Rozdział trzeci - obiad

471 42 21
                                    


Rzesza leżał na łóżku w ubraniu i gorzkie łzy spływały mu po twarzy. Miał dość wszystkiego i wszystkich. Kolejny dzień i kolejna awantura. I oczywiście on jest winny! Bo przegrał wojnę! Więc zawsze będzie! To nie fair! – fuknął i skrzyżował ręce na piersiach. - Dlaczego ja mam zawsze najgorzej? Ten Amerykaniec zaczął, a ja muszę za niego obrywać. Nawet jeśli mu tylko oddałem. Ech.

- Te! Niemiec! Kolacja! – usłyszał krzyki Anglii. Westchnął jeszcze raz i wstał. Znowu musi się wmieszać w to durne towarzystwo. Nie mogliby go tu zostawić? Jadłby sobie w spokoju i gapił się w oczy pluszowego misia. Tak. Alianci podarowali mu kupę pluszaków, żeby miał co robić i nie chciał wychodzić na zewnątrz. Nie no super! Ile on ma lat? Wie, ze rocznikowo to tylko trochę ponad dwanaście, ale mentalnie (i z aparycji) jest dorosły ( z tym mentalnie, to trochę przesadziłeś).

Chcąc, czy nie chcąc zszedł po schodach do salonu, jak na ścięcie.

- No w końcu! Ile można czekać! – fuknął Ameryka, siedząc wraz z Sowietą przy stole. – Rusz się, przydasz się na coś! Weź talerze i nakryj do stołu! – postukał otwartą dłonią w blat.

- A ty nie mogłeś? – odciął się Rzesza, idąc do kuchni. Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi.

- No! Tu zastawa. – Francja ledwo musnęła go wzrokiem i wskazała na stos naczyń, leżących na blacie kuchenki. – Nakryj i śpiesz się, żeby nie kazać na siebie czekać.

Niemiec spojrzał w tamtym kierunku i westchnął długo i przeciągle.

- Coś się nie podoba? – warknął Anglia, wchodząc do kuchni.

Rzeszy wystarczył tylko rzut oka na postać flegmatycznego mężczyzny, żeby parsknąć śmiechem. Otóż Wielka Brytania miał na sobie biało-różowy fartuszek w kwiatuszki. I do tego świetnie dopasowaną minę czystego zła.

- Nie, no co ty buahahahaha masz na sobie? – zaśmiał się Niemiec, aż wycierając łzy, które utworzyły się mu z tego śmiechu.

- Nie śmiej się ty popaprany Nazisto-bahorze! – wrzasnął zaczerwieniony Anglik i próbował się zakryć, co spowodowało nowy wybuch śmiechu Rzeszy.

- Z czego się tak chichracie? – spytała dość ostro Francja, podchodząc bliżej. – Mam nadzieję, że nie ze mnie!

- Nie! Primo, nie z ciebie się nabijamy, secundo nie ja się śmieję, tylko ten smark! – rozsierdzony Wielka Brytania pokazał palcem na cały czas uradowanego Rzeszę.

- Nieładnie! – Francja pokręciła palcem Niemcowi, jak małemu dziecku, który się uczy jak ma funkcjonować w społeczeństwie.

- Ale on jest śmieszny! No, popatrz na jego fartuszek!

Kobieta lekko zadrżała, trzymając się za usta. Chyba też się śmiała, ale nie chciała dać tego po sobie poznać.

- Hej! Ile możne czekać na jedzenie? Mówiłem żebyśmy poszli do McDonalda, ale nie! – doszedł ich głos Ameryki z salonu.

Zaraz potem usłyszeli Sowieta.

- I dobrze, że nie poszliśmy! Tu przynajmniej masz normalny obiad, a nie jakieś śmieci z resztek!

- To nie są śmieci z resztek! – warknął Kapitalista.

- Oho! Trzeba iść, bo zaraz się pobiją! – powiedział Anglia i pchnął Rzeszę. – Zabierz talerze i nakryj do stołu! My zaraz przyniesiemy jedzenie.

Niemiec kiwnął głową, mając na końcu języka pytanie dlaczego Ameryka nic nie robi, jeno się wydziera na innych. A Sowiet? Czemu zajmują się obiadem tylko Francja, Anglia i on?

Ale wolał tego nie wypowiadać na głos. Nauczył się już, żeby swoje uwagi zachować dla siebie. Zacisnął więc zęby i zrobił to co mu WB kazał.

- O! Przyszedł nasz Nazi boy! Co tam tak długo robiłeś? – doczekiwał Ameryka.

- Śmiałem się z cudacznego fartuszka Anglii. – mruknął mężczyzna, próbując mówić normalnym tonem, co nie było łatwe. Nie znosił Ameryki, Wielkiej Brytanii, Francji i Sowieta. – Choć tego ostatniego dużo, dużo bardziej lubił niż resztę. Ha! Lubił! – poczuł, że policzki mu czerwienieją i zbiera się na płacz. – Żeby taką piękną przyjaźń zepsuć! To trzeba być nim, Nazistą znaczy.

Poczuł groźbę łez, więc prędko zaczął myśleć o czymś innym, żeby się nie rozpłakać, bo to dopiero byłby wstyd! I jeszcze ten Burger pomyślałby, że jego docinki go ruszyły! I jeszcze chętniej by mu dokuczał.

- Hej! Tylko mnie wolno się śmiać z fartuszka mojego ojca! – krzyknął Ameryka. Już mu coś nie pasowało. – Tobie nie! Ty powinieneś się zająć robieniem wszystkiego jak ci każemy najlepiej, a nie czymś innym! Dla kogoś takiego jak ty, nie ma śmiechów i dobrego humoru! Zrozumiałeś?

- T...tak. – wymamrotał cicho Rzesza i zajął się kładzeniem talerzy na stole. Sam obiad również przebiegł w ciszy.





Nowy rozdział specjalnie dla Ciebie  lord_ciuciong (nie mogę Cię oznaczyć)

Mam nadzieję, że już choć troszkę lepiej się czujesz. Nigdy nie miałam zwierzaka ( mam rybki, ale nie przywiązuję się do nich), więc nie wiem jak to jest go stracić. 

Więc ten rozdział to taka rzecz na pocieszenie. Mam nadzieję, że po przeczytaniu, będzie Ci choć trochę przyjemniej:)

Podzielony po wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz