37.•✦Wszystko w porządku✦•

3.7K 201 134
                                    

D W A   I   P Ó Ł   R O K U   W C Z E Ś N I E J


Zacisnęłam palce na materiale jego koszuli i odchyliłam się.

Moje powieki runęły, niby teatralne kurtyny, przed oczami rozpostarła się ciemność. Istniała już tylko wyimaginowana scena o nieokreślonym kształcie — po jej środku — my. Akcja: sensualne przedstawienie przyśpieszonych oddechów i subtelnego dotyku. Usta Aydena pnące się wyżej, wzdłuż szyi, raz po raz zbliżające się do moich własnych. Czekałam — był powolny, lecz konsekwentny, co doprowadzało do szaleństwa. Ale czekałam.

W końcu mnie pocałował: podciągnęłam się wyżej, oplotłam ramionami jego kark, on chwycił moje uda i posadził przed sobą. Jakiś kubek spadł z biurka, nie zwróciliśmy na niego uwagi, dopiero gdy spadł następny, Ayden bez zastanowienia zrzucił pozostałe mogące rozpraszać przedmioty i delikatnie pchnął nas na blat. Wygięłam się w łuk, gdy całował mój brzuch. Jego dłonie wędrowały po moim ciele w niespokojnych ruchach, ja zaś równie niespokojnie wciągałam i wypuszczałam powietrze, chłonąc jego dotyk jak spragnione bliskości zwierzę.

Aż wreszcie odsunął się i zawisł nade mną, a jego spojrzenie spadło na mnie tak nagle i tak czule — ot, pierwszy śnieg muskający poczerwieniałe od mrozu policzki i zadarty do góry dziecięcy podbródek.

Za każdym razem, gdy patrzył w taki sposób, wyobrażałam sobie, że we wszechświecie wytwarzał się jakiś inny wymiar. Inna, mniejsza, prywatna wersja wszechświata, zarezerwowana wyłącznie dla nas na tak długo jak nie oderwiemy od siebie oczu.

Rozchylił usta (jesienne powietrze spierzchło mu wargi), może chciał coś powiedzieć, ale wyciągnęłam dłoń i ledwie stykając opuszki z bladą skórą, ułożyłam ją na jego skroni. Niespiesznie wędrowałam palcami wzdłuż kości policzkowej, a gdy dotarłam do podbródka, przeniosłam je na czoło i musnęłam grzbiet smukłego nosa, jak gdyby obrysowując jego kontur niewidzialną farbą.

Mijały cztery miesiące. To dziś: cztery miesiące, odkąd pod mój dom podjechało stare, rozpadające się auto, a z niego wysiadł ten chłopak. A ja nie wiedziałam! Jak mogłam nie wiedzieć, komu oddam to wszystko? Duszę, niewinność, wszystkie pierwsze razy. I że będę pragnęła tego tak ogromnie i desperacko; nie dlatego, by poczuć się doroślejsza, nie z ciekawości, tylko przez niego, przez to, co przy nim czułam. Tak po prostu oddałam mu siebie: każdy najmniejszy, połamany kawałek — zebrałam je w kupkę i przesypałam mu na dłonie, jak naiwne dzieci przesypują sobie przez palce kolekcje koralików czy kapsli.

Jesteśmy z papieru; wycięte, trzymające się za ręce lalki, którym ktoś dorysował czerwoną kredką serca. Bo tak niewiele wystarczy, by się zakochać. Sposób, w jaki ktoś się śmieje. W jaki chodzi, mówi i patrzy. Sposób, w jaki odbijamy się w jego oczach.

Moje palce zatrzymały się, gdy dotarłam do jego ust. Przełknęłam ślinę.

Czasami wolałam się upewnić.

Upewnić, że to właśnie rzeczywistość: to wszystko między nami, Ayden, czasami nawet ja. Gdy byliśmy razem, całe złoto Ziemi unosiło się w powietrzu i zbierało się wokół jego oczu, moich oczu, naszego prywatnego wszechświata. A ja nie byłam przyzwyczajona; nie wiedziałam, czy naprawdę zasługiwałam na tyle złota. Uczucia przysłoniły mi oczy czarną opaską i na oślep prowadziły do bram raju, mimo to co chwila podważałam materiał palcami, w strachu rozglądając się dookoła.

I właśnie wtedy on udowadniał, że nie miałam się czego bać: choć nawet nie zdawał sobie sprawy, że to robił. Na mojej chłodnej ręce — dotyk jego gorących palców. Jego uśmiech, gdy przenosił moją dłoń do ust, by czule ucałować jej wierzch. Delikatność, z  jaką ujmował moją twarz, by zetknąć nasze usta.

Głos, za którym idęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz