- Już dobrze? - Zapytał Stormfield, podając mi butelkę z sokiem pomarańczowym. Siedzieliśmy na ławce w parku niedaleko naszej szkoły, bo król uznał, że powinnam się przejść i trochę uspokoić.
Wolałam mu nie mówić, iż to właśnie jego obecność dawała mi największe ukojenie.
- Tak, dziękuję... Za wszystko.
- Nie masz za co dziękować. Mówiłem, że gdybyś mnie potrzebowała to zawsze ci pomogę. - Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi i wzięłam łyka soku. Dlaczego on jest taki miły? - Możesz mi powiedzieć co się stało? - W jednej chwili moje uspokojone już serce ponownie zaczęło szybciej bić.
Zrobiło mi się niedobrze, nie chciałam, by o to pytał.
Jednak to było dziwne.
Z jednej strony chciałam się skulić i wcisnąć mu, że nie chcę o tym mówić, a z drugiej naprawdę potrzebowałam się wygadać. Wyrzucić wreszcie z siebie jak bardzo mi ciężko. Nikomu jeszcze o tym nie powiedziałam. Wciąż wmawiałam sobie, że poradzę sobie sama.
- Ja... - przełknęłam głośno ślinę, gdy gula w moim gardle zwiększyła się. Zgarbiłam się i próbowałam cokolwiek z siebie wydusić. - Ja tylko...
- W porządku. Nie musisz się zmuszać.
- Ja tylko... pokłóciłam się z mamą. To nic wielkiego.
- Pokłóciłyście się? O co?
- O to omdlenie...- powiedziałam ledwie szeptem, ale on i tak usłyszał. Starałam się zignorować jego pełny szoku i niezrozumienia wyraz twarzy.
- Jak to?... To dlatego tak panikowałaś jak dowiedziałaś się, że twoja mama zaraz przyjdzie?
- Tak.
- Była na ciebie zła? Za co?
- To moja wina. Powinnam była to przewidzieć. Przeze mnie musiała zwolnić się z pracy.
- Co do cholery? O to poszło? O to, że dla ciebie zwolniła się z pracy? To brzmi śmiesznie.
- Nieprawda. Praca mojej mamy jest bardzo ważna, musiała się pewnie przeze mnie najeść wstydu przed współpracownikami.
- O czym ty mówisz dziewczyno?
- Nieważne, nie zrozumiesz.
- Staram się zrozumieć. Dlaczego twoja mama była zła za zwykłe zwolnienie się z pracy?
- Bo to ważna praca. Ona już taka jest. Ja... Ja jestem tylko problemem. - Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy zacytowałam rodzicielkę.
To bolało.
Tak bardzo bolało.
Czułam jak powoli się załamuję. Te słowa mojej matki zdawały się wszystko przypieczętować, przez tak długi czas się bałam. Samotności, braku domu i opieki, mojej matki. Nie czułam się bezpiecznie.
Bałam się bez przerwy, odkąd on zginął.
Czułam jak powoli popadam w rozpacz. Zapadam się i gubię, nie wiem kim jestem, ani co tu robię.
Co się dzieje? Tak się czuje osoba porzucona i zniszczona tyle razy?
Przez tyle lat moja matka powoli mnie niszczyła. Ciągłymi wyzwiskami, krzykami, obojętnością, czasami nawet przemocą. Byłam tylko dzieckiem, które straciło ojca, potrzebowałam bliskości, opieki i miłości. Nie dostałam tego.
W tym momencie czułam, że to już koniec.
Czułam jak zapadam się w otchłań.
Moje życie nabrało innych barw.Chciałam, by się skończyło.
- Nie waż się tak mówić! - Krzyk Stormfielda w sekundę mnie ocudził. Jakby ktoś wylał mi wiadro zimnej wody na głowę. O czym ja przed chwilą myślałam? Co się ze mną dzieje?
Pustym wzrokiem cała we łzach spojrzałam na niego i wydusiłam z siebie ciche słowa.
- Dlaczego?
- Bo to nieprawda! Nie jesteś problemem! Jesteś tylko dziewczyną, która najwyraźniej zbyt wiele czasu stara się być silna.
- Nic nie rozumiesz! Nie znasz mnie! Nic nie wiesz!!!
- Wiem, że nie jesteś sama. Choć pewnie tak myślisz. Masz przyjaciół, którym ufasz i młodszą siostrę.
- I mam dosyć! - Nie wytrzymałam, coś we mnie pękło i przelało szalę goryczy.
- Czego?
- Wszystkiego! Wszystkich! Mojej pochrzanionej matki! Tego, że sobie nie radzę! SWOJEJ BEZSILNOŚCI! Dzień w dzień patrzę na swoją siostrę i widzę jak ona też załamuję się pod ciężarem tego wszystkiego! Chcę być dla niej wsparciem, ale jak mam to zrobić jak sama sobie nie radzę?!
- Spokojnie, uspokój się. - Przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. - Będzie dobrze. Jestem przy tobie.
- Jak możesz tak mówić? Nawet nic nie rozumiesz. Nie masz pojęcia o czym mówię.
- Uspokój się i opowiedz mi o tym... ale nie tutaj. Chodź.
Chwycił mnie za rękę i prowadził gdzieś. Czułam się jak marionetka. Nie ruszałam się poza stawianiem kroków. Byłam jedynie przez niego prowadzona, jakby ktoś mnie uśpił.
CZYTASZ
Przyznaj się
RomanceNazywam się Sheri Battini. Do niedawna miałam całkiem normalne życie (no może poza matką, która z pewnych powodów mnie nienawidzi). Jednak wszystko się zmieniło, gdy moja kochana przyjaciółka postanowiła zabrać mnie na pewien mecz.... a do mojego ży...