18

7.4K 437 391
                                    

Dydykowane moim przyjaciółkom: szakira2004, Katelyn-Ann oraz KityxYT za wytrwałość w śledzeniu tego FanFiction i błyskotliwe komentarze, które za każdym razem zwalały mnie z nóg. Wypada też dodać, że należy im się szacunek za cierpliwość w byciu moimi terapeutkami i to dzięki nim nie załamałam się życiem i głupotą innych...

Szczególne podziękowania dla KityxYT oraz członków jej grupy badawczej, która z ogromnym zapałem podjęła się próby zbadania mózgu Ronalda Weasleya. Oto wyniki:

I bez zbędnych ceregieli zapraszam do dalszej części!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I bez zbędnych ceregieli zapraszam do dalszej części!

-------

- Ty masz mózg, czy amebę? - warknął z niedowierzaniem Harry. Pokręcił z frustracją głową i machnęciem ręki kazał mu przyśpieszyć. - W takim razie trzymaj się mnie. Jak u licha zapomniałeś różdżki!?

- Nie mam pojęcia! - jęknął rudowłosy z trudem łapiąc oddech.

Dotarłszy do skraju lasu, obejrzeli się. Tłum pod rodziną Robertsów urósł jeszcze bardziej; funkcjonariusze ministerstwa próbowali przedrzeć się do środka, ku zakapturzonym czarodziejom, ale mieli z tym duże trudności. Wyglądało na to, że boją się użyć zaklęć, które mogłyby sprawić, że Robertsowie pospadają na ziemię. I w tym zgadzał się Harry, ponieważ zaklęcie swobodnego zwisu jest bardzo podatne na zaklęcia ofensywne i była duża szansa, że Robertsowie runą na ziemię, a to nie była mała wysokość.

Kolorowe latarnie, oświetlające drogę na stadion, pogasły. Między drzewami migały ciemne postacie, słychać było płacz dzieci i przerażone okrzyki, które nie były Harry'emu wcale obce. Czuł, jak raz po raz popychają go biegnący, których twarzy nie był w stanie dostrzec. A potem usłyszał krzyk bólu i poznał głos Rona.

- Co się stało? - zapytała że strachem Hermiona, zatrzymując się tak gwałtownie, że Harry na nią wpadł. - Ron, gdzie jesteś? Och, co za bezmyślność... Lumos!

Skierowała wąski strumień światła że swojej różdżki na ścieżkę. Ron leżał na ziemi.

- Potknąłem się o korzeń - powiedział ze złością, wstając.

- Trudno się nie potknąć, jak się ma taki rozmiar stóp - rozległ się drwiący głos za ich plecami.

Harry, Ron i Hermiona odwrócili się gwałtownie. Blisko nich stał samotnie Draco Malfoy, oparty o drzewo, rozluźniony i najwidoczniej bardzo z siebie zadowolony. Ręce miał założone na piersi i wyglądało na to, że oglądał całą scenę spokojnie zza drzew. Harry stwierdził, że to bardzo podejrzane, patrząc na okoliczności.

DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz