30. »Pomocy«

2.2K 195 196
                                    

T E R A Z

Nie jest tajemnicą, że żyjemy w wysoce zróżnicowanej społeczności. Co za tym idzie równie zróżnicowane były sposoby radzenia sobie ich przedstawicieli w chwilach wzmożonego stresu. Jedni uwielbiali wypłakiwać smutki w rękawy znajomych. Innym, takim jak ja, największe ukojenie przynosiły pusty pokój i biały, czysty sufit, tak idealnie kontrastujący z zawiłą zawartością głowy.

Skłonność do izolacji płynęła w moich żyłach odkąd pamiętam. Kiedy uczyłam się jeździć na rowerze i cały dzień zaliczałam gleby, za każdym razem podnosiłam się i w pełni zmotywowana usilnie wstrzymywałam się przed płaczem. Dopiero leżąc wieczorem w łóżku, bez kibicującej wesoło mamy, dawałam upust rozczarowaniu wprost w ramiona niczemu winnej poduszki.

Punktem zwrotnym dla mojej psychiki okazała się znajomość z Faith. Nie wiadomo jak i kiedy, pokochałam omawianie z nią nawet najbardziej osobistych rozterek, a śmiech zapisał się jako stały składnik codzienności. Zaczęłam otwierać się na innych i zwyczajnie pozwoliłam sobie na bycie sobą, co wbrew pozorom wymagało silnej pewności siebie, która u mnie zanikła jeszcze we wczesnym dzieciństwie, kiedy to nie przestawałam obwiniać się o odejście taty. Wydawać by się mogło, że, niczym zbawienie zstępujące z nieba, ekstrawertyczna natura przyjaciółki wykształciła klucz do schowanej w głębi mojej podświadomości puszki ukrywanych przed światem uczuć.

Dokładnie z tego powodu — zgubnego poczucia bezpieczeństwa — żadna, kompletnie żadna komórka mojego ciała nie była przygotowana na zmiany, które niewątpliwie zatrzasnęły ów puszkę dogłębniej, niż była ona zamknięta kiedykolwiek wcześniej. Kiedy nasza przyjaźń się skończyła, czułam się, jakby podczas chrupania popcornu Bóg niechcący kichnął na mój budowany przez lata kolorowy świat i zdmuchnął z jego powierzchni wszelkie barwy. Bo w moich oczach właśnie tak to wyglądało: ciemna strona rzeczywistości niepostrzeżenie zabrała mi spod nóg stały grunt i choć wiedziałam, że prawdziwy problem nie tkwił w świecie, a we mnie, lubiłam tak to sobie tłumaczyć.

Trudno usychać z samotności, gdy reszta ludzi nie przestaje się śmiać i czerpać z życia garściami.

I chociaż tak naprawdę Bóg nie pozbawił świata barw, z całą pewnością ograniczył moją zdolność do ich dostrzegania. Stopniowo moje życie zaczęło przypominać czarno-biały film, aż wreszcie zdałam sobie sprawę, że stałam się ofiarą emocjonalnego daltonizmu.


Świat na chwilę stanął w płomieniach

naiwność ma swoją cenę

tęsknię za chłodem, był rozkoszą

dopiero teraz umieram w pożarze własnej duszy


Wtulona w kołdrę sięgnęłam po piątą z rzędu mandarynkę. Leżąca w moich nogach Daisy uniosła badawczo uszy i obserwowała wędrówkę mojej dłoni od szafki nocnej aż do ust.

— Powiedz "aaa" — mruknęłam pod wpływem jej błagalnego spojrzenia.

Wtuliła nos w mój brzuch, uniosła zadek i ochoczo pomachała ogonem.

— To nie "aaa", ale może być.

Podsunęłam jej pod pysk cząstkę mandarynki, a ta wciągnęła ją jak odkurzacz z teletubisiów. Mój pies zawsze był dziwny.

Odłożyłam obierki na talerzyk, a potem ponownie opadłam na poduszkę. Niechcący zepchnęłam z łóżka Ten Zeszyt, ale nie podniosłam się, żeby go poszukać.

Westchnęłam.

Daisy szczeknęła, chcąc nakłonić mnie do wstania i nakarmienia jej jeszcze jednym kawałkiem mandarynki.

Głos, za którym idęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz