Smutny dzień jak prawie każdy podczas jesieni. Niebo było szare, gołe drzewa były poruszane przez lekki wiatr. Wydawało się, że depresyjny nastrój pokrył całe Detroit, a szczególnie posterunek policji. Ludzie nadal nie przyzwyczaili się do nowej rzeczywistości, co często skutkowało napadami na androidy, które przysporzało policjantom zawrotów głowy przez ciągłe zgłoszenia.
Niektórzy nie pracowali w terenie, lecz spisywali zgłoszenia na dotykowych ekranach. Szczególnie ciężko miał detektyw do spraw androidów, który zmuszony był spisywać zeznania pewnego starszego mężczyzny. Przesłuchiwany ciągle patrzył w stronę policjanta spode łba, oszczędzając jakiejkolwiek kultury.
A to tylko przez mały, okrągły, świecący obiekt na skroni.
- Dziękuję, panie Jenkins. Jeśli pan przypomni sobie coś jeszcze, to proszę się zgłosić na posterunku - powiedział z miłym wyrazem twarzy android, mimo że w myślach już dawno by go wyprosił za przedłużanie tak prostej rzeczy jak opowiedzenie swojej wersji zdarzeń.
Starszy pan jednak nie odpowiedział na słowa bruneta, po prostu wstał i mówiąc do siebie opuścił pomieszczenie, a następnie posterunek, myśląc że maszyna nie usłyszała tego co dukał pod nosem.
"Jebane maszyny" - doszło do Connora. Te słowa, mimo że powtarzane tak często, zawsze działały na niego tak samo. Jak płachta na byka.
Jedynym wyjątkiem był Gavin Reed. Codziennie wymyślał coraz to kreatywniejsze obelgi, by zrobić na złość koledze z pracy, jednak android lubił te sprzeczki. Najpierw odpowiadał pasywno-agresywnie, jednak po chwili przypominał sobie o fakcie, że jak to powiedział Hank: "Ten debil im bardziej cię lubi, tym bardziej będzie chciał cię wkurwiać. Nie zdziw się jak kiedyś ci nasra do butów, jak te jego koty. A jak nie lubi to i tak ci do butów nasra. Zamiast próbować z nim gadać, to mu porządnie przypierdol". Po cichu jednak miał nadzieje, że Gavin po prostu się z nim droczy, używając najgłupszych wyzwisk.
Sam Hank przyznał, że z jego starymi kumplami często się wyzywają, bo wiedzą że nikt tego nie robi na poważnie, więc android pomyślał, że to jakiś pokręcony sposób okazywania przez niego sympatii. Najdziwniejsze dla niego było to, że kiedy kierował się programem, to mało go obchodziła opinia innych. Teraz stał się cichszy, krążąc po posterunku jak duch.
Z okropnym humorem odłożył ekran na swoje biurko, po czym zaczął szykować się do wyjścia. Z grobową miną wyszedł z posterunku, idąc powoli w stronę domu Hanka.
Ten go przygarnął gdy tylko się spotkali pod Chicken Feed po rewolucji. Wiedział, że porucznik ma miękkie serce, ale nie że aż tak.Droga minęła spokojnie, co na ten trudny czas było wręcz niespotykane. Atmosfera była napięta, bo teoretycznie androidy były wolne, jednak do praw równych ludziom było im daleko. Jego rozmyślania przerwało połączenie od Markusa.
Chciał koniecznie się spotkać.
Dioda Connora zaczęła migać na znak analizy słów przywódcy Jerycha. Od czasu rewolucji nie zamienili ze sobą ani słowa. Wolał unikać androidów, które miały mu za złe rzeczy, które zrobił gdy byk maszyną. Zwłaszcza pewną rudą kobietę...
Stanął przed domem Carla Manfreda, wysyłając sygnał Markusowi, że jest już na miejscu. Drzwi się powolnie otworzyły, nie wysyłając żadnego komunikatu głosowego. Czyżby zepsuł się menedżer domowy?
Wkroczył do środka, zdejmując przy okazji marynarkę i czyszcząc buty. Ubranie zawiesił na haczyku, po czym poszedł tam, gdzie spodziewałby się zastać różnookiego - do pracowni Carla.
I miał rację. Był odwrócony do niego tyłem, przerabiał stary malunek, który wcześniej był w odcieniach niebieskiego, teraz jednak miał o wiele więcej kolorów.
CZYTASZ
Falling // Connor X Chloe
FanfictionConnor i Hank zajmują się kolejną sprawą związaną z androidami. Jednak ta jest inna, napawa niepokojem. Kto chciałby aż tak zaburzyć spokój w Detroit?