Rozdział VII

24 4 0
                                    

Kiedy słońce zachodziło ja praktycznie byłam już u celu. Kierując się mapa za tym lasem w którym teraz jestem będzie Góra Targon, więc tylko przejść przez ten las. Słońce było coraz niżej a ja czułam wzrost mojej mocy. Idąc leśna sciezka ciągle myślami byłam przy Dewisie i osobach które nas zaatakowały. Kim byli? Porter też nie wiedział. Bał się i nie odzywał się ani nic. Nie dziwię mu się wcale.
Mam nadzieję tylko że Dewis z tego wyjdzie.. Bo z jego obaw okaże się jeszcze ze to ja stracę jego..
Nie wiem ile szłam z Leisą ale w ostateczności zrobiło się już całkiem ciemno i w odróżnieniu od ostatnich chwil w ostatnim czasie.. Nie byłam zmęczona. Pospieszyłam konia i ruszyłam na ślepo w ciemny las chcąc jak najszybciej dojsc do celu.

 Pospieszyłam konia i ruszyłam na ślepo w ciemny las chcąc jak najszybciej dojsc do celu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W końcu ujrzałam górę Targon.. Teraz tylko dojść do celu.. Wzięłam mapę i po ciemku szukałam tego co chciałam aż ostatecznie walcząc z tym udało mi się to osiągnąć. Założyłam kaptur na głowę, schowałam mapę i z uśmiechem na twarzy pogalopowałam w stronę mojego celu.
Zeszłam z konia i zapukałam do drzwi, czekałam chwilę aż w końcu otworzyła mi ona. Leona. Czułam wzrok tej kobiety na sobie, trzymałam swojego końca za lejce i głowę miałam spuszczona.
- szukam schronienia na noc.. - zaczęłam słabo - czy mogłabyś mi pomóc o Pani?
- tak ależ oczywiście - odpowiedziała ciepło nie będąc świadoma kim tak naprawdę jestem
- gdzie mogę zostawić moja klacz? - zapytałam cicho
- o to się nie martw - powiedziała wychodząc do mnie aby nie stać w drzwiach - Warmir! Synu! - zawołała głośno.
Nagle zza domu pokazał się wysoki chłopak o ciepłym uśmiechu, ciemnych blond włosach ściętych po bokach i upietych w warkocz i niebieskich oczach.. Podszedł do nas szybkim krokiem
-tak matko? - czułam jak mierzy mnie wzrokiem
- zabierz proszę konia tej Pani do naszej stajni -
Bez słowa wziął ode mnie lejce.. Przez co nasze dłonie na chwilę się spotkały.. Uniosłam lekko głowe i chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Spuściłam wzrok a Warmir odwrócił się i zabrał mojego konia. Poczułam jak Leona łapie mnie za ramię i wciąga do środka. Zamknęła drzwi i stanęła na przeciwko mnie.
- jesteś głodna dziecko? - zapytała
-nie dziękuję.. - powiedziałam ściągając kaptur i uniosłam głowę tak aby patrzeć Leonie prosto w oczy
Leona spojrzała na mnie przerażona i widziałam jak sięga już po broń.
- to nie będzie koniecznie.. - powiedziałam smutno oddając swoją broń
-Diana co ty tu.. -
- nie jestem Diana - przerwałam jej - jestem jej córką mam na imię Julie -
Leona zmierzyła mnie wzrokiem i opuściła sobie sieganie po broń..
- to Diana ma córkę? - zapytała z niedowierzaniem lapiac się za serce - przepraszam ale jestem w szoku.
- wiem nie martwi się Pani o to.. - powiedziałam smutno czując że zbiera mi się na płacz - i wiem też że nie powinno mnie tu być.. Ale.. - łzy wpłynęły mi z oczu i leniwie wpływały po policzkach.
- chodź usiądź - powiedziała Leona pokazując mi gdzie mam usiąść
Usiadłam tam gdzie pokazała. Uspokoiłam się i zauważyłam jak Warmir ucieka na górę.
- wiem, że miała Pani nie ciekawe stosunki z moją matka.. Ale ja nie będę się w to mieszać. Nie będę ingerować w jej życie.. - zaczęłam - jestem tu w zupełnie innej sprawie..
- jak za tem mogę Ci pomóc? - zapytała bacznie mnie obserwujac
- moja matka nie żyje. - powiedziałam zaciskając zęby
Widać było po Leonie że jest w szoku.. Patrzyła na mnie i przez chwilę nic nie mówiła, zakryła dłonią usta i tylko patrzyła. Zastanawiała się pewnie co zrobić. Przy mnie nie będzie się cieszyć.
- jak nie żyje przecież ona.. -
- nie wiem - przerwałam jej - dlatego tu jestem, ostatni raz była tutaj.. Z tad wróciła w trumnie. - powiedziałam - działam na własną rękę nie chce zabijać.. Chcę po prostu wiedzieć co się stało.. Dlatego tu przyjechałam a wiem, że Pani jako jedyna w jakimś stopniu może mi pomóc. -
Leona patrzyła na mnie chwilę że smutkiem.
- nie jestes taka jak Twoja matka..
- często to słyszę - odpowiedziałam
- jak mogę Ci pomóc? - zapytała czujac się pewnie - nie zabiorę cię do klasztoru bo mnie z niego wyrzucili a zresztą masz ubiur jak Diana.. Jak cie zobaczą moga cię równo dobrze zabić.
- spokojnie.. Jestem w zbroi podobnej do zbroi matki tylko na czas podróży.. - westchnęłam - jutro będę wyglądać inaczej.. Jak nie matka lecz jak ja u mnie runy nie są na stałe, pojawiają się tylko gdy używam mocy. - wytłumaczyłam
-dobrze.. - zamysliła się - pościele ci na gorze tam masz łaźnie jakbyś potrzebowała się umyć. Jutro pomyślimy co dalej.. Zaraz też zrobię Ci coś do jedzenia..
- dziękuję - wstałam i uśmiechnęłam się delikatnie i poszłam w stronę łaźni.

Córka kapłanki Księżyca. Zagubiona tajemnica śmierci. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz