan Smith, a pani Smith spojrzała na niego niedowierzająco.

Odwrócił się z powrotem w kierunku małżeństwa. Utkwił wzrok w panu Smith z nienawiścią. Przypomniało mu się, jak trzy lata temu, gdy Dursleyowie powiedzieli mu, że chodzi do jakiegoś tam Brutusa, to zaczął go wyzywać i za każdym razem, gdy go widział, to sprawdzał, czy ma dalej przy sobie portfel. Niby to nic takiego, ale gdy był młodszy, to naprawdę poczuł się zdradzony. Zwłaszcza, że wcześniej traktował go normalnie i raz czy dwa zaprosił go do siebie na herbatę i ciastka. Ale czego oczekiwać od mugoli spod Privet Drive?

Jego plan polegał na tym, by nastraszyć go, że jest jakimś czarodziejem, a był nim, więc to nie takie trudne. No i wiedział, że mugole panicznie boją się węży, gdyż byli wyjątkowo podatni na ich jad. Musiał to wykorzystać.

Kucnął i wyciągnął rękę w kierunku pomarańczowej wężycy.

— Sasha, schowaj się w rękawie. Wy tu zostańcie i czekajcie na znak.

Oczywiście, Panie.

Sasha owinęła się wokół jego ręki. Wstał i wyszedł zza krzaków ze swoją miotłą i kufrem. Udał się w kierunku kłócącej pary pewnym krokiem. Gdy pan Smith zdał sobie sprawę, że to ten Potter wskazał na niego oskarżycielsko palcem, co było niegrzeczne – zero wychowania – i zaczął na niego krzyczeć.

— To ty! Ten wybuch to pewnie twoja sprawka! — warknął śliniąc się przy tym jak buldog. To było degustujące.

— A po czym pan wnioskuje, że to ja? — zapytał Harry niewinnie wychodząc całkowicie, by pokazać im kufer i miotłę. Pan Smith spojrzał nierozumiejąc.

— Zrobiłeś coś tam, nawet nie będę dociekać co... i teraz uciekasz, tak? Po co ci do tego miotła?! To jakieś narzędzie zbrodni?! — wykrzyknął.

Harry zrobił mistrzowskiego facepalma i roześmiał się.

— Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Miotła... naprawdę? — Miał problem z kontrolowaniem śmiechu. Jednak po kilku chwilach się uspokoił. — Nie szuka pan tam, gdzie trzeba, panie Smith. Jak to mugole mówią? A! Fantasy, science fiction... takie rzeczy.

Małżeństwo Smith spojrzało na niego całkowicie ogłupiałe. — Mugole? — powtórzyli niepewnie.

— Taaak. Tacy pozamagiczni goście, tacy jak wy — powiedział, by zabrzmieć na jakvnajbardziej wyluzowanego.

DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz