Po wymeldowaniu się z hotelu wyszliśmy na świeże powietrze. Orzeźwiający, chłodny, a zarazem przyjemny wiaterek rozwiewał moje włosy, które i tak pozostały potargane po wczorajszej nocy. Przeczesałam dłonią niesforne kosmyki, co niestety nie wywołało spodziewanego efektu. Westchnęłam i poddałam się, w końcu to tylko włosy.
Bo to wcale nie tak, że muszę od razu dbać o nienaganny wygląd tylko ze względu na niemożliwie przystojnego bruneta maszerującego obok mnie.
Razem z Harry'm ustaliliśmy, że nie będziemy nikomu wspominać o poprzednim wieczorze, bo po co? Luis i tak jest przeciwny mojej przyjaźni z brunetem, nie chciałabym więc, by źle coś zrozumiał.
- To co teraz robimy? - zapytał mnie Harry, dziwnie spokojnym głosem.
- Jak to co? Idziemy szukać domu twojej ciotki!
- Ah, no tak racja - choć się ze mną zgodził, z jego głosu wyczułam, że coś jest nie tak. Zastanowiłam się nad tym chwilę. W sumie po wczorajszej "kłótni" z Karen, sama nie miałam ochoty na powrót do domu.
- Chyba rozumiem co czujesz.
- Co?
- Ja też nie mam ochoty oglądać tego niesławnego rodzeństwa, ale reszta pewnie się martwi. - uśmiechnęłam się krzywo, a Harry tylko westchnął i spojrzał na mnie dziwnie.
- Racja, zwłaszcza, że nie możemy się z nimi skontaktować - powiedział, machając swoją komórką. W hotelu nie było żadnej ładowarki, kabla, czy czegokolwiek, więc nasze telefony wciąż były martwe. - Pospieszmy się. Nie chce mi się chodzić po mieście na kacu. Ta laska z recepcji mówiła, że wezwała nam taksówkę, zaraz powinna przyjechać - wyjął z kieszenie papierosy i zapalił jednego. Zaciągnął się dymem, po czym wypuścił go z ust, wyglądając przy tym jakby wiedział, jak dobrze się prezentuje, albo robił to specjalnie.
- Harry?
- Hm? - spojrzał na mnie, przymrużając oczy i zaciągając się raz jeszcze.
- Jak długo już palisz?
- Cóż...Byłoby parę lat.
- Myślałeś żeby rzucić?
- Może kiedyś. A co? Aż tak ci przeszkadza?
- Owszem. Śmierdzisz. - zaśmiał się gardłowo i niemal zakrztusił się tym gównem.
- Jesteś bardziej bezpośrednia niż sądziłem, wiesz?
- Bo teraz jesteśmy przyjaciółmi. To nie tak, że wcześniej mi to nie przeszkadzało. Po prostu... Nie planowałam przywiązywać uwagi do naszej znajomości, więc nie była to moja sprawa. Aczkolwiek teraz, kiedy się przyjaźnimy, będziemy spędzać ze sobą więcej czasu i... - dmuchnął mi dymem w twarz.
- ...I nagle jest to twoja sprawa? A co jeśli się nie zgodzę?
- Jeszcze o nic nie poprosiłam.
- Ale zamierzałaś. Teraz się wahasz, bo ci przerwałem. Zastanawiasz się, czy jak postawisz mi ultimatum faktycznie wybiorę ciebie, a nie papierosy.
- Wcale nie zamierzałam tego robić!
- Sheri. Lubię cię. Naprawdę. Ale jeszcze żadnej dziewczynie nie udało się zmusić mnie do rzucenia palenia. Dlaczego uważasz, że tobie się to uda?
- Ugh! Przestań!
- Przecież nic nie robię!
- Zachowujesz się jak dupek.
- Co? JA? Bo nie chcę rzucić?!
- POWTÓRZĘ RAZ JESZCZE. NIE ZMUSZAM CIĘ. NAWET O TO NIE PROSIŁAM, WIĘC USPOKÓJ SIĘ I PRZESTAŃ ZACHOWYWAĆ JAKBYM PRÓBOWAŁA CIĘ KONTROLOWAĆ!
CZYTASZ
Przyznaj się
RomansaNazywam się Sheri Battini. Do niedawna miałam całkiem normalne życie (no może poza matką, która z pewnych powodów mnie nienawidzi). Jednak wszystko się zmieniło, gdy moja kochana przyjaciółka postanowiła zabrać mnie na pewien mecz.... a do mojego ży...