28. »Scena rodem z komedii«

3.5K 254 408
                                    

~ polecam przypomnieć sobie ostatni rozdział, bo po takiej przerwie możecie już nic nie pamiętać, a to kontynuacja wydarzeń xD ~

— Tęsknię za nami i za tym uczuciem beztroski. — Podsunęłam kolano do brody i objęłam je rękami, starając się wreszcie odciąć od mieszanki wspomnień i wyobrażeń. — Po prostu kiedyś nie musiałam martwić się ani o dom, ani o ludzi, ani o własne problemy. Kiedyś wszystko było prostsze.

Ilain też podsunął nogi z powrotem na most, a potem usiadł po turecku, przodem do mnie.

— Masz tylko osiemnaście lat. Gdyby wszystko było u ciebie w porządku, jak to zawsze utrzymujesz, czułabyś czasem beztroskę. Myślę, że sama zamykasz sobie do tego drogę, odcinając się od tych, którzy mogą ci pomóc.

Westchnęłam i wreszcie odwróciłam głowę w jego stronę. Ktoś tu chyba naprawdę wziął sobie robienie mi za terapeutę do serca.

— Myślisz, że byłabym w takiej sytuacji, w jakiej jestem, gdyby to było takie łatwe?

Zacisnął usta. Jego blizna na podbródku uwydatniła się, więc przez dłuższy czas się na nią gapiłam.

— Zagrajmy w dziesięć pytań, Lacey — wypalił po chwili ciszy.

— Po co? — odparłam wciąż zirytowana poprzednią wymianą zdań. — Uszanuj to, że mogę nie mieć ochoty się uzewnętrzniać.

— Nie każę ci się uzewnętrzniać, po prostu zmieniam temat. — Wzruszył ramionami. — Za chwilę i tak sama byś to zrobiła, bo nie podoba ci się, że nadepnąłem na twój czuły punkt.

Miałam ochotę coś mu zrobić. Nie wiedziałam konkretnie co (na pewno nic przyjemnego), w każdym razie ledwie się od tego powstrzymałam. Mimo że wiele razy przekonałam się, jak bezczelny potrafił być, nijak nie umiałam się na to uodpornić. A już zwłaszcza kiedy tak trafnie wyciągał na mój temat wnioski.

— To tylko dziesięć pytań — kontynuował — odpowiadamy na tyle wyczerpująco, na ile chcemy. Jedyny warunek jest taki, że trzeba udzielić odpowiedzi. No chyba że trafi się jakiś wyjątkowy przypadek, wtedy można wykorzystać pas. Ale tylko jeden raz.

Nic nie mówiłam. Z nieprzekonaną miną podciągnęłam drugą nogę i też usiadłam po turecku.

— No dawaj, Jaskółko.

Poprawił się, przez co znalazł się odrobinę bliżej, a nasze kolana się zetknęły. Spojrzałam na nie. Przełknęłam ślinę, chociaż ledwie się dotykaliśmy.

— Dobra — wypaliłam spontanicznie — ale ja zaczynam.

Uśmiechnął się, usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.

Dlaczego spotkałeś się dziś z Faith? — zasugerował mój mściwy mózg, ale wiedziałam, że takie wścibstwo byłoby przesadą. Zmarszczyłam brwi, starając się wymyślić coś mniej... atakującego?

— O jaki zakład chodziło, gdy pofarbowałeś włosy?

Zaśmiał się niezręcznie; trochę tak jak to się robi, gdy wszyscy śpiewają ci sto lat, a ty stoisz pośrodku, nerwowo zaciskając ręce na kieliszku szampana i udajesz, że ci z tego powodu niezwykle miło.

— Naprawdę muszę na to odpowiadać?

— Przecież sam to wymyśliłeś. — Wzruszyłam ramionami.

Wzniósł oczy ku niebu.

— Przed wakacjami założyłem się z Harper, że zaproszę Josie na randkę.

Głos, za którym idęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz