ŁAMIĄC ZASADY

42 6 0
                                    

***
- Ugh... Daj już spokój! Wejdę za ten głupi płot i pokażę ci jak się bawić!

Harry uśmiechnął się zwycięsko, a ja zdałam sobie sprawę na jakie dziecko wyszłam... Totalnie dałam się nabrać, ale było już za późno by to odkręcić, bo chłopak już się wspinał po kraciastej bramie.

***
Gdy faktycznie stanęłam po drugiej stronie przeszły mnie dreszcze, a moje odważne słowa zmieniły się w idiotyczne majaki, których wypowiedzenie chciałam cofnąć. Jedyne co mi na to nie pozwalało była moja duma, która usilnie trzymała mnie w ryzach. Tak naprawdę rzadko robię coś co wykracza poza przepisy, ale bardzo nie chciałam, by słowa Stormfielda były prawdziwe.
Może faktycznie byłam tchórzem? Nieważne.
Na razie miałam na głowie swoje przerażenie.
No i jeszcze pewnego durnia, który non stop przypominał mi o moim postępku tym swoim uśmieszkiem.

- Gdzie idziemy najpierw?
- Mnie się pytasz?
- A jest tu ktoś inny poza mną i tobą, no i tamtym ochroniarzem?
- Co?! - odwróciłam się jak oparzona tam gdzie wskazywały jego oczy, ale mój wzrok napotkał tylko wyłączoną karuzelę z kucykami. Znowu mnie nabrał. - Prawdziwy z ciebie dureń - skwitowałam, ponownie się obracając.
- Hahaha twoja mina! Żałuj, że siebie nie widziałaś.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Co ty robisz?

Stanął przy drewnianej łódce gotowej pomieścić jakieś cztery osoby. Sięgnął po coś do środka, a jego uśmiech się rozpromienił.
- Dawaj popływamy.
- Czyś ty do reszty oszalał? Wszystkie atrakcje są wyłączone.
- Niby tak, ale tutaj jest wiosło. Najwyraźniej z przodu jest miejsce dla przewoźnika, który uruchamia łódkę "ręcznie". No dalej, nic ci nie będzie.

To był okropnie zły pomysł.
Tak mi podpowiadał rozum.
A jednak wyzywające spojrzenie Harry'ego sprawiło, że uciszyłam jego głos. W końcu, miałam mu udowodnić, że potrafię łamać zasady!
Musiałam choć raz spróbować zrobić coś nowego i zaryzykować.
Z tą myślą -pochodzącą być może z serca, być może skąd inąd- wsiadłam do łódeczki, a Harry ruszył za mną, wiosłem odpychając nas od brzegu.
Po chwili nurt przyspieszył i Harry nie musiał już wiosłować, więc usiadł naprzeciwko mnie. Prąd niósł nas w dół sztucznej rzeki.
- No i widzisz? Nie jest tak źle.
- Potwierdzę, gdy cali i zdrowi dotrzemy do końca - zacisnęłam palce na ławeczce, robiącej za moje siedzenie. Trochę się bałam w końcu nie mogłam stwierdzić co mnie czeka.
Wpłynęliśmy do ciemnego tunelu.
- Trzęsiesz się, prawda?
- Nie. - skłamałam, starając się ukryć przyspieszone bicie mojego serca.
Harry chyba mi nie uwierzył.
Po krótkiej chwili poczułam na dłoniach delikatny dotyk. Wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, uspokajało mnie.

Trzymaliśmy się za ręce w tej całkowitej ciemności i w końcu ujrzeliśmy światło.
Jednak nie było to światło na końcu tunelu, a na suficie jaskini (wreszcie mogłam ujrzeć, że tunel zrobiono na wzór naturalnie wyrzeźbionej groty).
Spojrzeliśmy w górę, a naszym oczom ukazał się niewiarygodny widok.

Na sklepieniu lśniło i połyskiwało tysiące drobnych klejnocików, wielkości niewielkich muszelek.
Było ich tak wiele, że nie sposób było je zliczyć, błyszczały błękitnym światłem, które odbijało się w lustrze wody.

Co jakiś czas drobny kamyczek spadał i z chlupnięciem oddawał się w objęcia głębin.
Wyglądało to jak deszcz światła.

Na dnie, co postanowiłam sprawdzić, skrzyły się kolejne setki światełek.
Wyglądały jak gwiazdy, które nie mogły powrócić na niebo.
Aczkolwiek był to widok, zapierający dech w piersi.
- Sheri... - spojrzałam na Harry'ego, dosłownie na moment odrywając spojrzenie od cudownych klejnotów.
- Niezwykłe - byłam w stanie pełnego zachwytu, gdy spojrzałam co chłopak trzyma w dłoni. Jedną ręką wciąż przywierał do mojej, a w drugiej lśnił, większy od tych, które zauważyłam, kamień.
Był takiego samego błękitnego koloru i skrzył się z podobnym pięknem, jednak ten był wielkości około trzech centymetrów, podczas gdy te pozostałe miały maksymalnie po centymetr.
Był wspaniały.
- Tego to się chyba nie spodziewałaś po tej wycieczce?
- Ani trochę - z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się to w "gwiazdy" na sklepieniu, to w kamyk Stormfielda, to w nasze złączone dłonie.

Podkusiło mnie coś, być może sam diabeł, że spojrzałam w jego oczy, a gdy już to zrobiłam nie mogłam oderwać wzroku.

W tym momencie przepiękne kamienie straciły na urodzie, bo jego oczy błyszczały niemożliwym do zgaszenia płomieniem.

To jest ten ogień, który rzuca na kolana wszystkie dziewczyny?
Ta śmiałość, pewność i determinacja?
To wszystko co cechuje burzę, gdy niszczy  każdego na swej drodze?

Jego spojrzenie na zawsze burzy mój obronny mur, który podświadomie budowałam przez te wszystkie lata.
Powtarzam sobie, że mam się opamiętać, ale chyba jest już za późno.

Ta burza porwała mnie na zbyt głębokie wody i uwięziła... A ja nawet nie zorientowałam się kiedy.

Zbliżył się, nieznacznie ściskając moją dłoń.
Jego twarz była na odległość zaledwie kilku centymetrów.
Jego usta, lekko rozchylone, zbliżały się do moich.
Jego oczy, podobnie jak i moje, mozolnie się zamykały.
Oboje poruszyliśmy się do przodu, by być bliżej siebie.
Już prawie dosięgamy.
Jeszcze zaledwie parę milimetrów i...

- HEJ! CO WY TU ROBICIE?!?!

Przerażeni podnosimy powieki i rozglądamy się dookoła. Wypłynęliśmy z tunelu, a na prawym brzegu drze się na nas okropnie nieprzyjaźnie wyglądający ochroniarz.
- Cholera! Skacz!

W oku mgnienia wykonuję polecenie i wyskakuję na ląd po lewej.
Biegniemy w stronę bramy, którą weszliśmy, najszybciej jak potrafię przeskakuję przez płot z pomocą Harry'ego i czekam na niego dosłownie moment. Biegniemy ścieżką w stronę mojego domu, nie obracając się wstecz.

Jesteśmy zszokowani i przerażeni, a jednak... oboje szczerzymy się jak idioci.
Słyszałam oskarżycielskie krzyki ochroniarza w oddali, ale biegłam.

Szczęśliwa jak głupia.
Śmieję się razem z Harry'm.
No bo przecież to było wspaniałe.

Przyznaj sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz