20

7.6K 479 448
                                    

- NIE!

Minęło kilka sekund, nim Harry i pozostali obecni zorientowali się, że to był zdesperowany głos Mrużki.

- Ja być skrzatem pana Croucha, sir. Ja nie móc... ja być pana Croucha skrzatem... - Powtarzała w kółko, wijąc się u stóp Barty'ego i patrząc wyłupiastymi oczami z niedowierzaniem na rękawiczkę przed nią.

Z cichym pyknięciem pojawił się u boku Harry'ego skrzat. Natychmiast można było zauważyć, że prezentował się dużo lepiej. Wcale się nie garbił i wyglądał na zadowolonego. Z dumą wydawał się pokazywać herb Slytherina na piersi i ramieniu.

Kolejne kilka chwil zajęło spostrzeżenie, jak przedstawił się stojący przed nimi, już nie nastolatek, a wyglądający na dorosłego rzekomy zbawiciel magicznej Anglii. Jakby na komendę, członkowie ministerstwa podnieśli na niego różdżki. Wystrzeliło kilka zaklęć, ale żadne nie dosięgnęły starożytnego czarodzieja.

- Dziękuję, Kali - szepnął Harry do skrzata, wiedząc, że to skrzat zneutralizował zaklęcia. - Spróbuj porozmawiać z Mrużką - dodał.

- Slyterin, sir. - Kali dygnął i podszedł do roztrzęsionej skrzatki.

Harry wiedział, że to co zrobił, było głupie, ale nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Nagrodą za to jest pokazanie się po prawie tysiącu lat ukrywania przed światem. Świetnie.

- Kim jesteś? - zażądał Barty.

- Faktycznie, nie przedstawiłem się odpowiednio - powiedział do siebie ironicznie. - Pozwólcie więc, że was oświecę. Nazywam się Harry Slytherin - powiedział nonszalancko.

Rozległo się kilka sapnięć i odgłosów niedowierzania. Amos jako jedyny roześmiał się sucho.

- Zabawne - rzucił obojętnym tonem Amos. - A teraz poddasz nam się dobrowolnie. Oddaj różdżkę i ręce na widoku. - powiedział bezczelnie.

Harry spojrzał z politowaniem na czarodzieja. Amos zacisnął mocniej palce na różdżce, a zalążek zaklęcia paraliżującego kształtował się na jej końcu.

Jak miał im to wszytko wytłumaczyć!? Gdyby był którymś z nich uznałby siebie za wariata. Zapewne nawet nie wysłuchałby do końca.

Spojrzał na przyjaciół, którzy cofnęli się zaskoczeni. Na ich twarzach malował się szok, zdrada, gorycz i załamanie. Nic dziwnego, skoro podążyli za kimś, kto nie był ich Harrym. Nie tym, którego znali.

Gdyby tylko wiedział co zrobić, by nikt nie został ranny, nie poczuł się zdradzony, ani, w jego przypadku, schwytany przez ministerstwo.

Przypomniał sobie o samotnej małej buteleczce, zawierającej Felix Felicis, schowanej w kieszeni jego szaty. Jakie miał szczęście, że wziął ją ze skarbca! Tylko jak teraz wypić ten eliksir, gdy wszycy obserwowali jego najmniejszy ruch? A gdyby tak...

- Buchorożec na dziesiątej! - wykrzyknął, a gdy wszyscy zwrócili światła swoich różdżek w tamtym kierunku, szybko sięgnął do kieszeni szaty po butelkę eliksiru i duszkiem wypił całą zawartość. Teraz będzie musiał tylko poczekać, aż Felix Felicis zacznie działać.

- Robisz z nas idiotów? - wykrzyknął Amos, zdając sobie sprawę, że żadnego buchorożca tam nie było.

- Wydawało mi się - odpowiedział Harry, śmiejąc się w duchu.

I wtedy Płynne Szczęście zaczęło działać. W jego umyśle pojawiło się mnóstwo pomysłów. Gdy Harry już miał zaraz o coś zapytać Barty'ego, widział widmo tego, jak czarodziej by się najprawdopodobniej zachowywał. Nie bez powodu uważnie monitorowano osoby z niego korzystających. Zbyt łatwo było go źle uwarzyć; większa dawka powodowała zawroty głowy, otumanienie i lekkomyślne zachowanie... a w dużych ilościach był trujący.

DRACO DORMIENS NUNQUAM TITILLANDUS | Harry Potter ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz